PAP: Jakie jest pana najbardziej emocjonalne wspomnienie z sierpnia 1980 roku?
Andrzej Kołodziej: Trudno to przecenić, ale to chyba ten moment, kiedy władza zgodziła się na podpisanie Porozumień Sierpniowych. Samo podpisanie odbyło się w dwóch etapach. Najpierw było podjęcie decyzji, które odbyło się w południe, a już później, oficjalnie przed kamerami, nastąpiło samo podpisanie tego społecznego porozumienia.
Do tamtej chwili w zasadzie wszystkie protesty kończyły się rozwiązaniami siłowymi – totalitarna władza pokazywała swoją siłę i wszystko było tłamszone, niszczone. To był natomiast pierwszy moment, kiedy poczułem, że zwyciężyliśmy. Oczywiście miałem świadomość, że czeka nas ciągła walka o realizację tych porozumień, ale już sama zgoda na podpisanie pierwszego punktu – zgoda na utworzenie wolnych, samorządnych związków zawodowych w totalitarnym systemie komunistycznym – to była rzecz nie do przecenienia. Zresztą uważam do dziś, że to było największe osiągnięcie w moim życiu.
PAP: Powiedział pan, że tuż przed podpisaniem porozumień poczuł pan, że zwyciężyliście. Czy były takie momenty, kiedy myśleliście, że to może się jednak nie udać, że strajk nic nie da?
Andrzej Kołodziej: Ja wierzyłem w zwycięstwo, kiedy widziałem siłę ludzi. Prowadziłem strajk w Stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni. W tej stoczni nigdy wcześniej nie pracowałem; wówczas, gdy wybuchł strajk, to był pierwszy dzień, kiedy poszedłem do pracy. Stanąłem twarzą w twarz z dwunastoma tysiącami ludzi i namawiałem ich do tego strajku. Oni poszli za mną.
Widziałem, jak narasta w nich siła. Wtedy Trójmiasto stało się oazą wolności – nie tylko w Stoczni Gdańskiej, lecz we wszystkich strajkujących zakładach. Całe Trójmiasto było wolną Polską.
Ludzie w to uwierzyli. Widziałem reakcję ludzi: z jaką radością to odbierali i jak się z tym identyfikowali. Dla mnie Sierpień i dni poprzedzające podpisanie porozumienia były eksplozją utajonej w ludziach siły. Oni wyczekiwali momentu, w którym wypowiedzą to, co głęboko w sobie skrywali. Tak właśnie się wtedy stało.
Ani przez moment nie przyszło mi do głowy, że możemy przegrać. Kiedy ten strajk już się rozwinął, kiedy dołączyła do nas prawie cała Polska, to byłem przekonany o tym, że tego nie da się już odwrócić.
W Stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni mieliśmy główną drukarnię strajkową. To było wówczas pierwsze przełamanie cenzury. Nasza drukarnia w czasie sierpniowego strajku wydała blisko trzy miliony druków, nad którymi żadna władza nie miała kontroli. To było po raz pierwszy, na tak masową skalę, drukowane w Polsce wolne słowo.
Poza pierwszym punktem porozumienia – zgodą na utworzenie wolnych związków zawodowych i zwolnienie więźniów politycznych, którzy wtedy siedzieli w aresztach czy więzieniach – o resztę było bardzo trudno walczyć. Wiele z tych postulatów nigdy nie zostało zrealizowanych, szczególnie tych ekonomicznych i socjalnych.
Natomiast bardzo widoczna była wśród ludzi potrzeba uzewnętrznienia swojej wolności osobistej. To, co każdy indywidualnie myślał, przejawiło się w potrzebie solidarności. Zresztą większość z tego, o czym wtedy marzyliśmy – o współdziałaniu i solidarności państwa ze społeczeństwem, z narodem – jest realizowane dopiero teraz.
PAP: Jaki jest, w pana ocenie, najbardziej dramatyczny, trudny moment podczas strajku?
Andrzej Kołodziej: Dwa dni przed podpisaniem porozumienia, w nocy, dowiedzieliśmy się, że sowiecka Flota Bałtycka wpływa do Zatoki Gdańskiej. Otrzymaliśmy wiadomość z nasłuchu – ponieważ podsłuchiwaliśmy Służbę Bezpieczeństwa i ówczesną milicję – oraz z informacji wojskowych, że flota szykuje się do ataku na Stocznię Gdańską, właśnie na siedzibę naszego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Wtedy rzeczywiście taka groźba istniała.
Wówczas dla nas, kilku członków komitetu strajkowego, te informacje były szokujące, chociaż spodziewaliśmy się tego, bo wiedzieliśmy, kogo mamy za przeciwnika. Niemniej informacje o tym, że do zatoki wpływa sowiecka flota, a w lesie Trójmiasta gromadzi się wojsko – bo taka informacja także do nas w jakiś sposób dotarła – nie były już przelewkami.
To był moment decydujący. Wiedzieliśmy, że nie mamy na to wpływu, bo decyzje zapadały wśród władz już nie tylko polskich, lecz – ponieważ uczestniczyła w tym sowiecka flota – również moskiewskich.
Mieliśmy wtedy poważny dylemat – czy informować o tym ludzi, czy zachować to w tajemnicy. Nigdy nie wiadomo, czy mamy do czynienia z prowokacją, czy z autentycznym działaniem. Zdecydowaliśmy jednak, że skoro doprowadziliśmy ludzi do tego momentu, to pozostało nam już walczyć do końca.
Gdybyśmy się wówczas cofnęli przed samą groźbą, to byłaby to nasza klęska i wiązałoby się to z umocnieniem tego systemu na kolejne dziesiątki lat.
PAP: Jakie znaczenie miały wówczas Porozumienia Sierpniowe?
Andrzej Kołodziej: Żyliśmy wtedy w systemie totalitarnym – nie tylko w państwie, lecz właśnie w systemie, bo to dotyczyło całego obozu komunistycznego. To nasze ówczesne działanie – sierpniowy strajk, wymuszenie na władzy porozumienia i akceptacji dążeń społecznych – po raz pierwszy od dziesiątków lat pokazało, że można złamać totalitarny system komunistyczny. Dokonaliśmy wyłomu. Jak się potem okazało, wystarczyło kilka lat i ten system praktycznie przestał istnieć, a wiele narodów, dzięki „Solidarności”, odzyskało swoją niepodległość.
PAP: A jakie jest obecne znaczenie tego porozumienia?
Andrzej Kołodziej: To rzecz fundamentalna dla podstaw naszego nowego bytu, nowej niepodległości naszego państwa. My być może tak tego nie doceniamy, bo to jest nasze, a większość ludzi, zwłaszcza z mojego pokolenia, w tym uczestniczyło, każdy dołożył jakąś swoją cegiełkę i miał w tym udział.
Było dla mnie jednak miłym zaskoczeniem, kiedy kilka lat temu byłem w Stanach Zjednoczonych i w Muzeum Thomasa Jeffersona, jednego z ojców Deklaracji Niepodległości USA, zobaczyłem, że „Solidarność” jest umieszczona jako idea wolności i niepodległości obok Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Ludzie patrzący z zewnątrz widzą to chyba lepiej niż my.
PAP: Jak będą wyglądać tegoroczne obchody rocznicowe?
Andrzej Kołodziej: Już tradycyjnie w Gdyni organizujemy spotkanie dla uczestników tamtych wydarzeń. Kilka lat temu, wspólnie z Wojciechem Szczurkiem, prezydentem miasta Gdyni, ustanowiliśmy medal „Bohaterom Sierpnia ’80 Gdynia”, który jest przyznawany wszystkim tym, którzy mieli odwagę stanąć wówczas przeciwko totalitarnemu systemowi. Chyba jedyni w Polsce prowadzimy tego rodzaju inicjatywę.
Rokrocznie robimy takie spotkania. Odnajdujemy ludzi, którzy uczestniczyli wtedy w strajku, i odznaczamy ich medalem. W tym roku będzie to już blisko osiemset osób, które przez te pięć edycji udało się nam odnaleźć. Kiedy organizowaliśmy to spotkanie po raz pierwszy pięć lat temu, niektórzy z uczestników spotkali się pierwszy raz, po ponad trzydziestu latach od tamtych wydarzeń.
Natomiast w Gdańsku uroczystości odbywają się w tradycyjnych miejscach, m.in. w Sali BHP. Uczczona zostanie również pamięć o tych ludziach, którzy oddali swoje życie za walkę o naszą „Solidarność” i wolność. Powinno to przebiegać spokojnie, bez incydentów. Porozumienia Sierpniowe to fundament naszej na nowo odzyskanej niepodległości.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)