"Tropiciel złych historii" - pod takim tytułem ukazał się wywiad-rzeka z Martinem Pollackiem, austriackim reporterem, pisarzem i tłumaczem. Jednym z najważniejszych tematów jego twórczości jest konfrontacja z historią rodziny, a zwłaszcza ojca - Sturmbannfuehrera SS.
Martin Pollack to pisarz w szczególny sposób ukształtowany przez historię własnej rodziny. Jak opowiada w "Tropicielu złych historii" Katarzynie Bielas, jego ojciec, Gerard Bast, był Sturmbannfuehrerem SS, członkiem gestapo. Podczas wojny dowodził oddziałem specjalnym SS, który zajmował się "czyszczeniem tyłów frontu z elementów obcych rasowo"; działał na Słowacji, w Rosji i Polsce. Jak po wielu latach dowiedział się Martin Pollack, oddział jego ojca przeprowadzał egzekucje na ludności cywilnej, uczestniczył w pacyfikacji Powstania Warszawskiego, w zasobach oddziału były przenośne komory gazowe.
Matkę Pollacka, wówczas mężatkę z dwojgiem dzieci, Bast poznał podczas okupacji w Lintzu, gdzie był szefem gestapo. Martin urodził się w 1944 roku. Po zakończeniu wojny jego ojciec poszukiwany był listem gończym. W 1947 r. mieli całą rodziną wyjechać do Paragwaju, jak wielu nazistów, jednak nie doszło do tego, ponieważ Gerard Bast, który ukrywał się przed aliantami w bunkrze na przełęczy Brenner, został zamordowany przez miejscowego bandytę, który zapewne szukał pieniędzy i kosztowności. Matka Pollacka wróciła do swego byłego męża, który wychowywał Martina jak własne dziecko.
W dzieciństwie Pollack często jeździł w odwiedziny do swoich dziadków, Bastów, nazistów z przekonania. Wpajali oni wnukowi przekonanie, że jego ojciec był bohaterem, który zginął za słuszną sprawę Wielkich Niemiec. Jak wspomina Pollack, dziadkowie nie wykazywali cienia poczucia winy za reżim, który popierali, przeciwnie - czuli się niesłusznie skrzywdzeni, ponieważ Niemcy przegrały wojnę. Także w Lintzu, w domu matki i ojczyma, nie wyjaśniano Martinowi, czym tak naprawdę zajmował się jego ojciec. Wokół tego tematu panowało milczenie, ojczym także zresztą sympatyzował z nazizmem, był dumy, że chodził do szkoły z Hitlerem.
Jako 10-latek Pollack został wysłany do szkoły z internatem, gdzie spędził dziewięć lat. Jak wspomina, to właśnie szkoła - liberalna i demokratyczna - tak naprawdę miała na niego największy wpływ. O tym, co naprawdę robił jego ojciec podczas wojny, dowiedział się dopiero na studiach. Odkrycie teczki osobowej Gerarda Basta w archiwach SS było dla niego szokiem, podarł potem jedyny list - pamiątkę po ojcu. Babcia Bastowa była przerażona tym, że wnuk dystansuje się wobec nazistowskich tradycji rodzinnych. Próbowała go przekonywać, słała nazistowskie lektury.
Gdy Pollack zdecydował się na studia slawistyczne na Uniwersytecie Wiedeńskim, a potem w Warszawie, babcia potraktowała go jak zdrajcę. Napisała do wnuka list, w którym przestrzegała go przed ewentualnym związkiem z Polką czy Żydówką, którego - jak pisała - nigdy nie mogłaby zaakceptować. Żądała przysięgi na pamięć ojca, że Pollack tego nie zrobi. W odpowiedzi Martin zerwał stosunki z babcią. Dziś żałuje swojej radykalnej decyzji, choć babcia była nazistką, to jednak bardzo go kochała. Pollack przyznaje, że to właśnie przykład dziadków nauczył go, że można być zarazem ciepłym, kochającym człowiekiem, i jednocześnie nosić w sobie nienawiść do innych.
Historię ojca i swoich poszukiwań prawdy na jego temat Pollack opisał w książce "Śmierć w bunkrze", za którą otrzymał Literacką Nagrodę Europy Środkowej Angelus 2007. Inne jego książki to m.in. "Po Galicji. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach. Imaginacyjna podróż po Galicji Wschodniej i Bukowinie, czyli wyprawa w świat, którego nie ma", "Ojcobójca. Przypadek Filipa Halsmanna", zbiór reportaży "Dlaczego rozstrzelali Stanisławów" oraz "Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji".
W rozmowie z Katarzyną Bielas Pollack opowiada o swoim życiu i pracy jako korespondenta i redaktora "Der Spiegel", a także tłumacza - przełożył na niemiecki książki m.in. Ryszarda Kapuścińskiego i Andrzeja Bobkowskiego.
Książka "Tropiciel złych historii" ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.