Wydarzenia z marca 1968 r. nauczyły nasze pokolenie, że sprzeciw wobec władzy dyktatorskiej ma sens, i że może być skuteczny - zgodzili się b. opozycjoniści w PRL Adam Michnik i Jan Lityński podczas dyskusji, która w niedzielę odbyła się w Muzeum POLIN w Warszawie.

W najbliższych dniach minie 50. rocznica tzw. wydarzeń marcowych - kryzysu politycznego, studenckich protestów, walki frakcji wewnątrz PZPR oraz fali antysemickiej propagandy.

"Marzec '68 - mówiąc metaforycznie - był aktem założycielskim demokracji polskiej - tego momentu i tej fazy. Dlatego że Październik '56 (doszło wtedy do krwawo stłumionego protestu robotników w Poznaniu - PAP) w jakimś sensie został rozmyty przez tą naszą małą stabilizację (...). Natomiast Marzec '68 nigdy nie został do końca rozmyty, dlatego że zawsze istniały środowiska, przez te wszystkie lata, które przetrwały fale represji" - podkreślił podczas dyskusji Michnik, który zwrócił uwagę, że opozycjoniści z marca 1968 r. odegrali kluczową rolę przy powstaniu np. Komitetu Obrony Robotników czy podczas strajków dających początek Solidarności.

Adam Michnik 50 lat temu - dokładnie 4 marca 1968 r. - decyzją komunistycznych władz został bezprawnie skreślony z listy studentów Wydziału Historycznego na UW (razem z Henrykiem Szlajferem). Powodem usunięcia Michnika z UW (relegowany z uczelni był również Szlajfer) był udział w studenckiej demonstracji przeciwko cenzurze oraz przekazywanie informacji o protestach zagranicznym dziennikarzom. Michnik należał do tzw. komandosów, czyli grupy zbuntowanej młodzieży, opowiadającej się za rozszerzeniem swobód obywatelskich.

Analizując wydarzenia sprzed 50 lat Michnik zastanawiał się nad tym, kto podejmował decyzje dotyczące kampanii przeciwko konkretnym osobom, m.in. takim intelektualistom jak Paweł Jasienica czy Antoni Słonimski. "Do dzisiaj nie wiemy (...) gdzie planowano te konkretne personalne czystki i jak je przeprowadzano? Gdzie zapadała decyzja, co w MSZ (...), kto przygotowywał te listy. Tutaj mamy olbrzymią niewiedzę" - mówił Michnik, dodając, że prawdopodobnie zajmowała się tym wyspecjalizowana komórka w bezpiece.

Redaktor i publicysta "Gazety Wyborczej" wymienił też trzy elementy, które do czasów współczesnych pozostają dziedzictwem ruchu marcowego 1968 r. "To świadomość tego, że można się sprzeciwiać władzy dyktatorskiej (...). To etos ruchu marcowego - zdecydowanie antynacjonalistyczny i wolnościowy (...), a także przekonanie o tym, jakiego typu podłą, nikczemną metodą władza może walczyć z ruchami wolnościowymi" - powiedział Michnik.

Zwrócił uwagę, że dzięki wydarzeniom marcowym uwyraźnił się fakt, że istnieje nie tylko "międzynarodówka dyktatur" (zbrojnie interweniujących m.in. w Czechosłowacji), ale również międzynarodowe środowisko opozycji wobec tych dyktatur.

Wśród metod, którymi posługuje się dyktatorska władza, Michnik wymienił antysemityzm. "To jest trucicielska broń władzy, po którą władza zawsze sięga i często skutecznie" - mówił Michnik. Dodał też, że taką bronią jak nacjonalizm czy ksenofobia władza nie może bawić się bezkarnie.

"Jak się tego dżina raz wypuści z butelki, to później jest nad tym bardzo trudno zapanować. I o tym przekonał się Władysław Gomułka, a teraz o tym będzie się przekonywał Jarosław Kaczyński" - mówił Michnik.

Przypomniał też, że Kościół katolicki i jego przywódca w 1968 r. prymas Polski kard. Stefan Wyszyński zachował się wstrzemięźliwie wobec antysemickiej propagandy. Według Michnika, powodem takiego stanowiska było to, że Wyszyński, podobnie jak Gomułka, zdawał sobie sprawę, że wielu Polaków jest podatnych na antysemickie hasła, a występując przeciwko nim można się narazić dużej części polskiego społeczeństwa.

Redaktor "Gazety Wyborczej" podkreślił też, że to właśnie nagonka antysemicka, którą rozpętały władze PRL, najbardziej przebiła się do świadomości świata zachodniego. "Wszystko to, co było przesłaniem wolnościowym tego buntu, zostało zepchnięte w nieistnienie" - podkreślił.

O mitach Marca '68 mówił Jan Lityński, który przed 50 laty studiował na UW matematykę i był jednym z organizatorów studenckich wystąpień. Podobnie jak Michnik za swoją ówczesną działalność opozycyjną trafił do więzienia.

"Główne hasło Marca '68 +prasa kłamie+ było dla mojego pokolenia odkryciem egzystencjalnym (...). Zrozumieliśmy, że w życiu publicznym musi obowiązywać prawda" - powiedział Lityński, który wspominał, że w PRL kłamstwo było nie tylko powszechnie używane, ale wręcz obowiązywało w życiu publicznym.

Wśród mitów dotyczących wydarzeń marcowych Lityński wymienił m.in. przekonanie, że nie było wówczas więzi między inteligencją, a robotnikami. "Po wydarzeniach marcowych zostało skazanych więcej robotników niż studentów" - mówił b. opozycjonista, dodając, że Grudzień 1970 r. i ówczesne, również krwawo stłumione protesty robotników na Wybrzeżu, był kontynuacją wolnościowych dążeń z Marca '68.

"Ruchy wolnościowe nawarstwiają się i w tym sensie Grudzień jest dzieckiem Marca, tak jak nasze pokolenie jest dzieckiem Października 1956 r." - mówił Lityński.

Dawny działacz opozycji demokratycznej w PRL zwrócił także uwagę, że to po fali zatrzymań i aresztowań, a także kar więzienia w 1968 r. wykształcił się standard postępowania z komunistyczną bezpieką, w tym odmawianie wszelkiej współpracy z peerelowski śledczymi. "Marzec '68 tworzy coś nowego... pewien model działania, że władzy można się przeciwstawić, i że to odnosi sukces" - podkreślił Lityński.

Dodał, że i dzisiaj - tak jak 50 lat temu - wraca sposób myślenia, który cechował władze PRL-u. "Moje pokolenie, które potem uczestniczyło w kolejnych wydarzeniach, które walczyło o wolność, odrzuciło ten system myślenia, ale ono dzisiaj niestety wraca. Za każdym razem mamy do czynienia z sytuacją, gdy zmieniają się aktorzy, ale pozostają dwie niezmienne postawy: otwartości na odmienność i zamknięcia. No i z tym musimy żyć" - mówił Lityński.