W Instytucie Solidarności i Męstwa, oprócz nadawania odznaczeń, będziemy rozwijać system stypendialny dla badaczy zagranicznych i polskich, tak żeby udrożnić wejście polskich źródeł do światowej historiografii - powiedziała PAP wiceminister kultury Magdalena Gawin.

PAP: Co będzie należało do zadań Instytutu Solidarności i Męstwa?

Magdalena Gawin: Instytut Solidarności i Męstwa, powołany pod koniec 2017 r., to instytucja badawcza, której celem jest m.in. prowadzenie badań naukowych oraz upowszechnianie wiedzy o osobach zasłużonych dla ratowania polskich obywateli m.in. podczas II wojny światowej. Na podstawie zgromadzonych danych Instytut będzie występował z wnioskiem o przyznanie wyróżnienia - Medalu "Virtus et Fraternitas".

PAP: Kto i w jaki sposób będzie wydawał opinie w sprawie kandydatów do tych odznaczeń?

MG: Odznaczenia zgodnie z ustawą na wniosek ISiM po pozytywnym zaopiniowaniu przez Radę Pamięci będzie nadawał prezydent. Zadaniem pracowników ISiM będzie weryfikowanie wniosku pod kątem źródłowym. Podczas wojny straciliśmy 2 miliony 700 tysięcy obywateli. Ten bilans śmierci byłby wyższy, gdyby nie pomoc konkretnych ludzi różnych narodowości. W ISiM chcemy, żeby powstała interaktywna mapa pokazująca, w których krajach i na których kontynentach znaleźli się Polacy: na skutek wywózek, deportacji, osadzenia w obozach, czasem ucieczek. Będzie połączona z relacjami konkretnych osób, które pozyskamy z repozytorium Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, przesłuchań przed Główną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich, Instytutu Hoovera, relacji wspomnieniowych. To pomoże zrozumieć jaką hekatombą była wojna dla Polaków i dlaczego pomoc, czasem na polskiej ziemi, czasem za granicą – była warunkiem przeżycia.

PAP: Krytycy powołanego instytutu uważają, że wzoruje się on na Yad Vashem. Co będzie różnić te instytucje w kwestii przyznawania odznaczeń?

MG: Pierwsza różnica dotyczy tego, że nie będziemy stosować kryterium etnicznego. Nasze odznaczenia powędrują w ręce tych, którzy ratowali polskich obywateli bez względu na ich przynależność etniczną. Nie będziemy wymagać wyłącznie świadectwa uratowanego, ale także będziemy posiłkować się świadectwami jego dzieci. Przecież ich istnienie uwarunkowane było pomocą, jaka została udzielona jednemu z rodziców. Ta pomoc nie ginie, jest stale obecna w życiu innych osób. Trzeba tu dodać, że pomysł narodził się głównie ze względu na relacje z Ukrainą. Krytykując odradzający się tam agresywny nacjonalizm nie wolno nam zapomnieć, że istnieje także inna Ukraina, którą należy wesprzeć. Gdybym teraz zadała panu pytanie czy zna pan chociaż jedną osobę lub rodzinę, która ocaliła życie polskiej rodziny na Wołyniu, jestem pewna, że odpowiedziałby pan negatywnie. A te osoby były wyjątkowe. Powinniśmy je docenić, wiedzieć więcej na temat okoliczności i przyczyn, z jakich zdecydowali się na ratowanie.

PAP: W jakim terminie przyznane zostaną pierwsze odznaczenia?

MG: Już w tym roku, choć zasadniczą pozostaje kwestia weryfikacji wniosków. Dlatego odznaczenie nie będzie przyznawane w pośpiechu i hurtowo. Właśnie przez kontekst weryfikacji potrzebne będą nam źródła. Zadaniem ISiM będzie zgromadzenie zbiorów archiwalnych, których nie pozyskiwaliśmy przez całe lata. To raczej z naszych archiwów pozyskiwano setki tysięcy skanów, my co najwyżej przejmowaliśmy spuścizny lub poloniki. To bardzo mało.

PAP: Czy Instytut Solidarności i Męstwa nie będzie wchodził w kompetencje Instytutu Pamięci Narodowej lub Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego?

MG: Kiedy tworzyłam Ośrodek Pileckiego powtarzały się zarzuty, że to kopiowanie działalności IPN. Kiedy tworzę ISiM słyszę, że to powielanie Ośrodka Pileckiego. Należy to wyjaśnić: ani działania Ośrodka Pileckiego, ani ISiM nie mieszczą się w ogóle w celach statutowych IPN, z którym na marginesie, mamy doskonałą współpracę. Ośrodek Pileckiego jest małą instytucją kultury, z niewielkim budżetem, którego połowę pochłania ambitny plan budowania bazy repozytorium świadectw oraz translacje na język angielski. OBnT, mimo swojego niewielkiego rozmiaru działa bardzo prężnie. Po niecałych dwóch latach działalności przeprowadzono bardzo dużo imprez kulturalnych, dyskusji, przeglądów filmów. Zgromadzono ponad 4,5 tysiąca świadectw z czego połowa jest już w języku angielskim.

ISIM to instytut badawczy, w którym oprócz prac związanych z nadawaniem odznaczenia będziemy mogli rozwinąć system stypendialny dla badaczy zagranicznych i polskich, tak żeby udrożnić wejście polskich źródeł do światowej historiografii. Służą temu stypendia, z których naukowcy będą zobowiązani do napisania artykułu lub książki z użyciem polskich źródeł, które będą w ISiM. Poza tym – polscy uczeni powinni mieć odpowiednie warunki, aby doskonalić języki obce. Dlatego w ISiM będziemy uczyli co najmniej trzech języków obcych. Bariera językowa jest poważną przeszkodą, żeby w sposób ciekawy zaprezentować wyniki prac badawczych. Wedle mojej wiedzy do tej pory, poza Centrum Europejskim Natolin, żadna instytucja nie prowadziła intensywnych kursów językowych dla naukowców. Za mało inwestowaliśmy w rozwój, w ludzi, w indywidualne umiejętności.

PAP: Czym jeszcze będą zajmować się pracownicy ISIM?

MG: Już od tego tygodnia rozpoczynają się prace nad notacjami filmowymi. Są to krótkie wywiady z ważnymi świadkami historii: więźniami obozów koncentracyjnych, osobami ratującymi Żydów i ich rodzinami, w nieco dalszym planie będą członkowie "Solidarności" i uczestnicy strajków. Najstarsi zaczęli już odchodzić, za dwadzieścia lat każdy będzie pytał, dlaczego nie mamy historii mówionej, nagrań robotników. "Solidarność" była jednym z naszych największych osiągnięć; politycznych, społecznych, etycznych. Warto utrwalić ludzi, którzy ją tworzyli. Wiem, że wdrażane są pierwsze badania ilościowe, które zostaną zaprezentowane na wiosnę. Bardzo chciałabym aby przeprowadzono badania wśród ukraińskiej mniejszości w Polsce. Przed ISiM jest dużo wyzwań.