Nick Cave & The Bad Seeds
Kiedy wydawali swój debiutancki album, większości uczestników Open’era nie było jeszcze na świecie. Jaką trzeba mieć siłę, charyzmę i talent, by w 2018 roku nadal być jednym z najbardziej witalnych, poruszających i uwielbianych zespołów światowej alternatywy?
Projekt powołany do życia 35 lat temu na gruzach The Birthday Party pozwolił uwolnić się od ograniczeń tradycyjnego zespołu rock’n‘rollowego i przy udziale wizjonerskich muzyków przesunąć granicę współczesnej muzyki gitarowej. Od „From Her To Eternity” z 1984 zespół brzmiał jak nikt inny na ziemi i nadal nikt nie pomyli tego głosu, tego brzmienia i tej specyficznej mieszanki humoru, melancholii, krnąbrności i elegancji, którą podczas koncertów spinała w całość odrobina szaleństwa.
The Bad Seeds wynieśli występy na żywo na inny poziom, a przez ponad trzydzieści lat stali się prawdopodobnie najbardziej energetycznym i transcendentalnym zespołem koncertowym swojego pokolenia, grającym wyprzedane trasy koncertowe na wszystkich kontynentach.
Przez 35 lat działalności – tak, to rocznicowy rok – Nick Cave & The Bad Seeds wydali szesnaście studyjnych płyt. Poprzez niezwykłą serię albumów, od „Tender Prey” (1988) do „Let Love In” (1994), Bad Seeds ewoluowało w wyrafinowany i instynktownie progresywny zespół, który płynnie przechodzi od łagodnej ballady miłosnej do najbardziej wyjącej pieśni nienawiści. A skoro o balladach mowa, to jednym z największych sukcesów okazał się wydany w 1996 album „Murder Ballads” ze światowym przebojem „Where The Wild Roses Grow” zaśpiewanym w duecie z Kylie Minogue. Takiego singlowego sukcesu już nigdy nie powtórzyli, i dobrze!
Reputacja Bad Seeds opiera się na ich zdolności do tworzenia albumów, które stanowią samodzielne dzieła sztuki: "The Boatman's Call", „No More Shall Apart”, „Nocturama”, „Dig, Lazarus Dig!!!” czy wreszcie wydane w tej dekadzie „Push The Sky Away” oraz „Skeleton Tree”. Wszystkie te tytuły potwierdzają ciągłą ewolucję, która odróżnia Nicka Cave'a i Bad Seeds od reszty muzycznego świata. Trwa od tylu lat i nie ma powodu, dla którego musimy obawiać się, że coś się w tej materii zmieni.
Migos
Nie od dziś wiadomo, że to czego dotknie Drake zamienia się w złoto. Open’erowy headliner z 2015 roku ma nie tylko kosmiczny dar do bicia kolejnych rekordów, ale także wyjątkowego nosa do nowych artystów. Doskonale wie, kiedy wesprzeć kogoś swoją zwrotką lub kontraktem z OVO Sound. W 2013 roku zdecydował, że zremixuje singiel „Versace” obiecującego rapowego tria z Atlanty. Utwór stał się viralem, a obiecujące trio szybko zmieniło się w rewelację sceny i właśnie trafiło do składu tegorocznego Open’era! Migos!
Offset, Quavo i Takeoff powołali do życia swój skład w 2009 roku. Znają się od dzieciństwa, łączą ich więzy krwi i wspólne, często nienajlepsze doświadczenia. Wspomniany singiel, jeszcze w wersji bez Drake’a, ukazał się jesienią 2013 roku i rozpoczął falę zainteresowania Migosami, podtrzymaną dwoma udanymi mixtape’ami. Na debiutancki album przyszło nam poczekać do 2015 roku. „Yung Rich Nation” zdefiniował styl tria, który z prawdziwą mocą wybuchł na „Culture”, idealnej mieszance trapu i rapu nazwanej przez portal Pitchfork „zjawiskiem”. Pochwała goniła pochwałę, a dotarcie płyty na szczyt listy Billboardu spowodowało, że o Migos zaczęto mówić jako najpopularniejszej grupie rapowej w Ameryce. Kiedy świat dopiero zaczynał bujać się do przebojowego singla „Bad and Boujee,” Migosi już zapowiadali następcę „Culture”. Znajdowali jednak czas na ciekawe i inspirujące współprace. Dlatego w 2017 roku słyszeliśmy ich w dwóch świetnych popowych singlach – „Slide” Calvina Harrisa i „Bon Appétit” Katy Perry.
Do swojego repertuaru Migos powrócili pod koniec roku. Singiel „MotorSport” z Cardi B i Nicki Minaj był nie tylko idealną zapowiedzią kolejnej płyty, ale także dowodem na to, że Migos nie mają zamiaru zwalniać tempa. „Culture II” ukazało się w ostatni piątek stycznia po jeszcze jednej singlowej petardzie – „Stir Fry”, z produkcją niezastąpionego Pharrella. „Culture II” to pierwsza ważna hip-hopowa premiera 2018 roku, ale także bardzo czytelny sygnał, kto będzie się liczył w rapie przez kolejne miesiące. Migos!