"Nie mówię zabić, tylko położyć. To brzmi ładniej" - mówi jedna z bohaterek "Safari", najnowszej produkcji Ulricha Seidla, wyróżnionej nagrodą Millenium na ostatnim Docs Against Gravity Film Festiwalu. Słynący z przenikliwego spojrzenia i bezkompromisowości w patrzeniu na swoich rodaków, austriacki subiektywny dokumentalista po raz kolejny wybrał się ze swoimi bohaterami do Afryki. Poprzednim razem obserwował ich podczas prac nad "Rajem: miłością", pierwszą częścią trylogii o wadach, cechach i przywarach. Wtedy skupił się na austriackim obliczu seksturystyki - wycieczkach po niezobowiązującą przygodę zupełnie zwyczajnych pań w średnim wieku. Wtedy podkreślał uwikłanie w kapitalistyczny proceder obu stron - zarówno Austriaczek korzystających z walorów Afryki, jak i lokalnych tubylców - drenujących turystki do ostatniego centa.
W "Safari" Seidl długimi, upokarzającymi ujęciami portretuje z kolei tych, którzy jeżdżą do Afryki by postrzelać. Jego bohaterowie wybierają ekskluzywne wczasy, których celem jest nie tylko odpoczynek na łonie przyrody, ale też zdobywanie trofeów - poroży, skór, rogów. Najważniejszą zdobyczą z safari jest jednak nie namacalna rzecz, pozwierzęcy przedmiot - prawdziwym świadectwem triumfu nad naturą jest fotografia z zabitym. Po oddaniu strzału trzeba czasem chwilę poczekać, aż zwierzę umrze. Potem przygotować jego ciało - prowizorycznie obmyć z krwi, dumnie ułożyć, symbolicznie ozdobić.
Polowania w Afryce są celem większych rodzinnych wyjazdów i rozrywką dla kilku pokoleń. Nierzadko wczasowicze przyjeżdżają na polowania z konkretnym celem - np. po zebrę czy koba śniadego, którego śmierć kosztuje ich 1400 euro. Po upolowaniu zwierzęta trzeba oporządzić - zedrzeć skórę, podzielić mięso. Jego resztki trafiają w ręce mieszkańców Trzeciego Świata - ludzi od "brudnej roboty", czyli wszystkiego, co dzieje się po strzale, a przed kupieniem wypchanej figury, których w lokalnych sklepach można znaleźć dziesiątki.
W kinach będzie można oglądać także "Konstytucję", nagrodzoną Grand Prix na ubiegłorocznym, 40. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Montrealu. Film w reż. Rajko Grlicia opowiada historię policjanta przygotowującego się do zdania egzaminu z chorwackiej konstytucji, któremu pomaga niechętny, obcy i inny profesor historii Vjeko Kralj.
Głównym towarzyszem życia Kralja jest jego zniedołężniały ojciec - stary Ustasz, faszystowski chorwacki żołnierz, który przede wszystkim nienawidzi swojego syna za jego "odmienność". Vjeko "po godzinach" bowiem staje się Katariną - osobą, której życie skończyło się po śmierci ukochanego, wiolonczelisty Bobo.
Vjeko, pobity przez homofobicznych chłystków, musi zdać się na łaskę swojej sąsiadki, żony na pozór wrogiego policjanta. Ta, w zamian za opiekę nad nim samym i ojcem, prosi go o wsparcie w przygotowaniach policjanta do egzaminu. Mężczyźni spotykają się więc przy jednym stole nad próbami zrozumienia, że "nawoływanie do wzniecenia wojny lub użycia przemocy w celu wzniecenia nienawiści narodowej, rasowej, religijnej, lub inna forma nietolerancji, powinna być zabroniona i karana prawem".
W cieniu ich personalnego konfliktu widzimy więc też dużo poważniejsze spięcia reprezentantów dwóch skłóconych narodów - "zajadłego Chorwata" i Serba, który by zachować pracę, musi obronić się z chorwackości.
Prócz tego od piątku obejrzymy także "Tulipanową gorączkę" - film Justina Chadwicka na postawie bestsellerowej powieści Debory Moggach. Akcja dzieje się w pierwszej połowie XVII wieku, gdy główna bohaterka - grana przez Alicię Vikander ("Dziewczyna z portretu) Sophia - wychodzi za mąż za majętnego kupca, Cornelisa (Christopher Waltz, "Bękarty wojny" i "Django").
Małżonek, do którego Sophia jest niechętnie nastawiona, zamawia u znanego malarza ich wspólny portret. Artystę i kobietę zaczyna łączyć szczególna, intymna relacja - a także wspólny biznes, gdy para w czasie gorączki tulipanowej decyduje się zainwestować w ryzykowny rynek i sprzedać cenną cebulkę kwiatu.
Do kin wejdzie prócz tego "Na układy nie ma rady", kolejna w ostatnim czasie komedia polityczna - po niedawnej "Volcie" Juliusza Machulskiego. Tym razem poznamy Marka (Grzegorz Małecki), drobnego przedsiębiorcę, który usiłuje spłacić długi i kredyty zaciągnięte na nowy biznes. Mężczyzna dostaje propozycję objęcia stanowiska drugiego wiceministra w jednym z resortów. W filmie Christopha Rurki - jako politycy oraz panny na wydaniu zainteresowane nowym, bogatym członkiem społeczeństwa - wystąpili m.in. Katarzyna Glinka, Michał Milowicz, Piotr Polk, Jan Wieczorkowski, Leszek Teleszyński, Anna Powierza i Marcin Kwaśny.
Piątek to także okazja do obejrzenia drugiej części "Marszu Pingwinów" - produkcji Luca Jacqueta nagrodzonej w 2005 r. Oscarem dla najlepszego pełnometrażowego filmu dokumentalnego - oraz ekranizacji bestsellerowej powieści Stephena Kinga pt. "To", wyczekiwanej nie tylko przez licznych kingofilów.