PAP: Jakim oficerem był Stefan Mossor? Jak przebiegała jego kariera do 1939 r.?
Dr Jarosław Pałka: Urodził się w 1896 r. w inteligenckiej krakowskiej rodzinie o tradycjach patriotycznych. Był związany z ruchem niepodległościowym. W czasie I wojny służył w 2. Pułku Piechoty Legionów, a następnie 2. Pułku Ułanów. Podczas wojny polsko-bolszewickiej dowodził 1. Szwadronem 4. Pułku Strzelców Konnych. Jest to więc dość typowa biografia. Jego los jest częścią historii polskiej inteligencji.
Po 1921 r. przez krótki moment rozważał odejście z wojska, ale ostatecznie pozostał w szeregach armii. Dowodził szwadronem w 3. Pułku Szwoleżerów Mazowieckich w Suwałkach.
Był człowiekiem inteligentnym, dlatego jego dowódcy skierowali go na studia w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Komendant szkoły pisał o nim: „Oficer wybitny pod każdym względem. Łączył w sobie zalety intelektualne i wojskowe w takim stopniu, w jakim nie spotyka się często na roczniku”. W 1928 r. został skierowany na dwuletni kurs w École Supérieure de Guerre w Paryżu, czyli jednej z najlepszych szkół wojskowych. To było duże wyróżnienie, znalazł się w elitarnym gronie najlepiej wykształconych polskich oficerów. Po studiach powrócił do Polski i został wykładowcą Wyższej Szkoły Wojennej. Stał się współpracownikiem generała Tadeusza Kutrzeby, który był komendantem Wyższej Szkoły Wojennej. Później, wraz z Kutrzebą pracował w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych.
W tym czasie opracowywał „Studium Planu Strategicznego Polski przeciw Niemcom”. To jeden z najciekawszych dokumentów opisujących polskie planowanie wojenne w ewentualnej wojnie z Niemcami. W jego opinii Polska miała możliwość walki przez około 6-8 tygodni, niezależnie od interwencji państw zachodnich. Dlatego postulował porozumienie wojskowe z Sowietami.
PAP: Założenia tego planu postrzegane były jako defetystyczne...
Dr Jarosław Pałka: Oczywiście takie poglądy nie mogły być dobrze przyjmowane przez najwyższych dowódców. Możemy się domyślać, że ten „defetyzm” mógł mieć wpływ na to, że nie został szefem sztabu dowodzonej przez gen. Kutrzebę Armii „Poznań”. Został odwołany ze stanowiska w GISZ-u i mianowany dowódcą 6. Pułku Strzelców Konnych im. Hetmana Żółkiewskiego w Kresowej Brygadzie Kawalerii, którym przez 11 dni dowodził we wrześniu 1939 r. w ramach Armii „Łódź”.
PAP: Jak był oceniany jako dowódca?
Dr Jarosław Pałka: Z pewnością podobnie jak wielu innych dowódców nie miał szczęścia wojennego. Dowodzony przez niego pułk poniósł bardzo duże straty. Jego oddział zetknął się z bardzo silnymi oddziałami niemieckimi. Mossor miał okazję na własne oczy obserwować siłę ognia jednostek niemieckich. Trudno powiedzieć, czy jego dowodzenie było złe. Należy podkreślić, że cała Armia „Łódź” załamała się na skutek nie najlepszego dowodzenia gen. Juliusza Rómmla. Kresowa Brygada Kawalerii miała za zadanie łatanie luk w obronie. Nie była w stanie wypełnić tego zadania, ponieważ była opóźniona w swoich działaniach i nieustannie musiała się wycofywać. Ppłk Mossor musiał więc walczyć w niezwykle trudnych warunkach.
PAP: Kontrowersyjnym momentem w biografii Stefana Mossora jest złożenie przez niego w 1940 i 1941 r. memoriałów do władz niemieckich, w których deklarował „wzięcie osobistego udziału w akcji pozyskania życzliwego stosunku narodu polskiego do Niemców”. Czy nie była to próba podjęcia kolaboracji?
Dr Jarosław Pałka: Trudno powiedzieć jakie były cele jego działania. Historycy nie dotarli do składanych przez niego memoriałów. Znamy je głównie z przekazów Mossora. Po przegranej kampanii polskiej trafił do oflagu. Będąc w niewoli niemieckiej zastanawiał się nad sytuacją w jakiej znalazł się kraj i nad możliwościami wyjścia z niej. W tym kontekście należy wspomnieć, że w latach trzydziestych, podczas prac w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych napisał „Studium planu strategicznego Polski przeciw Niemcom”, o którym była wyżej mowa. Punktem wyjścia była dla niego sytuacja, w której Polska miała dwóch wrogów – Niemcy i ZSRS.
W jego opinii Polska była za słaba na starcie z którymkolwiek z nich. Sytuacja ta wymuszała, jego zdaniem, zmniejszenie zagrożenia poprzez wejście w sojusz z którymś z tych państw. W 1939 r. niebezpieczeństwo wojny z Niemcami skłoniło go do wysunięcia sugestii wejścia w porozumienie z ZSRS, przy jednoczesnym zachowaniu sojuszu z Francją i Wielką Brytanią. W latach 1940-1941, gdy sytuacja całkowicie się odwróciła, jego założenia pozostały niezmienne, konieczność porozumienia z jednym z tych państw wciąż była w jego opinii kluczowa dla ratowania tkanki narodowej. Według niego wówczas sytuacja wymuszała jakieś porozumienie z Niemcami.
Moim zdaniem, Mossor był oficerem bardzo ambitnym i pełnym energii. Poszukiwał więc rozwiązań. W późniejszych relacjach stwierdzał, że warunkiem współpracy z Niemcami była zmiana ich stosunku do Polaków i zrezygnowanie z represji. Można więc w jego poglądach doszukiwać się pewnych znamion kolaboracji, ale pamiętajmy że nie doszło, w żadnym wymiarze do podjęcia takiej współpracy, ponieważ Niemcy nie odpowiedzieli wówczas na jego memoriały.
Pewnym sposobem ich odpowiedzi było wysłanie go do Katynia w 1943 r. Był on jednym z członków grupy jeńców mających obserwować niemieckie prace ekshumacyjne i zobaczyć, co naprawdę wydarzyło się w tym miejscu. Prawdopodobnie wtedy Niemcy złożyli Mossorowi propozycję tworzenia polskich oddziałów walczących u ich boku. Nie znamy szczegółów tej oferty. Mossor nie przystał wówczas na niemieckie propozycje, przekazał natomiast tajnymi kanałami raport o swojej działalności w oflagu do polskich władz w Londynie. W ten sposób próbował się wytłumaczyć. Jednak już samo złożenie przez Mossora Niemcom memoriałów należy oceniać negatywnie.
PAP: Kiedy Mossor uznał, że należy podjąć współpracę z komunistycznymi władzami nowej Polski?
Dr Jarosław Pałka: Nie można wskazać konkretnego momentu. Sam Mossor twierdził, że dochodzące do niego i innych oficerów wieści o sytuacji na froncie i posuwającej się na zachód utworzonej w 1943 r. armii Berlinga, skłoniły go, mimo obaw przed Sowietami, do przekonania, że dla dobra Polski należy z nimi współpracować, a nie pozostać po wojnie na emigracji. Dlatego podczas ewakuacji oflagu w Gross Born na Pomorzu zdecydował się w nim pozostać wraz z grupą oficerów, którzy chcieli wstąpić do walczącej wspólnie z Sowietami armii.
Pamiętajmy, że Mossor nie znał ZSRS ani Rosji. Pochodził z Galicji. Zakładał, że nawet rządy komunistów zależnych od Moskwy nie będą oznaczały, że Polska będzie przypominała Związek Sowiecki. W jego opinii możliwe było ocalenie pewnej niezależności narodowej. Należy jednak również podkreślić, że jako ambitny oficer musiał mieć nadzieję na szlify generalskie. Lojalna współpraca z komunistami mogła wiązać się z takimi profitami.
PAP: Kim dla komunistów był Mossor? Czy ten przedwojenny oficer miał legitymizować ich armię?
Dr Jarosław Pałka: Komunistom zależało, aby pewna część oficerów wojska II RP znalazła się w nowej armii i legitymizowała tworzony system. Pragnęli pokazać, że nie jest to wyłącznie armia komunistyczna, ale ogólnonarodowa. Była to oczywiście gra, ponieważ tylko niewielka część oficerów mogła znaleźć się w armii i opowiedzieć się po stronie Moskwy. Mossor był dla nich człowiekiem legitymizującym nowy system, a zarazem świetnie przygotowanym oficerem znającym kilka języków. Tacy ludzi również byli im potrzebni.
Pamiętajmy, że komuniści nie byli grupą jednorodną. Tacy ludzie jak Gomułka i Spychalski widzieli Mossora w pierwszym szeregu polskiej generalicji. Żymierski i Spychalski lansowali Mossora na miejsce sowieckich generałów w Sztabie Generalnym. Inny sposób myślenia mieli Bierut czy Berman. Dla Moskwy szybko okazała się nie do przyjęcia sytuacja, w której Mossor byłby szefem Sztabu Generalnego.
PAP: Czy dysponujemy informacjami w jaki Mossor sposób był traktowany przez sowieckich oficerów w codziennych kontaktach?
Dr Jarosław Pałka: Nie mogło dochodzić do mocnych konfliktów. Mossor podjął wybór i rozumiał, że oficerowie sowieccy mają decydujące zdanie. W pełni akceptował tę sytuację. Mógł mieć merytoryczne własne zdanie, ale nie przekraczało ono granicy podległości komunistom i ZSRS.
PAP: Jaka była rola Mossora w przygotowaniu akcji „Wisła”?
Dr Jarosław Pałka: Do realizacji tej operacji został wybrany, ponieważ był dobrym fachowcem. Polscy komuniści dążyli do przeprowadzenia tej operacji głównie polskimi siłami. Uważali, że powinien nią dowodzić Polak, ponieważ byłoby to dobrze widziane przez opinię publiczną. Wybrano Mossora, ponieważ miał doświadczenie walki z podziemiem niepodległościowym. W latach 1946-1947 ta walka w dużej mierze była kierowana przez Sztab Generalny, w którym Mossor jako wiceszef odpowiadał za planowanie operacyjne. Mossor nie walczył z polskimi partyzantami bezpośrednio, siedział za biurkiem w sztabie, ale spod jego ręki wychodziły regulaminy i plany zwalczania podziemia niepodległościowego. Gdy pojawił się pomysł przeprowadzenia akcji „Wisła” został skierowany na stanowisko dowódcy grupy operacyjnej.
Należy powiedzieć, że pierwsze plany dotyczące sposobów rozwiązania „problemu ukraińskiego” poprzez przesiedlenia pojawiły się właśnie w Sztabie Generalnym. Oczywiście decyzja o jej przeprowadzeniu zapadła w Biurze Politycznym PPR i być może była inspirowana przez Moskwę. Należy zwrócić uwagę, że początkowo akcja „Wisła” miała mieć kryptonim „Wschód”. Co ciekawe, zaraz po zakończeniu akcji „Wisła” na terenie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej przeprowadzono operację o nazwie „Zachód”. Można więc powiedzieć, że rozwiązania podejmowane po obu stronach granicy były do siebie podobne i pewien wpływ na kształt akcji „Wisła” miała Moskwa. Mossor planował w jaki sposób walczyć z podziemiem ukraińskim, ale również jak przeprowadzić przesiedlenia. Te dwie sprawy miały być ze sobą bardzo mocno powiązane. Mossor bezpośrednio dowodził akcją w Bieszczadach.
PAP: Jeśli spojrzy się na jego działania z czysto wojskowego punktu widzenia to można określić je jako sukces…
Dr Jarosław Pałka: Należy łączyć dwa elementy akcji „Wisła” - walka z podziemiem UPA oraz przesiedlenia ludności. Oczywiście podziemie ukraińskie zagrażało integralności państwa polskiego, ale jednostek UPA i jej żołnierzy były stosunkowo niewiele. Posiadali oni pewne oparcie w ludności cywilnej, ale duża część wysiedlanych społeczności, na przykład Łemkowie, nie miała żadnego związku z oddziałami UPA. Wszyscy zostali potraktowani zgodnie z zasadami odpowiedzialności zbiorowej. Zdecydowano się dość brutalnie wysiedlić 140 tysięcy osób. Chodziło o to, aby tereny były niezamieszkałe, i UPA nie miało możliwości korzystania z jakiegokolwiek zaplecza.
W operację zaangażowanych było około 19 tysięcy żołnierzy, jednostki Milicji Obywatelskiej, Służby Ochrony Kolei oraz funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Przewaga polskich jednostek nad oddziałami UPA była olbrzymia. Mossor był dobrym sztabowcem i dowódcą. Dostosowywał sposób walki do sytuacji. Gdy przeczesywanie lasów nie przynosiło spodziewanych rezultatów, tworzył grupy ścigające oddziały UPA do momentu ich zniszczenia lub przekroczenia granicy z Czechosłowacją lub z ZSRS. Za sprawne dowodzenie akcją "Wisła" otrzymał stopień generała dywizji.
PAP: Podczas operacji dochodziło do przestępstw, takich jak grabieże i gwałty popełniane przez żołnierzy biorących udział w akcji „Wisła”. Czy wiemy jak Mossor reagował na tego rodzaju sytuacje?
Dr Jarosław Pałka: Mossor w raportach stwierdzał, że kluczowym elementem akcji „Wisła” jest walka z ukraińskim podziemiem. W rzeczywistości było nieco inaczej. Mossor zawsze w rozkazach podkreślał, że operacja musi odbywać się humanitarnie. Mimo to dochodziło do dramatycznych sytuacji. Przez Centralny Obóz Pracy w Jaworznie przeszło około 4 tysięcy Ukraińców, w tym 800 kobiet. Ich kontakty z UPA były często bardzo wątpliwe.
Innym ciemnym epizodem działalności Grupy Operacyjnej „Wisła” były sądy wojskowe, które na śmierć skazały około 160 osób. Mossor podpisywał wyroki. Wiele z nich wykonywano publicznie, niemal natychmiast. Odpowiedzialność za nie spoczywa również na nim. Decydujący wpływ na zapadanie wyroków miał gen. Grzegorz Korczyński, który był zastępcą do spraw bezpieczeństwa dowódcy Grupy Operacyjnej „Wisła”. Gen. Mossor sygnował jego działania. Trudno więc mówić, że nie jest on odpowiedzialny za te wydarzenia.
PAP: Nieco później sam Mossor stał się ofiarą systemu, który współtworzył.
Dr Jarosław Pałka: W procesie generałów stawiano Mossorowi zarzut "faszyzacji" kraju w okresie przedwojennym oraz w czasie okupacji niemieckiej. Argumentem dla tego drugiego oskarżenia były właśnie wspomniane memoriały z lat 1940-1941. Oskarżano go również o współpracę po wojnie z wywiadami państw zachodnich w celu obalenia systemu komunistycznego. Te zarzuty powtarzano w stosunku do innych oskarżonych, takich jak Spychalski. Razem z generałami Stanisławem Tatarem i Jerzym Kirchmayerem był elementem rozgrywki na szczytach władz. Skazanie ich miało doprowadzić do skazania Gomułki i innych twórców systemu komunistycznego. Proces miał również pokazać, że oficerowie II RP są ludźmi skompromitowanymi i nie mogą służyć w komunistycznej Polsce.
Mossor spędził w więzieniu pięć lat. Przeszedł brutalne śledztwo, stosowano wobec niego tak zwany konwejer, czyli wielogodzinne, nieprzerwane przesłuchania, był lżony, straszony uwięzieniem rodziny. Kilkukrotnie trafił do karceru. Przeszedł zawał serca. Należy jednak podkreślić, że nie ugiął się i nie podjął współpracy z UB przeciwko innym oficerom. To rzadki dla tych czasów przypadek.
PAP: Jakie były jego losy po opuszczeniu więzienia?
Dr Jarosław Pałka: Z więzienia został zwolniony w grudniu 1955 r. Był już bardzo schorowanym człowiekiem. Według niektórych relacji został przeniesiony z więzienia do domu na noszach. Potem na krótko powrócił do służby wojskowej, ale na drugorzędne stanowisko szefa Biura Studiów w MON. Zmarł 22 września 1957 r.
PAP: Jak można ocenić zaangażowanie Mossora w system komunistyczny w Polsce po 1945 r.? Czy decydujące były jego osobiste motywacje?
Dr Jarosław Pałka: Wydaje się, że był to ważny element kierujący jego wyborami, choć niejedyny. Istotne było również jego przekonanie, że Polska, znajdująca się pomiędzy dwoma siłami musi znaleźć wyjście poprzez współpracę z Sowietami. To nie usprawiedliwia jego wyborów i mocnego zaangażowania w system komunistyczny. Jego współpraca z komunistami była niewątpliwie zbyt daleko idąca, choćby w przypadku walki z polskim podziemiem niepodległościowym, czy w sprawie zbrodni w Katyniu, którą po wojnie przypisywał Niemcom. Mossor zakładał, że sowieccy generałowie w końcu odejdą i ktoś będzie ich musiał zastąpić. Ich następcami mieli być ci, którzy wykazali się lojalnością wobec komunistów, ale wywodzili się z tradycji Wojska Polskiego II RP. To było oczywiście naiwne.
W pierwszych latach po 1944 r. komunistom zależało na pokazywaniu ludzi, którzy służyli II RP, a następnie w tak zwanej Polsce Ludowej. Oczywiście była to wąska grupa oficerów – w latach 1944-1945 do „ludowej” armii trafiło tylko 3100 oficerów zawodowych z II RP, w tym dosłownie kilkunastu generałów. Większość oficerów pozostała poza wojskiem, wielu trafiło do komunistycznych więzień. Oczywiście Mossor nie miał takiej pozycji, jak czołowi komunistyczni generałowie, jak Świerczewski, Berling czy nawet Żymierski. Mossor był gdzieś obok, nie mógł zająć głównego miejsca w hierarchii wojskowej. Miał bowiem przeszłość służby II RP. Na jego pozycję musiał wpływać również epizod wizyty w Katyniu w 1943 r. Z jednej strony opowiedział się po stronie władz, ale nie mógł zapomnieć, że mają one na niego „mocne papiery”, które mogły zostać użyte w wypadku jego nielojalności.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)