Bez dwóch zdań coś się w temacie polskiej pracy zmienia. I to nie tylko wśród ekonomistów, polityków czy dziennikarzy.
Arkadiusz Sobczyk, „Państwo zakładów pracy”, Wolters Kluwer, Warszawa 2017 / Dziennik Gazeta Prawna
To już kolejna książka, w której Arkadiusz Sobczyk chce powiedzieć swojemu prawniczemu środowisku coś nowego i zupełnie innego niż to, do czego jego przedstawiciele nawykli. Bo w Polsce zwykło się przecież uważać, że stosunki pracy to domena prawa cywilnego. Istnieje więc niby rozbudowane prawo pracy, ale ten cały kodeks jest przecież zupełnie niedzisiejszy. Trzeba się z nim oczywiście liczyć albo przynajmniej znaleźć przekonujące sposoby do jego obejścia (o co nietrudno, patrz zjawisko umów śmieciowych). Ale w zasadzie powinniśmy stale dążyć w kierunku „normalności”, to znaczy świata, w którym zatrudniający dogaduje się z potencjalnym pracownikiem, zawierając z nim rodzaj kontraktu. I w zasadzie nikomu nic do tego, jak ten kontrakt wygląda i co zawiera. Wolny kraj! W tym momencie pojawia się Arkadiusz Sobczyk i na 350 stronach „Państwa zakładów pracy” rozrywa to przekonanie na strzępy.
Cel Sobczyka jest ambitny. Krakowski prawnik chce przywrócić pracę tam, gdzie jej miejsce. Przynajmniej na gruncie istniejącego w Polsce porządku prawnego. Dowodzi więc cierpliwie, że stosunek pracy nie powinien być domeną prawa cywilnego i czystym kontraktem pomiędzy dwiema wolnymi stronami. Praca to przecież prawo publiczne. A pracodawca wykonuje (i jako przedsiębiorca również finansuje) zadania państwa w zakresie polityki społecznej. Niestety w Polsce po roku 1989 zupełnie o tym zapomnieliśmy. Zakrojona na szeroką skalę prywatyzacja gospodarki wywołała wrażenie, że prywatyzacji uległy także relacje w zakładach pracy. A wielu pracodawców i pracowników oraz spora część opinii publicznej ten stan rzeczy uznała za naturalny. Sobczyk przypomina, że jest to droga błędna.
Przyjęcie perspektywy Sobczyka to w zasadzie dopiero początek. Bo skoro nie patrzymy już na relacje pracy jak na cywilnoprawny kontrakt, to otwiera się przed nami zupełnie inny świat. Nagle zakład pracy staje się jakby organem państwa. Można formułować wobec niego pewne oczekiwania i korygować w ten sposób wiele szaleństw kapitalizmu. A zauważmy, że dzieje się to wszystko bez jakże ryzykownych posunięć w stylu nacjonalizacji czy kompletnego uspołecznienia środków produkcji, na których wyłożyli się komuniści w całym bloku wschodnim. Pojawia się światełko nadziei na nowy, lepszy i bardziej ludzki kapitalizm w XXI w.
Ta książka pokazuje, że również w Polsce zmiana neoliberalnego paradygmatu jest procesem faktycznym. To nie jest tylko chwilowa moda spowodowana zachodnią koniunkturą na książki Piketty’ego albo Standinga. Jest to również proces głęboki i daleko wykraczający poza debatę ekonomistów czy komentatorów politycznych. Nowe prace o pracy są dowodem, że antyneoliberalna szczepionka, która pojawiła się na świecie po kryzysie roku 2008, zaczyna leczyć również tak konserwatywnych i upartych pacjentów jak światek prawniczy. I całe szczęście, że tak się dzieje. Jeszcze praca nie zginęła!