Warto czytać Joyce Carol Oates, bo to największa amerykańska pisarka swojego pokolenia. Właśnie ukazała się jej nowa powieść „Przeklęci”
Stephen King w obszernym tekście krytycznym na łamach „New York Timesa” nazwał najnowszą książkę Joyce Carol Oates pierwszą postmodernistyczną powieścią gotycką. Niejednemu wielbicielowi powieści z dreszczykiem trudno będzie się od „Przeklętych” oderwać, nie jest to jednak dreszczyk wykreowany na potrzeby banalnej rozrywki czytelnika. „Przeklęci” są wielką, wielowątkową narracją, w której Oates – amerykańska pisarka najczęściej typowana do literackiej Nagrody Nobla – mierzy się z ponadstuletnią historią Stanów Zjednoczonych, świadomością i nieświadomością zbiorową swoich rodaków, społecznymi nierównościami, wypartymi traumami i wypieranym poczuciem winy. Streszczanie książki byłoby działaniem tyleż niemożliwym, co niepożądanym. W tej szkatułkowej opowieści mnożą się wątki i bohaterowie; to koronkowa robota, w której każdy drobny element został precyzyjnie zesztukowany z całością. Dość powiedzieć, że akcja rozpoczyna się w 1905 roku w Princeton, a kluczową postacią okazuje się przyszły prezydent USA Woodrow Wilson. Oates przedstawia go jako niespokojnego ducha, uzależnionego od morfiny, heroiny i opium. Niepokój udziela się jednak wszystkim mieszkańcom Princeton, nawet najbardziej dystyngowanym przedstawicielom znakomitych rodów. Wszystkich dotyka coś, co z przestrachem nazywa się Klątwą, a cała historia zaczyna się od morderstwa dwojga czarnych ludzi, za którym stoi Ku Klux Klan.
Są pisarze płodni, którzy osiągają komercyjny sukces, oraz ci obsesyjnie cyzelujący swoje dzieła, starając się nadać im możliwie doskonały kształt. Jakimś niewytłumaczalnym cudem Joyce Carol Oates należy do obu grup. W swojej karierze opublikowała ponad siedemdziesiąt książek. To oszałamiające osiągnięcie, zważywszy że autorka „Blondynki” wydaje wyłącznie literaturę wysokiej próby. Mówi, że jej sposób to „nie poddawać się”, niezależnie jak banalnie by to brzmiało. Twórca musi zaakceptować poczucie zwątpienia, dyskomfortu i pustki w głowie, oprzeć się pokusie desperackiego odłożenia rozpoczętej pracy na bok. Sama napisaną powieść odkłada dopiero po postawieniu ostatniej kropki. Książka musi swoje przeleżeć – parę miesięcy, może nawet rok. Trzeba przyjrzeć się jej z dystansem. „Przeklęci” czekali na publikację prawie trzydzieści lat. Pierwszą wersję powieści pisarka ukończyła w 1984 roku. Od kilku lat mieszkała w Princeton i z zapałem zgłębiała jego historię. Szczególnie interesowały ją dzieje kobiecej emancypacji i kształtowania relacji między białymi i czarnymi. Gdy powtórnie przeczytała maszynopis, uznała, że tekstowi brakuje jakiejś iskry i wyrazistego głosu. Powieść przez lata leżała i pleśniała, jak żartem mówi autorka. Przychylniejszym okiem Oates spojrzała na nią w 2011 roku. Wiele się wówczas zmieniło – Obama został wybrany na prezydenta, a to nadało „Przeklętym” nowy kontekst. Powieść opowiada przecież o segregacji rasowej, powstaniu Ku Klux Klanu i jego zbiorowym wyparciu przez Amerykanów, początkach walki o prawa kobiet. Tak jest, to zagadnienia, które Joyce Carol Oates interesują od lat, od lat też powieść grozy jest formułą, za pomocą której autorka rozprawia się z najbardziej niewygodnymi problemami społecznymi Ameryki. Niezbitym na to dowodem są jej najgłośniejsze powieści: „Oni”, „Zombie”, „Wodospad”, „Moja siostra. Moja miłość”. Oates często opowiada historie związane z morderstwami, które wstrząsnęły Ameryką. Kto wie, może jej zamiłowanie do grozy wzięło się stąd, że jako dziewczynka wychowana na farmie odnalazła jedną książkę w rodzinnym domu – były nią opowiadania Edgara Allana Poego. Warto czytać Oates, bo to największa amerykańska pisarka swojego pokolenia. Wielu wielbicieli literatury anglosaskiej żałowało, że w konkurencji o Nobla autorka „Zombie” przegrała na razie z Alice Munro. Ale przecież Oates nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. ©?
Przeklęci | Joyce Carol Oates | przeł. Katarzyna Karłowska | Rebis 2015