KOMIKS | Telewizja może i nie nadaje już reklam z Michaelem Jordanem, a królik Bugs zdążył znaleźć sobie lepszych kumpli, ale Nike nadal produkuje air jordany. Truizmem, lecz dla recenzji koniecznym, będzie stwierdzenie, że amerykański koszykarz pozostaje – i pozostanie! – niekwestionowaną ikoną sportu. Dwadzieścia lat temu nie sposób było człowieka nie znać, nawet jeśli czuło się awersję do emitowanych po nocy rozgrywek ligi NBA. Legenda drużyny Chicago Bulls, o czym mówi Wilfred Santiago w opisywanym komiksie, nigdy nie dała się zepchnąć do roli popkulturowej maskotki. „Michael Jordan. Nadchodzi byk” to migawki z życia chicagowskiego koszykarza, polaroidy przykuwające oko, ale porozrzucane byle jak na kreślarskim stole. Nawet rozumiejąc ambicję Santiago, trudno śledzić zaproponowaną przez niego historię, która jest narracyjnie rozstrzelona i zrozumiała chyba tylko dla wytrwałych miłośników talentu Jordana, znających szczegóły jego biografii i zdolnych rozwinąć z pamięci niektóre wątki. Nie sposób nie docenić ambicji autora, który starał się nie tyle narysować życiorys koszykarza, co zamknąć w pigułce esencję jego fenomenu. Pech chciał, że okazał się on zbyt duży dla stosunkowo niewielkiego komiksu.

Michael Jordan. Nadchodzi byk | scenariusz i ilustracje: Wilfred Santiago | przeł. Bartosz Sztybor | Timof i cisi wspólnicy 2015 (ocena: 3/6)