Polscy muzycy od lat próbują zaistnieć za granicami kraju. W ostatnim czasie wielu alternatywnym artystom się to udało. Jakim cudem?

W okresie międzywojennym z powodzeniem na Zachodzie występowała Hanka Ordonówna. Po wojnie karierę zrobiła chociażby Violetta Villas, która przez kilka lat występowała w Las Vegas u boku samego Franka Sinatry. W latach 80. fani pop-jazzu na świecie zachwycali się głosem naszej Basi Trzetrzelewskiej (w USA jej album „Time and Tide” sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy).

W PRL-u wielu naszych artystów robiło też kariery w krajach bloku wschodniego. Wielomiesięczne trasy po ZSRR grali Skaldowie, błyszczała Anna German. Koncerty w NRD, ale także na Kubie czy w Stanach wyprzedawała męska grupa wokalna Vox. Ten zespół był pod koniec lat 70. wyjątkowy, bo zanim Witold Paszt, Ryszard Rynkowski i reszta pojawili się na scenie, przez kilka miesięcy przygotowywali się pod okiem choreografów i kostiumologów. Za Oceanem nagrywał Krzysztof Krawczyk, po świecie ze swoim repertuarem jeździła Maryla Rodowicz. Mieliśmy też silnych reprezentantów w jazzie (Tomasz Stańko, Michał Urbaniak) i muzyce poważnej (Krzysztof Penderecki, Henryk Mikołaj Górecki). Oczywiście tym zagranicznym sukcesom polskich artystów towarzyszyła cała masa porażek. Największym przegranym był chyba Czesław Niemen.

W późniejszych latach międzynarodową karierę przepowiadano Edycie Górniak, ale po zajęciu drugiego miejsca w Konkursie Piosenki Eurowizji w 1994 roku ta jakoś nie nadeszła. Wydaje się jednak, że w ostatnim czasie wróciła dobra passa na polskich artystów za granicą, choć od razu warto przyznać, że nie dotyczy to mainstreamowego popu. Ale patrząc na inne gatunki, sytuacja jest wyjątkowa.

Z powodzeniem na całym świecie występuje jazzowy Pink Freud, podobnie jak wydający w prestiżowej wytwórni ECM Records z Monachium Marcin Wasilewski Trio. W metalu mamy docenionych Behemoth (ostatnia płyta na liście Billboardu) czy Vader (liczne nagrody na świecie i trasy koncertowe). Z powodzeniem radzimy sobie na polu world music, folku, przykładem chociażby Kapela Ze Wsi Warszawa (nagroda BBC, płyta wydana w wielu krajach, do tego koncerty) i poruszających się w okolicach muzyki klezmerskiej Kroke. Członek tego ostatniego Jerzy Bawoł zdradził „Kulturze” tyleż prosty, co skuteczny sposób na zaistnienie za granicą: „Trzeba być konsekwentnym, grać często i dla bardzo różnych środowisk”. Przy okazji podzielił się opisem ich zagranicznej drogi: „Po tym jak zaczęliśmy wydawać nasze płyty za granicą, chociażby w Berlinie, dowiedziano się o nas w Skandynawii. Bardzo duży artykuł o Kroke ukazał się w tamtejszym prestiżowym magazynie „Lira”, w efekcie zaproszono nas na Womex. Doszły do tego nagrania u Petera Gabriela i te skumulowane działania spowodowały, że zaczęliśmy być rozpoznawalni”.

Bawoł wskazał na bardzo ważne wydarzenie – Womex, czyli World Music Expo. Odbywający się od 20 lat w różnych miejscach festiwal połączony jest z showcase’em, czyli swoistą prezentacją artystów. To obecnie jeden z najlepszych sposobów na pokazanie się na rynku, oczywiście poza wykorzystaniem możliwości sieci, czyli docieraniu do różnych mediów, festiwali, odbiorców na własną rękę. To złota rada zwana „Do It Yourself!”. Wskazuje na nią Tony Duckworth, przedstawiciel labelu PIAS na Polskę i Europę Wschodnią w Mystic Production. W wypowiedzi w cyklu „Droga do kariery: tajniki branży muzycznej” przekonuje, że wysyłanie przez zespoły swoich demówek do wytwórni to już przeszłość. Działa bardziej wspomniane hasło „Do It Yourself!”. Chodzi o nagranie singla, podzielenie się nim w internecie i zainteresowanie właśnie na przykład showcase’ów. Jedne z najlepszych dla naszych artystów organizuje Instytut Adama Mickiewicza.

Jedną z ich najciekawszych inicjatyw jest „Don’t panic, we’re from Poland”. Istniejący już sześć lat projekt wspiera polskich artystów poprzez umożliwienie im kontaktów z promotorami czy agentami, koncerty czy płyty „Don’t panic, we’re from Poland” (niedawno na rynku ukazała się druga część tej kompilacji). Dzięki działaniom instytutu nasze zespoły pojawiają się na najważniejszych światowych showcase’ach jak SXSW i CMJ w USA, The Great Escape w Wielkiej Brytanii, Reeperbahn Festival w Niemczech, Eurosonic Noorderslag w Holandii czy Primavera Sound w Hiszpanii. To właśnie na takich imprezach mogły pokazać się takie projekty jak Kamp!, Paula & Karol, Twilite, Bokka, Fismoll, Coldair, Minerals, L.Stadt czy Monika Brodka. Takich artystów można już liczyć w dziesiątkach. Niektórzy nagrywają potem płyty za granicą (łódzki L.Stadt nagrał epkę „You Gotta Move” w Teksasie) albo pojawiają się w mediach jak Brodka, z którą rozmowę opublikował prestiżowy amerykański magazyn „Interview”, przy okazji nazywając ją księżniczką popu.

Oczywiście są to na razie małe kroki artystów z naszej sceny i małe sukcesy, ale ważne, że jesteśmy obecni na światowych ambitnych scenach dużo bardziej niż dekadę temu. Oby wykorzystał ten fakt Dawid Podsiadło, który ma rozpocząć swoją zagraniczną przygodę pod pseudonimem David Ross. Nim, jak i pozostałymi wymienionymi wyżej artystami, powinniśmy się chwalić.