„Serce, serduszko” jest filmem zbudowanym na emocjach, bez chłodnej kalkulacji, a to przyćmiewa niedoskonałości

Jan Jakub Kolski to wśród polskich reżyserów twórca, którego trudno pomylić z jakimkolwiek innym. Poza drobnymi wyjątkami, jak ostatnia gatunkowa próba „Zabić bobra”, jego produkcje mają zbliżoną, jakże charakterystyczną fakturę. Wciąż zafascynowany prowincją, przejawiający rzadko spotykaną wiarę w człowieka i jego jasną stronę, snuje swoje historie niczym kolejne odcinki jednej wielkiej opowieści. Robi filmy, w których język kina, chwilami może i irytująco prosty, całkowicie podporządkowany jest dyktatowi przedstawianej historii. Tak było w „Cudownym miejscu”, „Historii kina w Popielawach”, „Jasminum”, tak jest i w przypadku najnowszego obrazu „Serce, serduszko”.

Historia jest tu nieco bajkowa. Nie nazbyt skomplikowana, bo i bajka taka być nie może. W świecie wykreowanym przez Kolskiego z siłą magnesu przyciągają się oryginały wszelakiej maści. Zalicza się do nich 11-letnia Maszeńka (znakomity debiut Marysi Blandzi), podopieczna domu dziecka, która snuje marzenia o karierze baletnicy. Dziewczynka trafiła do bidula, gdy jej ojciec (w tej roli Marcin Dorociński), nie mogąc poradzić sobie z tragiczną śmiercią żony, popadł w alkoholizm. Całości dopełnia Kordula (trudna początkowo do rozpoznania Julia Kijowska), która pod wizerunkiem twardej dziewczyny i maską buntowniczki kryje wrażliwą duszę, chyba najbardziej zagubioną spośród nich wszystkich. Rzucone w wir zdarzeń postaci na przemian się odpychają i przyciągają. A to za sprawą własnego sumienia oraz emocji, a to w związku z napotkanymi na swojej drodze postaciami, jak chociażby pewien postępowy ksiądz (pomysłowy epizod Borysa Szyca). Droga to zresztą bardzo istotny pierwiastek w filmie autora „Jańcia Wodnika”. Z jednej strony jest czynnikiem sprawczym, bowiem młoda bohaterka podróżuje do Gdańska, by zrealizować swoje marzenia, z drugiej, stanowi katalizator przemian bohaterów. Zupełnie jak w kinie amerykańskim, gdzie sama droga i podróżowanie stanowią wartość samą w sobie i często wysuwają się na pierwszy plan.

Trwa ładowanie wpisu

Historię tę, podobnie zresztą jak wcześniejsze, Kolski ubarwia zjawiskowym tłem. Tym razem eksploruje bieszczadzki trakt, który – jak podkreśla – pamięta jeszcze z czasów studenckich. Mieniące się kolory, stały rytm natury jeszcze bardziej nadają opowieści wymiar bajkowy, magiczny. Wydaje się, że to istotna perspektywa, bo pozwala w dużo większym stopniu skupić się na treści niż formie, za pomocą której została ona oddana. Dzięki niej przymykamy oko na dość konwencjonalny, w gruncie rzeczy, sposób opowiadania czy nawet sporą nutę naiwności zawartą w samej fabule. „To historia o tym, jak marzenia potrafią zmieniać rzeczywistość. Ja w to wierzę” – przekonywał w jednym z wywiadów Jan Jakub Kolski. „Serce, serduszko” jest filmem zbudowanym na emocjach, bez chłodnej kalkulacji, a to przyćmiewa niedoskonałości. Raczej dla marzycieli niż dla tych twardo stąpających po ziemi. Prostolinijny, szczery, wzruszający. Oddający napisane przed wieloma laty słowa Adama Mickiewicza: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie/ Niż mędrca szkiełko i oko”.

Kuba Armata

Serce, serduszko | Polska 2014 | reżyseria: Jan Jakub Kolski | dystrybucja: Next Film | czas: 110 min | Recenzja: Kuba Armata | Ocena: 4 / 6