Królestwo za scenariusz. To chyba największa bolączka polskiego kina i koronny argument powtarzany przy każdej możliwej okazji przez jego krytyków. Nie ma co ukrywać, że dobrych tekstów jest jak na lekarstwo, a dialogi często zamiast uśmiechu wywołują na twarzy raczej grymas politowania. Kino biograficzne wydaje się być w tej materii prawdziwym specjalistą. Liczba komunałów na minutę, jaka zazwyczaj pada z ust głównego bohatera, rozkłada bowiem na łopatki każdy inny gatunek. Bo jeżeli ktoś już zdecyduje się na to, by opowiedzieć o życiu jakiegoś rodzimego self-made mana, najczęściej kończy się pomnikiem, gdzie nie ma miejsca nawet na najdrobniejszą rysę. Teraz proszę na chwilę o tym wszystkim zapomnieć, bo na ekrany kin wchodzą właśnie „Bogowie” Łukasza Palkowskiego. Film, o którym pewnie w ostatniej kolejności powiedzielibyśmy, że jest… polski.
Legendarny kardiochirurg Zbigniew Religa przypomina bohatera rodem z kina amerykańskiego. Bo tak właśnie o jednostkach wybitnych opowiada się za oceanem. Uwagę skupiając wokół jakiegoś problemu, którym tutaj była pierwsza w Polsce operacja przeszczepu serca, zamiast linearnej, często wymuszonej, chronologicznej narracji. Scenariusz Krzysztofa Raka koncentruje się ledwie na kilku latach z życia lekarza, w efekcie czego bohatera od razu poznajemy „w akcji”. Przy operacyjnym stole, na placu budowy, który ma się zamienić w jego klinikę, czy w gabinecie partyjnych dygnitarzy, gdzie toczy bój o pieniądze na drogi sprzęt medyczny. Ta ostatnia scena jest zresztą dość symptomatyczna, bo pokazuje, jak daleko twórcom jest od wikłania się w politykę. A to – co udowodniły inne polskie biografie – grunt wyjątkowo grząski. W „Bogach” polityczne kompromisy stanowią jedynie środek do osiągnięcia celu, mniejsze zło, co w żaden sposób nie naraża na szwank reputacji Religi. Paradoksalnie wszystkie jego słabości – porywczy charakter, siarczyste przekleństwa znad stołu operacyjnego czy alkoholowe ciągoty – sprawiają, że jesteśmy jeszcze bliżej bohatera. Bo twórcy postanowili przedstawić go jako faceta z krwi i kości, który jak leczy, to całym sobą, a jak pije, to na umór.
Syn Religi: Jeśli ojciec w coś wierzył, to się nie bał.>>
Majstersztyk „Bogów” polega też na idealnym balansie pomiędzy powagą a luzem. Rzadko bowiem się zdarza, by na polskim filmie widz śmiał się wtedy, kiedy zaplanował to sobie reżyser, a i wilgotne oczy ocierał w odpowiednich momentach. U Palkowskiego właśnie tak jest. Chwile największego napięcia co rusz rozładowuje sytuacyjnymi żartami czy słownymi grepsami, po których widz pokłada się ze śmiechu. Nawet najlepszy zamysł nie zagrałby jednak, gdyby nie odpowiedni wykonawcy, a i to rozplanowane jest tu w najmniejszym detalu. Od znakomitej kreacji Tomasza Kota jako docenta Religi, po niewielkie epizody, jak chociażby ten Ryszarda Kotysa, Marka Siudyma czy Kingi Preis. „Bogowie” to film zrobiony dla publiczności i trudno o większy komplement. Może to banał, ale reżyserzy chyba zbyt często o tym zapominają. W jednej z pierwszych scen „Bogów” padają słowa: „Polak Polakowi to nawet porażki zazdrości”. W przypadku filmu Palkowskiego bez wątpienia – sukcesu.
Bogowie | Polska 2014 | reżyseria: Łukasz Palkowski | dystrybucja: Next Film | czas: 112 min | Recenzja: Kuba Armata | Ocena: 5 / 6