A merykańskie poradniki zawsze serwują łatwe i powabne rady. Nie inaczej jest z „Efektem latte” Davida Bacha. Dostajemy tu konkretną propozycję z dziedziny zarządzania finansami osobistymi. Opakowaną w niezwykle atrakcyjną otoczkę. Pociągającą jak biało-brązowa pianka unosząca się na szycie kubka z caffe latte.
/>
Zacznijmy od pianki. W metaforycznym sensie jest nią marzenie o wolności. Bo o tym, że świat nas niewoli, wiemy doskonale. Jednym z takich narzędzi przymusu jest konieczność pracy. A więc harujemy, żeby zarabiać i żeby się realizować. Jednak, gdy pracy jest za dużo (a kapitalizm ma tendencje do permanentnego przeciążania), zaczyna przejmować ona kontrolę nad naszym życiem. Marzycielstwo jest zaś jednym ze sposobów samoobrony. „Ach, gdyby tak wyjechać i się zresetować!” – to marzenie nieobce milionom ludzi. Jedni się do tego otwarci przyznają, inni wolą zachować te drżące myśli tylko dla siebie. Książka Bacha odwołuje się do tego marzenia. Jak wiele innych podobnych publikacji powiada: nie odkładajcie marzeń na święte nigdy. Są tacy, którzy je spełnili. Oni wcale nie są od was inni lub lepsi.
No dobrze, realizujmy marzenia: podróżujmy, piszmy, kochajmy. Ale kto za to wszystko zapłaci? Kto nam zagwarantuje, że po powrocie z kilkumiesięcznego resetu nasze miejsce pracy i osiągnięty status społeczny będą na nas czekały? Przecież świat się nie zatrzyma tylko dlatego, że chcemy złapać oddech. W tym miejscu dochodzimy do szczegółów propozycji Davida Bacha. Ten były bankowiec próbuje przekonać czytelnika, że niezależność finansową można osiągnąć poprzez odkładanie niewielkich sum. Ot, choćby tytułowe caffe latte. Gdyby zrezygnować z kubka kawy wypitej dla umilenia sobie czasu podróży z domu do pracy, to moglibyśmy dostać w nagrodę wielką piankę marzenia o niezależności. Droga do realizacji marzeń stałaby przed nami otworem.
Nie chciałbym narzucać czytelnikowi, jak powinien się do propozycji Bacha odnieść. Jest pewnie wiele argumentów za tym, że bez latte wypitej w drodze do pracy da się przeżyć. Z drugiej strony odwoływanie się do drobnych wyrzeczeń inaczej czyta się w Ameryce, inaczej w Polsce. Stany to jednak zupełnie inny rynek. Zupełnie inne są tu wzory konsumpcji. Więcej jest też dróg do szybkiego pomnażania oszczędności (oczywiście nie wszystkie prowadzą do celu, a wiele z nich na manowce). W Polsce zaś zbyt wielu jest ludzi, którzy odmawiali sobie przez lata wszystkich drobnych przyjemności i wcale ich to do niezależności finansowej nie poprowadziło.
Ja sam traktuję tę książkę tak jak większość tego typu bestsellerowych poradników. Warto wziąć z nich tę porcję nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone. Nadzieja i zdolność do snucia marzeń są ważne. Zbyt często z nich w życiu rezygnujemy. A sama metoda Bacha? Mnie nie przekonuje. Ale jeśli ktoś czuje, że nie pijąc kawy na dworcu po dekadzie zgromadzi fundusze pozwalające na otwarcie własnej kawiarni, to droga wolna. Chciałbym to zobaczyć. I obiecuję, że nie będę robił głupich żartów w stylu „ciekawe, kto do tej kawiarni przyjdzie, jeśli wszyscy będą rezygnować z kawy, by otworzyć swoją własną wymarzoną kawiarnię”.