Swój debiut na tym festiwalu wspominam jako wzruszające przeżycie. Wszystko zaczęło się od Opola - powiedziała PAP aktorka i wokalistka Stanisława Celińska. Podczas niedzielnego koncertu na 55. KFPP w Opolu artystka została odznaczona Nagrodą Telewizyjnej Jedynki.

PAP: Jakie znaczenie ma dla pani Nagroda Telewizyjnej Jedynki?

Stanisława Celińska: Dużo dla mnie znaczy, bo Jedynka jest bliskim mi programem. Emitowali w niej Teatr Telewizji, w którym wiele razy występowałam. Jest to dla mnie ważne wyróżnienie, bo w telewizji pracuję od wielu lat. Wcześniej dostałam również nagrodę za całokształt twórczości oraz nagrodę Teatru Telewizji.

PAP: Podczas niedzielnego koncertu wykonała pani dwie piosenki, do jednej z nich napisała pani słowa.

S.C.: Utwory pochodzą z mojej płyty pt. "Malinowa", na której znajduje się 12 moich tekstów i dwa teksty Doroty Czupkiewicz, do muzyki Macieja Muraszko. Inspiracją była poprzednia płyta pt. "Atramentowa", która odniosła wielki sukces i wskazała mi drogę, żeby opowiadać ludziom rzeczy pocieszające, pełne nadziei, trafiające do serca. Tym tropem poszłam. Ludzie przychodzili do mnie po koncercie, po "Atramentowej", i mieli łzy w oczach. Chcieli takich piosenek. Mówili, że wyśpiewałam ich życie. Niesamowite było to, że płyta pokryła się podwójną platyną. To znaczy, że się podoba i że trzeba w ten sam sposób dalej przemawiać. Mi też jest potrzebne, żeby ktoś powiedział, że wszystko będzie dobrze.

Mamy dużo nieszczęść i hałasu wokoło, dlatego coś, co koi nasze serce, jest bardzo potrzebne. Coraz bardziej, bo świat jest coraz bardziej hałaśliwy i coraz bardziej zagrożony, np. terroryzmem. Także im więcej ukojenia, im więcej spokoju ludzie mogą dać, tym lepiej.

PAP: Pierwszy raz wystąpiła pani na Festiwalu w Opolu w 1969 roku. Jak wspomina pani tamten dzień?

S.C.: Denerwowałam się okropnie. Bardzo chciałam wygrać. Śpiewałam "Ptakom podobni" - bardzo piękną piosenkę, chmurną, dużą, w mocnej aranżacji Włodzimierza Nahornego z orkiestrą Stefana Rachonia. Pamiętam, że miałam taką sukienkę z koronki, którą kupiłam za pieniądze pożyczone od Edwarda Fiszera, który wtedy kierował Festiwalem w Opolu. Ja wtedy nie za bardzo miałam pieniądze, żeby się ubierać w coś ekstra. Pożyczył mi 600 zł, za które kupiłam sukienkę i buty. W tym samym koncercie brała też udział Rena Rolska. Powiedziała: "Stasiu, ty nie możesz być w tym, ty musisz być w długiej sukni" i dała mi suknię, która była na mnie za długa. Musiałam więc ją podkasać taką czerwoną szarfą, i w tej długiej sukni wystąpiłam.

To było niezwykle wzruszające przeżycie. Dzień wcześniej miałam sen, że wygrałam ten konkurs. Wówczas w Opolu było tak, że jedną piosenkę śpiewały dwie wykonawczynie. Ze mną śpiewała Stenia Kozłowska. Ona wykonała ją spokojniej, a ja bardziej dramatycznie. Może dlatego bardziej się to podobało i rzeczywiście wygrałam Opole. To było niesłychane.

Właściwie wszystko się zaczęło od Opola. Zobaczył mnie na ekranie asystent Andrzeja Wajdy, Jan Budkiewicz, i pomyślał, że może to ja powinnam zagrać Ninę (w filmie "Krajobraz po Bitwie" - PAP). Taka wydawałam się wysoka i chmurna. Jak się ze mną umówił w kawiarni, to zobaczył, że nie jestem ani chmurna, ani wysoka, tylko mała i piegowata. Lekko się tym przeraził, ale w końcu zagrałam Ninę i tak się wszystko zaczęło. Wszystko zaczęło się od piosenki, od Opola.

Rozmawiała Olga Łozińska (PAP)