W tym roku szwedzcy akademicy przyznający literacką Nagrodę Nobla do końca strzegli tajemnicy – Kazuo Ishiguro, brytyjski pisarz japońskiego pochodzenia, nie był typowany na zwycięzcę, nie zagościł nawet w szerszym gronie faworytów. Krótko mówiąc, ten, kto postawił u bukmachera na Ishiguro, wygrał mnóstwo pieniędzy. Podobnie zresztą jak sam pisarz (wartość nagrody to aktualnie 9 mln koron, czyli ok. 4 mln zł). Ale to nie koniec zaskoczeń.
Literaturoznawca i krytyk literacki Paul Gilroy zauważył na Twitterze: „Jak miło widzieć, że literacki Nobel wędruje do gitarzysty”. Znowu. W zeszłym roku był Bob Dylan, w tym – Ishiguro, który ma w twórczym dossier także epizod tekściarza i kompozytora piosenek.
Ishiguro urodził się w japońskim Nagasaki w 1954 r. Kiedy miał pięć lat, jego ojciec, oceanograf, otrzymał propozycję pracy w brytyjskim Narodowym Instytucie Oceanografii – i cała rodzina przeniosła się do Anglii. Przyszły autor „Okruchów dnia” studiował literaturę i dorabiał jako pracownik socjalny. Zadebiutował w 1982 r. powieścią „Pejzaż w kolorze sepii”, która – podobnie jak i kolejna, „Malarz świata ułudy” – osadzona była w realiach Japonii tuż po przegranej wojnie i atomowym szoku. Książki te zagwarantowały pisarzowi pozycję jednego z najzdolniejszych prozaików swojego pokolenia. Ciekawe, że kraj urodzenia Ishiguro odwiedził dopiero w 1989 r. – Japonia w jego powieściach była utkana wyłącznie z wyobraźni i języka.
W tym samym 1989 r. ukazało się najważniejsze (i zdaniem wielu – najwybitniejsze, a napisane podobno zaledwie w cztery tygodnie) dzieło noblisty, wspomniane już „Okruchy dnia”, które świat poznał także z głośnej ekranizacji (1993 r.) w reżyserii Jamesa Ivory’ego: rozpamiętujący swoje pracowite, acz zmarnowane życie kamerdyner James Stevens na zawsze już zyskał twarz Anthony’ego Hopkinsa.
Dzięki nagrodzonym Bookerem „Okruchom dnia”, subtelnej, wyważonej i nader pesymistycznej refleksji na temat przemijania, Ishiguro trafił do literackiej ekstraklasy, w której trudno się utrzymać na dłużej – udaje się to tylko nielicznym. Żadna z późniejszych książek autora nie zbliżyła się już poziomem właśnie do tej, choć nie sposób odmówić Ishiguro odwagi: próbował niekonwencjonalnego kryminału („Kiedy byliśmy sierotami”), mrocznej dystopii („Nie opuszczaj mnie”), a nawet fantasy („Pogrzebany olbrzym”).
Szwedzka Akademia uzasadnia swój wybór tym, że Ishiguro „w powieściach o wielkiej sile emocjonalnej odkrywa przepaść kryjącą się pod naszym iluzorycznym uczuciem łączności ze światem”. Siłą tego pisarstwa jest eksploracja przeszłości – zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej – ale nie w kategoriach nostalgii i tęsknoty, lecz bierności wobec entropii. Ishiguro pisze nie tyle o pamięci, ile o zapominaniu jako gwarancji przetrwania – każda podróż w to, co minione, każda próba wyjaśnienia sensu własnego istnienia kończą się u niego źle. Niewykluczone, że stąd bierze się wspólna jego powieściom cecha, która niejednokrotnie irytuje czytelników: niekonkluzywność. A może jest to specyfika japońskiej estetyki osadzonej w angielskim pejzażu?
„Wychowali mnie japońscy rodzice w domu, w którym mówiono po japońsku. Rodzice czuli się w obowiązku dbać o to, by japońskie wartości nie były mi obce. Wyrosłem więc na trochę innym podłożu (niż Anglicy – aut.). Myślę nieco inaczej. Postrzegam rzeczy i sprawy z odrobinę odmiennej perspektywy” – mówił Ishiguro w jednym z wywiadów. Ta osobliwa podwójność uczyniła z niego pisarza. I noblistę.