Dzięki roli Banasia spełniłem swoje chłopięce marzenie o byciu piłkarzem - powiedział PAP Mateusz Kościukiewicz, odtwórca głównej roli w "Gwiazdach" Jana Kidawy Błońskiego. Film o śląskim piłkarzu Polonii Bytom, Górnika Zabrze i polskiej reprezentacji, w piątek wchodzi na ekrany kin.

PAP: W "Gwiazdach" gra pan ikonę polskiej piłki...

Mateusz Kościukiewicz: Raczej znaczącą, ale zapomnianą postać. Mało kto pamięta, że to Jan Banaś w 1973 strzelił gola Anglikom. Jego indywidualny sukces jest identyfikowany z wielkim sukcesem Górnika Zabrze, jednym z największych sukcesów w polskiej piłce klubowej. Banaś był tylko elementem drużyny, a jego osobistą historię - głośną w tamtych czasach, szczególnie na Śląsku - trochę zatarł czas. Film "Gwiazdy" może przypomnieć widzom zakręty życia Banasia, jego wzloty i upadki, ale także opowiedzieć o trudnych losach Ślązaków, którzy po wojnie byli dwujęzyczni i dwukulturowi.

PAP: Film jest tak naprawdę opowieścią o kawałku polskiej historii, wcielenie się w Banasia jest więc trochę podróżą do przeszłości. Co to za zadanie dla pana jako aktora?

M.K.: Banaś nie jest postacią znaną młodym ludziom. Dzięki temu, że go zagrałem, mogłem trochę wejść w historię i zdobyć wiedzę, która przybliżyła mi pewien wycinek rzeczywistości. Wraz z rolą dostałem okazję poznania kawałka historii polskiej piłki nożnej. Jestem kibicem od dziecka, odkąd pamiętam. Kibicuję polskiej reprezentacji, ale jak każdego bardziej interesuje mnie to, czego sam doświadczam, co dzieje się tu i teraz. Bliższe są mi historie i mecze, które widziałem - czy w dzieciństwie, czy niedawno - bo dotyczyły mnie bezpośrednio, oglądałem je na żywo.

"Gwiazdy" przypominają natomiast wielkie sukcesy polskiej piłki - wielkie, ale legendarne, przez to trochę nieobecne. Może niektórzy, oglądając ten film, poczują nostalgię, bo śledzili wydarzenia pokazywane na ekranie. Dla nich to będzie powrót do przeszłości, a dla reszty okazja do zrozumienia emocji ludzi zaangażowanych w piłkę przed laty.

PAP: Banaś był Ślązakiem. Jakie znaczenie miało to w jego życiu?

M.K.: Zastanawiam się, ilu Ślązaków krzyczało z radości, gdy Niemcy zdobywali mistrzostwo świata. To dość interesujące, zwłaszcza że piłkarze o śląskich korzeniach nadal grają w reprezentacji Niemiec, tak jak grał np. Ernest Wilimowski (ur. w 1916 r. reprezentant Polski i Niemiec - PAP). O tym, w jakich barwach wystąpić, musiał też kiedyś zdecydować Banaś - jak wielu jemu podobnych. Dzisiaj jest pewnie trochę inaczej i reprezentowanie Niemiec nie ma takiego pierwszeństwa dla Ślązaków, jak reprezentowanie Polski.

PAP: Poznał pan Banasia?

M.K.: Często opowiadam tę historię, ale niezmiennie sądzę, że jest dość ciekawa. Przed filmem spotkałem się z panem Jankiem, odbyliśmy długą osobistą rozmowę. Przez wiele godzin słuchałem opowieści - zarówno z jego życia zawodowego, jak i z prywatnego. W pewnym momencie zapytałem Banasia, czy ma coś przeciwko temu, że to właśnie ja go zagram. On wtedy popatrzył na mnie i powiedział, że przypominam mu George'a Besta, czyli ukochanego piłkarza z lat dzieciństwa. Idol Banasia był z kolei piłkarzem mojego ulubionego klubu z dzieciństwa, czyli Manchester United. Wtedy pomyślałem, że mam wsparcie od Banasia w swoich działaniach i poczułem z tego powodu ulgę.

PAP: Dzięki "Gwiazdom" mógł się pan zbliżyć nie tylko do piłki, ale też do Śląska. Czy czegoś nowego, szczególnego się pan dowiedział?

M.K.: Z pewnością cały region i cała jego społeczność jest osobna od współczesności. Śląsk posiada funkcję obronną swoich wartości, emocjonalności i tradycji. Słowem - śląskich priorytetów, dość konserwatywnych, o których myślałem, że nie są w stanie oprzeć się agresywnej rzeczywistości, która nas otacza. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, że relacje międzyludzkie są na Śląsku tak szczere. Będąc tam, miałem poczucie, że rozmawiam z prawdziwymi ludźmi; że można zachować swoją tożsamość i być szczerym, jednocześnie nie budując enklaw i niszy.

PAP: "Gwiazdy" to film w jakimś stopniu biograficzny, ale też historyczny i opowieść o miłości. O czym jest jeszcze - lub o czym jest przede wszystkim?

M.K.: Ten film, jak każdy inny, prezentuje tylko urywek rzeczywistości. "Gwiazdy" to nie dokument, jego zadaniem nie jest pokazywanie wszystkiego 1:1. Wiadomo, że można pokazać rzeczywistość taką, jaką jest, ale zrobić to w sposób brutalny czy alegoryczny. Nawet jeśli przyjmuje taką wartość, to opiera się na pewnym konkrecie. Film fabularny to z kolei struktura. Jego forma i dramaturgia zmusza twórców do zbudowania historii zamkniętej. To niby podstawowa wiedza, ale za każdym razem przypomina nam, że dyskutujemy w obrębie jakichś pojęć.

W "Gwiazdach" jest dużo elementów z życia Banasia - wspaniałych historii, zabawnych anegdot, obrazów niezwykłej rzeczywistości. Film o nim i o świecie niezawodowych sportowców jest jednak zbudowany wokół pewnej kanwy dramaturgicznej; wokół zagmatwanych losów ludzi mieszkających na Śląsku. Właśnie na potrzeby dramaturgii w tym filmie opowiadamy również o współzawodnictwie, miłości i tzw. polityce, która toczyła się wokół wszystkich, którzy wyjeżdżali za "żelazną kurtynę". Film jest jednak, przede wszystkim, sentymentalną podróżą do czasów, do których tak lubimy wracać.

Młodzi chłopcy nadal chcą grać w piłkę i marzą, że dzięki temu staną się wielcy. Zmieniają się wzorce i nazwiska, ale wszystko obraca się wokół tego samego marzenia - zaistnieć, wyrwać się, zrobić karierę, być kimś. Ja zostałem Janem Banasiem, co dało mi możliwość spełnienia swojego wielkiego marzenia z dzieciństwa. Dzięki tej roli ja także zostałem piłkarzem.

PAP: Jest pan młodym aktorem, w ostatnim czasie w kinach pojawiły się jednak dwa filmy, w których zagrał pan główną rolę - właśnie "Gwiazdy" i chwilę wcześniej "Amok" Kasi Adamik. Na jaką rolę pan czeka?

M.K.: Myślę, że mam jakiś warsztat aktorski. Miarą zawodowstwa jest jednak dla mnie również pewne podejście do pracy. Jeśli ktoś przychodzi i proponuje mi jakiś wspólny projekt, to nigdy nie odmawiam rozmowy na jego temat. Gdy wspólnie uważamy, że chcemy coś zrobić razem, to dopiero wtedy biorę nowe role. Nie jestem od tego, żeby mówić, co chcę grać. Jestem od tego, żeby grać rzeczy, które ktoś mi zaproponuje. Jestem człowiekiem do wynajęcia, taka jest moja profesja. Jak każdy rzemieślnik staram się zrobić swoją robotę najlepiej, jak potrafię.

Po to zacząłem pisać scenariusze, żeby móc realizować swoje potrzeby czy fantazje i grać specyficzne role. Zanim zacznę pisać je dobrze, muszę popełnić masę błędów i znieść ogrom porażek. Staram się nad tym pracować; samodoskonalić się. Jeśli jest jakaś rola, którą chciałbym zagrać, to sobie ją napiszę. Na razie mogę powiedzieć, że z Maćkiem Bochniakiem pracujemy nad kolejnym projektem. To będzie historia dziejąca się w początkach II RP, która opowie o przygraniczym miasteczku i ludziach, którzy tam mieszkają.

W filmie "Gwiazdy" wystąpili także m.in. Sebastian Fabijański, Karolina Szymczak, Magdalena Cielecka, Paweł Deląg, Adam Woronowicz, Eryk Lubos, Marian Dziędziel oraz Grażyna Torbicka.

Rozmawiała Martyna Olasz (PAP)