Rafał Woś | Czas skruszył na pył dumne mury jego świątyń, lecz mądrość Babilonu trwa – tym zdaniem George S. Clason kończy swój pamflet „Najbogatszy człowiek w Babilonie”. Prawie sto lat temu znał tę książkę na wyrywki każdy finansista w Stanach Zjednoczonych.
George S. Clason, „Najbogatszy człowiek w Babilonie”, Studio Emka, Warszawa 2017 / Dziennik Gazeta Prawna
Zaczęło się w czasie szalonych lat 20. XX w., gdy amerykański boom ekonomiczny wydawał się nie do powstrzymania. Clason miał już wtedy za sobą rozkręcenie w Denver wydawnictwa specjalizującego się w atlasach drogowych. Wówczas przedsięwzięciu dość pionierskim. Trochę na boku tej działalności Clason zaczął pisać broszurki. Stylizowane nieco na archaiczny język biblijnych przypowieści, ale jednocześnie świadomie rezygnujące z charakterystycznej dla chrześcijaństwa podejrzliwości wobec pieniądza.
Opowiastki osadzone są w starożytnym Babilonie. Clason nie był jakimś wytrawnym badaczem. Swój Babilon naszkicował grubymi rysami. Tak, żeby nie było większych wątpliwości, że jest on odpowiednikiem Stanów Zjednoczonych. Szybko rozwijającym się krajem bogactwa oraz olbrzymich możliwości osiągnięcia ekonomicznego sukcesu. Książka zaczyna się od spotkania dwóch przyjaciół, którzy zastanawiają się, dlaczego mimo codziennej sumiennej pracy i w sumie niezłych wynagrodzeń nie potrafią uzbierać „sakiewki pełnej monet przyjemniej brzęczącej u pasa”. Albo, mówiąc językiem zupełnie współczesnym, jakiejś poduszki finansowej, która pozwoliłaby im poczuć przynajmniej pewną materialną stabilizację. Jeden zaczyna więc radzić drugiemu. Tak powstaje „Siedem sposobów na pustą sakiewkę”. A potem „Pięć praw rządzących złotem”. I tak dalej.
Jak na ironię, już wkrótce sam Clason musiał bezradnie patrzeć, jak jego atlasowy biznes bankrutuje. Nie był jedyny. Po krachu na Wall Street w 1929 r. amerykańska gospodarka zaliczyła ekonomiczny dół porównywalny tylko z wielkimi wojnami. Clason zdołał jednak zrozumieć, że akurat dla jego pamfletów wielki kryzys to również wielka szansa. Bo przygnieceni finansowymi troskami ludzie tym chętniej szukali dobrych rad, jak tu utrzymać się na powierzchni. Clason zebrał więc swoje przypowieści w formie książkowej, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Bo „Najbogatszy człowiek w Babilonie” szybko stał się bestsellerem czytanym powszechnie przez finansistów, ludzi od ubezpieczeń i drobniejszych ciułaczy, a nawet bezrobotnych. Sprzedało się tego na świecie jakieś dwa miliony sztuk.
Jakie rady serwuje nam ta wycieczka do wyidealizowanego antycznego Babilionu? Wszystkie można sprowadzić w zasadzie do jednej. Zawsze część z tego, co zarobisz, zatrzymaj dla siebie. Trochę takie „grosz do grosza, a będzie kokosza”. Z makroekonomicznego punktu widzenia lekcje Clasona stały oczywiście w jaskrawej sprzeczności z wysiłkami ówczesnych polityków i ekonomistów keynesowskiej proweniencji, którzy robili, co mogli, by ludzie, broń Boże, nie zachowywali się tak, jak uczył Clason. Bo ich chorobliwe oszczędzanie to prosty sposób, żeby utrzymywać gospodarkę w stanie permanentnej depresji. Na szczęście dla Ameryki, czytelnicy „Najbogatszego człowieka” najwyraźniej nie byli zbyt gorliwi, więc tamtejsza gospodarka w końcu odbiła się od dna.
Dziś czytanie Clasona ma umiarkowaną wartość praktyczną. To raczej ciekawa pocztówka z dawnej epoki. Klasyka, którą warto znać, ale nie należy przywiązywać zbyt wielkiej uwagi do rad w niej zawartych.