Zbigniew Cybulski wyróżniał się nowoczesnym, naturalnym aktorstwem, co we współczesnym mu kinie było wyjątkowe; to, jak żył, oraz że przedwcześnie umarł, jest rodzajem romantycznej legendy - mówi PAP prezes SFP Jacek Bromski. W niedzielę minie 50. lat od tragicznej śmierci aktora.

Zbigniew Cybulski, uznawany za jednego z najlepszych polskich aktorów zginął

8 stycznia 1967 r. w wypadku na wrocławskim Dworcu Głównym.

Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich, zauważył, że kilka filmów, w których grał Cybulski, stanowi obecnie kanon kinematografii polskiej. Jego zdaniem właśnie dzięki tym tytułom aktor jest wciąż obecny w bieżących dyskusjach o kinie. Cybulski, jak dodał, nie traci na popularności też przez to, jak żył. "To, jak żył oraz że przedwcześnie umarł, stanowi rodzaj romantycznej legendy - podobnie jak w wypadku Marylin Monroe, Jamesa Deana czy Jima Morrisona" - podkreślił reżyser.

"Cybulski wyróżniał się bardzo nowoczesnym, naturalnym aktorstwem, co w tamtych czasach było w polskim kinie wyjątkowe. Miał charyzmę i stworzył image nowoczesnego, ale romantycznego bohatera. Trochę buntownika, trochę zagubionego. Mężczyzny-chłopca, jakim kobiety wprost uwielbiają się opiekować" - dodał Bromski.

Według niego dzisiaj mamy co najmniej kilku aktorów klasy Cybulskiego, "pewnie nawet i lepszych". W ocenie reżysera szczególną siłą aktora, który wcielił się m.in. w legendarną rolę Maćka Chełmickiego w filmie "Popiół i diament", był naturalizm. "Nie odgrywał, a +był+, jak to się mówi" - zaznaczył. "Kiedy miał trudności z prawdziwym zagraniem jakiejś trudnej kwestii, grał ją z papierosem w ustach" - dodał.

Prezes SFP zauważył, że tak samo robił Alain Delon, ale "dziś już trudno byłoby ustalić, który to wziął od którego". Bromski przyznał, że sam to stosuje, kiedy widzi, że aktorowi sprawia trudność jakaś kwestia. "Wynajduję mu naturalną przeszkodę, każę mu jeść, albo gryźć zapałkę, bo dziś palenie w filmie już nie jest modne" - wyjaśnił.

Pytany, czy jego zdaniem Cybulski jest postacią znaczącą także dla młodego pokolenia filmowych widzów, Bromski zażartował, że nie wie - ponieważ sam już niestety nie jest młodym pokoleniem. Podkreślił jednak, że dzięki ekranowej osobowości filmy z udziałem Cybulskiego nie zestarzały się tak, jak inne. Dzięki tej samej właściwości kilka wybitnych kreacji aktora "przeszło do historii kina".

Zbigniew Cybulski urodził się 3 listopada 1927 r. w miejscowości Kniaże (obecnie Ukraina). W 1953 r. ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Aktorskiej w Krakowie. W tym samym roku wyjechał do Gdańska, gdzie zaczął występować w Teatrze Wybrzeże.

W 1954 r. razem z grupą przyjaciół - m.in. Bogumiłem Kobielą i Jackiem Fedorowiczem - założył w Gdańsku studencki teatr Bim-Bom, który działał do 1960 r. Teatr ten "stał się legendą i mitem pokolenia", który - jak czytamy na stronie culture.pl - "jeszcze przed październikiem 1956 roku atakował głupotę i arogancję władzy".

Grał też m.in. na deskach Teatru Ateneum w Warszawie (np. w spektaklu "Dwoje na huśtawce" W. Gibsona w reżyserii Andrzeja Wajdy).

Karierę filmową rozpoczął występem w "Pokoleniu" Wajdy z 1954 r. W 1958 r. wykreował swą najsłynniejszą filmową rolę - Maćka Chełmickiego w "Popiele i diamencie" Wajdy. Główny bohater tego filmu, grany przez Cybulskiego AK-owiec, ma wykonać wyrok śmierci na komuniście Szczuce, sekretarzu Polskiej Partii Robotniczej.

W historii kina zapisał się rolami w filmach "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy, "Do widzenia, do jutra..." i "Jowita" Janusza Morgensterna. Zagrał także w "Rękopisie znalezionym w Saragossie" i "Jak być kochaną" Wojciecha Jerzego Hasa oraz "Salcie" Tadeusza Konwickiego.

Zginął tragicznie 8 stycznia 1967 r. we Wrocławiu, wracając z planu zdjęciowego filmu "Morderca zostawia ślad" Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Zginął pod kołami ekspresu, do którego próbował wskoczyć z peronu trzeciego wrocławskiego Dworca Głównego. Został pochowany w Katowicach.(PAP)