Miłośnik Judy Garland i opery Rufus Wainwright podsumowuje swoją karierę krążkiem z największymi przebojami.

Jeśli mówimy o współczesnych twórcach, to nie przychodzi mi obecnie na myśl lepszy songwriter niż Rufus Wainwright – stwierdzenie Neila Tennanta z Pet Shop Boys sprzed kilku lat o amerykańskim wokaliście i multiinstrumentaliście wciąż jest aktualne. Dowodem najnowsza płyta Rufusa Wainwrighta, zbierającego jego przeboje, „Vibrate”. Najstarsze piosenki na tym krążku pochodzą z debiutu muzyka, z płyty „Rufus Wainwright” z 1998 r. Nie sprzedawała się szczególnie dobrze, ale muzyk dostał za nią dobre recenzje, a magazyn „Rolling Stone” nazwał go nawet najlepszy nowym artystą tamtego roku. „Rufus Wainwright” był jednak tylko debiutem płytowym, bo Rufus zaczął muzykować dużo wcześniej. Jego rodzice byli folkowymi muzykami. Wainwright usiadł przy fortepianie pierwszy raz, jeszcze zanim poszedł do nowojorskiego odpowiednika naszej podstawówki. Już jako nastolatek grał koncerty. Wraz z siostrą, mamą i ciocią współtworzył zespół The McGarrigle Sisters – od nazwiska panieńskiego jego mamy. Szybko zainteresował się operą, podziwiał Édith Piaf i Judy Garland. Bardzo szybko też wszedł w konflikt z rodzicami z powodu swojej orientacji seksualnej. Jak przyznał w niedawnym wywiadzie dla T-mobile-music.pl: „Rodzice nie potrafili rozmawiać ze mną o mojej orientacji. Mama była przerażona myślą, że zachoruję na AIDS”.

Po wspomnianym debiucie „Rufus Wainwright” muzyk kolejny krążek wypuścił w 2003 roku. „Poses” ponownie zebrał dobre recenzje (podkreślano udane połączenie operowego klimatu z popem), ale nie sprzedawał się w oszałamiającej liczbie. Płyta znalazła się na 117. miejscu listy „Billboard” 200. Gościnnie na albumie pojawiła się m.in. Melissa Auf der Maur, a wokalowi Rufusa i jego grze na gitarze oraz pianinie towarzyszą chociażby smyczki, klarnet, klawisze Hammonda, trąbka i mandolina. Promując krążek, Wainwright wystąpił m.in. u boku Tori Amos, Stinga i Antony and the Johnsons. Zagrał też małą rólkę w brytyjskim sitcomie „Absolutnie fantastyczne”. Następnym wydawnictwem sygnowanym jego nazwiskiem był podwójny album „Want”, składający się z krążków „Want One” i „Want Two”. Tym razem dobrym recenzjom towarzyszyła lepsza sprzedaż – 60. miejsce „Billboard” 200. W tym czasie muzyk pojawił się też gościnnie na płytach Antony and the Johnsons „I am a Bird Now” (otrzymała Mercury Prize) oraz Burta Bacharacha „At This Time”.

W 2007 roku wokalista zaprezentował swój piąty solowy album „Release The Stars”. Przebojowy krążek przygotował w Berlinie wraz ze wspomnianym już Neilem Tennantem. W tym samym roku ukazał się też zapis koncertu Wainwrighta z 2006 roku z Carnegie Hall poświęconego jego wielkiej miłości Judy Garland. Rufus zrekonstruował w szczegółach koncert Garland z 1961 roku, uznawany za jeden z najwspanialszych w historii. Pojawiła się 36-osobowa orkiestra, a Rufus wykonał te same numery, które śpiewała Judy.

W tym samym roku muzyk zaczął pracę nad swoją pierwszą operą. W „Prima Donnie” dał wyraz swojej fascynacji tym medium, ale amerykańska oraz brytyjska krytyka nie pozostawiły na twórcy suchej nitki. Premiera opery odbyła się na festiwalu w Manchesterze (nowojorska Metropolitan Opera wycofała się z zamówienia, bo Rufus nie chciał zrezygnować z libretta napisanego po francusku). W wywiadzie dla „Kultury” twórca „Prima Donny” mówił o niej szczerze tak: „To bardzo romantyczna historia – pełna dramatu i pasji. Tworzyłem taką muzykę, jaką sam chciałbym usłyszeć w operze. A ja akurat uwielbiam żelazną klasykę – Verdiego, Pucciniego – więc można powiedzieć, że to jest mój hołd złożony wielkim dziełom operowym. Zresztą główną bohaterką jest diwa operowa, która stara się powrócić na scenę po wielu latach nieobecności i dramatycznych przejściach, więc wszystko kręci się wokół opery. Niektórym ten pomysł przypadł do gustu, ale nie brakowało też głosów, że to absolutnie żałosne dzieło”. W roku premiery opery, 2009, Rufus powrócił do regularnej twórczości, nagrywając płytę „All Days Are Nights: Songs for Lulu”. To najbardziej wyciszony album w jego karierze, na co ogromny wpływ miała śmierć ukochanej matki Rufusa w styczniu 2010 roku. W kąt poszły orkiestrowe aranże znane z poprzednich płyt. Na „All Days Are Nights: Songs for Lulu” Wainwrightowi towarzyszy wyłącznie fortepian. Kolejny krążek to już jednak inna bajka. „Out of the Game” z 2012 roku Rufus nagrywa wraz z Markiem Ronsonem. Wśród inspiracji dla tego albumu wymienia dokonania Davida Bowiego, Queen i swojego przyjaciela Eltona Johna. To właśnie Elton pomógł Rufusowi wyjść z uzależnienia od narkotyków. Sukces swojej najbardziej roztańczonej płyty Wainwright uczcił małżeństwem z partnerem Jörnem Weisbrodtem. Teraz płytą „Vibrate” Wainwright podsumowuje karierę. Znakomite świadectwo jego dotychczasowych dokonań.