Ma rację Marcin Napiórkowski (to zapewne jego wkład w tę książkę), że mity rządzą światem. Bo każda władza – rozumiana szerzej, nie tylko rząd czy parlament – opiera panowanie na narracji. Tak też zrobił rządzący po 1989 r. liberalny establishment polityczno-medialno-ekonomiczno-symboliczny. Stworzone przez niego opowieści pozwalają mu upozorować własne nieistnienie. Dzięki tym mitom może mówić: „Ha, ha, a któż to są te elity liberalne? My? Dobre sobie!”. Książka „1989. Pozytywny mit” (i przedstawienie) pomaga to dyskretne panowanie umocnić.

ikona lupy />
Marcin Napiórkowski, Katarzyna Szyngiera, Mirosław Wlekły „1989. Pozytywny mit”, Znak, Kraków 2024 / nieznane

Książka jest dodatkiem do teatralnego spektaklu, który zyskał w ostatnich miesiącach wielką popularność. Symboliczną kulminacją pasma sukcesów było pokazanie „1989” (w reż. Katarzyny Szyngiery) w Teatrze Telewizji po przejęciu TVP przez nową władzę. Nie będę oceniał walorów artystycznych, bo nie one mają zasadnicze znaczenie. Tu chodzi o użyteczność mitu. Projekt „1989” jest dla nowej władzy szalenie użyteczny. Wzmacnia jej pretensje do monopolu na polskie przemiany oraz na ich opowiadanie. Ten monopol był w ostatnich latach na różne sposoby podważany, co – oczywiście – nie podobało się założycielom III RP. Dlatego z taką radością powitali nowatorskie i skierowane do masowego odbiorcy podejście do tematu, jakie zaprezentowali w sztuce Napiórkowski, Szyngiera i Wlekły. Gratuluję twórcom sukcesu, serio. Ale też im trochę współczuję. Muszą wiedzieć, że to, co zrobili, zostało uznane za dobre nie dlatego, że jest dobre (co nie znaczy – powtarzam – że dobre nie było), tylko ponieważ jest słuszne i użyteczne. A „słuszne i użyteczne” to w mitotwórstwie podstawa.

I jeszcze słowo o książce. Jest napisana dobrze, żywo i z talentem. Czyta się miło. Nie zniechęcam. Ale warto pamiętać, że to produkt uszyty pod zapotrzebowanie. Słuszne głosy tych, co trzeba, są przedstawione przekonująco. „1989. Pozytywny mit” jest więc opowieścią o Polsce, która podoba się obecnie nam miłościwie panującym. Krytyka transformacji jest tu sprowadzona do rzeczy obowiązkowych. Jest, a jakże, straszna prawica w takiej jak trzeba roli. Jest brzydka komuna, ale już tworzący ją aparatczycy są sympatyczni i zdroworozsądkowi – jak Kwaśniewski, Ciosek i Reykowski. Elementy do opowieści niepasujące wyglądają tu absurdalnie i są niegodne uwagi. Tak to musi być z mitami. ©Ⓟ