Największą zaletą książki Błażeja Brzostka „Wstecz. Historia Warszawy do początku” jest to, że nie tylko dostarcza informacji, ale uruchamia wyobraźnię. Budzi ciekawość i prowokuje do stawiania pytań. Autor zerwał ze skostniałą formą prezentowania historii, opartą na linearnym przedstawianiu faktów na zasadzie przyczynowo-skutkowej. Owszem, taka metoda ma swoje zalety: ułatwia zapamiętywanie, pomaga w nauce, ale sugeruje coś, co nie istnieje. Teraźniejszość nie jest bowiem kulminacją procesu dziejowego zapoczątkowanego przed wiekami.

Autor zdecydował się więc uciec od presji teraźniejszości, której historycy ulegają od wieku XIX, czyniąc z historii narzędzie tworzenia narodu, wzmacniania postaw patriotycznych, sposobu na budowanie zaplecza politycznego i czegoś tak pokracznego jak polityka historyczna. W ten sposób bowiem powstaje „opowieść tworzona przez rodziców, historyków, polityków i duchownych dla edukacji, budowania emocji i umocnienia w wierze” – pisze Brzostek. Jest historykiem i wie, że dane z przeszłości są niespójne i błędne, a przede wszystkim niesprawdzalne. „To, co miałyby obrazować nie istnieje” – pisze. Dlatego, wzorem archeologów, odsłania kolejne warstwy, od najnowszych do najstarszych i unika budowania czegoś co nazywa „spektaklem historycznym”.

Zaczyna od współczesności i pewną ręką prowadzi czytelnika do różnych „Warszaw” (bo wg Brzostka nie ma jednej Warszawy, jak nie ma jednego sposobu doświadczania jej). Niczym w kalejdoskopie wędrujemy przez miasto czasów transformacji i PRL, II wojny światowej i okresu międzywojnia, czasów niemieckich i rosyjskich rządów w mieście i tak aż do średniowiecza. Autor zdejmuje kolejne warstwy i Warszawa „zaczyna się zdradzać ze swoich sekretów”. „Od góry do dołu. Od książąt mazowieckich. Do nas. I z powrotem. Staś, Sobieski, Sasy, Wazy. Wazy, Sasy, Sobieski, Staś, Fukier. Sobiescy, Marysieńka, Sakramentki" – pisał Miron Białoszewski w „Pamiętniku z powstania warszawskiego”. U Brzostka jest podobnie, ale zaczynając od Kowalskich i Nowaków w roku 2021. Ogrom informacji nie przytłacza, bo autor jest nie tylko świetnym historykiem, ale prezentuje również doskonałe pióro. Jego opowieść jest dynamiczna, ale nie pobieżna, raz punktem wyjścia czyni szczegół, a kiedy indziej, pozwala sobie na szersze spojrzenie. Im bardziej wchodzimy w głąb tej narracji, tym mniej źródeł i tym częstsze będzie jedynie wyobrażenie o historii.

W posłowiu do książki Briana Portera-Szucsa „Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii”, Anna Dzierzgowska pisała, że o ile szkolna nauka historii to ortodoksja, to książka Szucsa jest herezją, która zachęca do myślenia. Tak jest też w przypadku książki Błażeja Brzostka „Wstecz. Historia Warszawy do początku”. I właśnie tak: zachęca do myślenia, a nie zmusza do przyjmowania informacji a priori.

„Przeszłość jak wiadomo nie istnieje”

Skoro więc mowa o herezji, to warto w tym miejscu przywołać tezę, która pojawia się już we wstępie i na kartach 800-stronicowej książki wystąpi jeszcze kilkukrotnie.

„Przeszłość jak wiadomo nie istnieje” – przekonuje Błażej Brzostek. Jak na historyka jest to śmiała teza. Od razu dodajmy: uargumentowana przez autora w sposób przekonujący.

Istnieją tylko jej ślady, które oglądamy w czasie teraźniejszym, a które powodują wyobrażenie o wspólnocie, która związana miejscem i czasem, przypisuje sobie historyczność”.

Przeszłość nie jest bytem namacalnym, nie potrafimy nawiązać z nią emocjonalnego stosunku, a nieszczęścia poprzednich wieków – jak twierdzi autor – spadały na ludzi odległych nam i obcych, pomimo wyobrażonej ciągłości „dziejów narodowych”.

Z tego faktu wynika coś jeszcze. „Ponieważ przeszłość nie istnieje, można bawić się jej szczątkami” – gorzko-ironicznie stwierdza Brzostek, pokazując, że w zależności od doraźnych potrzeb raz mamy do czynienia z rytualizacją lub sakralizacją przeszłości, a raz unieważnieniem i zacieraniem śladów. Można więc bez logicznego uzasadnienia forsować (od)budowę Pałacu Saskiego albo domagać się burzenia PKiN. W latach 20. XX wieku można było zburzyć sobór Aleksandra Newskiego z placu Saskiego (choć wg polskich historyków był wybitnym dziełem architektury neobizantyjskiej), a w 2015 podczas budowy metra na Pradze usunąć pomnik Czterech Śpiących - jak go potocznie nazywano - mimo że mieszkańcy chcieli jego pozostawienia. W zależności od kontekstu historycznego swoje miejsca usytuowania zmieniały pomniki (Syreny, księcia Poniatowskiego, Lotnika, Peowiaka i inne), znikały oryginalne wnętrza, a powstawały makiety (np. przepadło wyposażenie żydowskiej restauracji przy Próżnej 7, bo choć odbudowano kamienicę, to za jej eklektyczną fasadą kryje się biurowiec Le Palaise, już w nowym wydaniu; skrytka uciekinierów z getta w mieszkaniu przy ul. Kopernika 4 przestała istnieć, bo mieszkańcy kamienicy byli zmęczeni wizytami turystów z Izraela, a jej miejsce widzieli w muzeum). Znikają też ślady architektury całkiem niedawnej - budowle z lat 90. XX wieku. Nie są zabytkami, a „świadkowie epok nie zdają sobie sprawy, że ich jedyne słuszne poglądy to tylko wyraz ducha czasu” – komentuje Brzostek. Takich przykładów niefrasobliwego podejścia do historii jest w książce znacznie więcej.

Źródła. Czasem nieoczywiste

[…] Doświadczenia teraźniejszości wpłynęły niewątpliwie na kształt tej książki. Nieuchwytna atmosfera miasta, strzępy rozmów i wrażeń, różnego rodzaju teksty czy wystawy, podróże do innych miast, codzienne irytacje czy satysfakcje - wszystko to stanowi pierwsze ze źródeł, jakie należy tu wskazać. Źródło najtrudniejsze do opisania a wpływające na pracę historyka często równie znacząco , jak odnalezione przez niego, posegregowane i zinterpretowane materiały” – pisze Błażej Brzostek w podsumowaniu „O źródłach i bibliografii”. Niezwykle ważne to słowa dla zrozumienia charakteru tej książki i podejścia do opowiedzenia historii.

Błażej Brzostek "Wstecz. Historia Warszawy do początku" / Media

To, że historyk korzysta ze źródeł, to oczywistość. Ale autor zdecydował się oprzeć także na - wydawałoby się - źródłach nieoczywistych, niemal sensualnych. Atmosfera miasta, jego przestrzeń nigdy niepoznawalna do końca, plany i przewodniki z różnych epok, doświadczanie przestrzeni miejskiej jako teatru życia społecznego, analiza nielicznych ocalałych artefaktów, ikonografia i filmografia oraz naturalnie rozmaite źródła pisane, w tym dzienniki i pamiętniki, prasa, reportaże, prace historyczne i wiele innych. One wszystkie pozwalają dotknąć i pokazać miasto z różnych perspektyw.

Wykorzystanie ogłoszenia w Kurierze Warszawskim z roku 1856 o zaginięciu suczki sprzed kamienicy Jenikego przy Nowym Świecie, staje się pretekstem do opisu przemian w Warszawie (choć jakby mimochodem, autor zdąży też poinformować czytelnika, które rasy były w tym czasie popularne, jakie imiona im nadawano, jak wyglądało takie ogłoszenie w prasie). Zanim autor przejdzie do opisu przeobrażeń stolicy, poświęca nieco miejsca na historię Karola Augusta Jenikego, który do Warszawy przyjechał z Berlina „w ramach ciągłości niemieckich wpływów w mieście”. Był właścicielem dwóch domów, w tym też tego, sprzed którego zaginęła suczka. Dorobił się na handlu mąką; spoczął na cmentarzu ewangelickim wraz z synami, którzy prowadzili w mieście firmę importującą maszyny i produkującą dźwigi. Dalej Brzostek opisuje działkę domu, sprzed którego zniknęła suczka, typowe podwórka, następnie przechodzi do opisu pierzei Nowego Światu - kamienica po kamienicy - aż dociera do Chmielnej, Wareckiej i Krakowskiego Przedmieścia. I zwraca uwagę, że w roku, w którym zaginęła suczka, zapachem Nowego Światu był zapach palonego drewna. W tym samym roku Warszawa bukoliczna zaczęła ustępować miejsce uprzemysłowionej, a wraz tą zmianą pojawił się Norblin, platery Frageta, kolej, latarnie gazowe. Rzecz jasna wszystko w roku, gdy sprzed sklepu korzennego zaginęła suczka.

Jedne z najważniejszych źródeł to dzienniki i pamiętniki. Są takie lata, przy opisie których Brzostek oddaje głos świadkom - autorom tych zapisków niemal w całości - pozostając raczej w cieniu, w roli redaktora spajającego fragmenty. Tak się dzieje choćby z opisem wydarzeń z okresu okupacji. Najważniejsza jest perspektywa świadków. Z ich znajomością i nieznajomością faktów, z hipotezami, refleksjami notowanymi na gorąco. I z prawdziwymi emocjami. Specjalne miejsce zajmują w tej książce „Dzienniki” Wacława Borowego, historyka literatury, profesora Uniwersytetu Warszawskiego, ale też dzienniki i pamiętniki Wacława Kisielewskiego, Jerzego Waldorffa, Jana Józefa Szczepańskiego, Zofii Nałkowskiej, Jarosława Iwaszkiewicza, Marii Dąbrowskiej, czy Mirona Białoszewskiego i wielu innych, których nie sposób wymienić. Także z dzienników i wspomnień autorów pochodzenia żydowskiego: Raheli Auerbach, Mary Berg, Abrahama Levina, Bernarda Singera, Eleonory Bergman, których notatki posłużą do opisu realiów zza muru getta. Autor posiłkuje się też książkami (np. Barbary Engelking i Jacka Leociaka „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście”), rozmowami (np. Małgorzaty Szejnert z Bogdanem Korzeniewskim), reportażem Jacka Snopkiewicza, który w latach 70. dotarł do kanalarza z 1944 roku). Podobne źródła wykorzystuje też sięgając do innych epok. Plany XVIII-wiecznej Warszawy zawdzięczamy lotowi balonem Blancharda i kartograficznej współpracy francusko-niemieckiej, a spacer po mieście z połowy XVII wieku pierwszemu przewodnikowi czyli „Gościńcowi albo krótkiemu opisaniu Warszawy” Adama Jarzębskiego.

Od szczegółu do ogółu. Lub odwrotnie

Przypisane do dat rocznych opowieści bywają nieoczywiste, zwłaszcza dla czytelnika nawykłego do innego relacjonowania zdarzeń z przeszłości.

Oto rok 1976. Pierwsze skojarzenie - protesty robotników w Ursusie. Brzostek umiejętnie jednak połączy wędrówkę po Warszawie Antoniego Słonimskiego z klimatem politycznym tamtego kresu. Dlaczego akurat Słonimski staje się pretekstem do takiego opisu? Bo był jednym z tych, których SB nazywała figurantami i których miała pod stałą obserwacją. Autor wychodzi od kawiarni w Alejach Ujazdowskich na wprost mieszkania „figuranta” przy al. Róż. Za sprawą wspomnień Julii Hartwig, prezentuje wnętrze mieszkania, a także historię stołecznej wersji „XVI dzielnicy” i płynnie przechodzi do centrum przy Mysiej, z racji cenzury, którą objęto Słonimskiego. Potem spacer szlakiem kawiarni literackich, po drodze Czytelnik i od razu skok w okolice Sejmu, który jako projekt architektoniczny też zasłuży na wzmiankę. Brzostek pisze o człowieku, o kultowych miejscach, ale sprawnie łączy to z opisem architektury, wystrojem wnętrz „z epoki” oraz … klimatem represji i podsłuchów w PRL.

Brzostek w wyjątkowy sposób potrafi opisywać ważne historyczne wydarzenia i nadawać znaczenia drobnym historiom, które pod jego piórem urastają do rangi wielkich. 1926 rok w Warszawie to dla historyków przede wszystkim data zamachu majowego, ale Brzostek opowiada o usuwaniu przeszłości rosyjskiej i znikaniu świątyń prawosławnych, w tym o spektakularnym zburzeniu soboru Aleksandra Newskiego. Wokół daty rocznej 1870 prowadzi opowieść o tradycji konduktów pogrzebowych, które w Warszawie pełniły rozmaite role. Od nich w sposób naturalny przechodzi do informacji o kosztach pogrzebów, wyglądzie cmentarzy, czy tzw. inwentarzy pośmiertnych. A skoro mowa o nich, to są i wzmianki o mieszkaniach, w których można je znaleźć, umeblowaniu, wyglądzie podwórek i ulic, będących sceną miejską, na której mieszkańcy Warszawy wchodzą w przypisane im role. O Nalewkach lat 30. XX wieku opowiada przez losy Jakuba Szyka, odtworzone przez historyka Marcina Kulę. A że to miniatura społeczności, staje się więc pretekstem do wzmianki o relacjach polsko-żydowskich, przekroju zawodów wykonywanych przez ludność żydowską i przybliżenia klimatu handlowej dzielnicy północnej.

Taką metodę skojarzeń i powiązań stosuje autor przez całą opowieść. Drobiazgowo pokazuje ludzi, miejsca, zwyczaje i pozwala skoncentrować się tylko na nich.

Miasto zmysłów

Jeśli kiedyś Błażej Brzostek napisze książkę o Warszawie „smakowanej” i poznawanej sensualnie, pełnej odniesień do literatury i sztuki, to zupełnie mnie to nie zdziwi. Doświadczanie miasta poprzez zmysły, które „nie muszą przytłumić wrażliwości na przekaz innego rodzaju – obraz, słowo, dźwięk” - jak pisze autor, jest dobrze widoczne we „Wstecz. Historia Warszawy do początku” i dowodzi humanistycznej wrażliwości.

Autor nie stroni od środków artystycznych, zwraca też uwagę na ich wykorzystanie w źródłach. Przywołuje np. motywy narracji z „tamtego świata” („mroczna kipiel” z okupacyjnego dziennika Władysława Szpilmana czy „zagrożone mrowisko”, o którym pisze Mary Berg). Wspomina o doświadczeniu gettowym, związanym z metaforą podróży, wpisaną w tradycyjne „imaginarium żydowskie należące do kultur drogi”. Z „Pamiętnika z powstania warszawskiego” wyławia kolor powstańczej Warszawy, opisany przez Białoszewskiego (szaroczerwonawy, gdyż ranni pokryci byli pyłem i krwią. „Podobna barwa, pochodna tynku, cementu i cegły stanie się na lata dominantą Warszawy”). Pisząc o getcie, odwołuje się do „Nowoczesności i zagłady” Zygmunta Baumana. Opisując pierwszą wojenną zimę w Warszawie, ciemną i zimną, zauważa: „Zapachy i dźwięki współtworzyły osobliwy zapis powszedniości, w której powtarzają się informacje o nienaturalnej ciszy”. I podbudowuje przekaz zdaniem Josepha Rotha o Wiedniu po Wielkiej Wojnie: „Zapach jest silniejszy od hałasu”. W rozdziale poświęconym dacie 1970 i „naszej małej stabilizacji” zwraca uwagę na miasto bez samochodów, ale za to pełne śpiewu ptaków. Warszawa to też świat zapachów i smaków z tamtych czasów (salceson, sodowa, mleko z bańki itp. zdają się być namacalnym doświadczeniem).

Wrażliwość na sztukę oraz uważność autora objawia się też w porównaniu widoku po bombardowaniu Cmentarza Powązkowskiego do tańca śmierci, „ogarniającego żyjących i martwych”. Rok 1981 kojarzy mu się z naturalistycznym malarstwem Beksińskiego i „Sądem ostatecznym” Boscha - „Ale nie ma w tym świecie prawdziwej grozy i okrucieństwa, lecz gorzki humor, ironia, zamyślenie nad losem ludzkim i szaleństwem świata” – cytuje Marię Rzepińską i jej opis z „Siedmiu wieków malarstwa europejskiego”.

Brzostek spogląda na miasto okiem historyka, socjologa, ale też konesera sztuki i literatury. Kiedy analizuje warszawski mit odbudowy, sięga po strukturę szkatułkową, potrafi używać fraz godnych literata, np. „miasto objawiło się raptownie w historycznym skrócie”, trafnie opisuje zjawisko teatralizacji życia w latach 1953-45, gdy pośpiech odbudowy, zakorzeniony w rodzimej tradycji, miał pomóc odbudować społeczność (pisał też o tym Krzysztof Mordyński w "Snach o Warszawie. Wizje przebudowy miasta 1945-1952").

Na koniec sam Błażej Brzostek: „Nie zaliczam się do varsavianistów. Jestem historykiem i mieszkańcem Warszawy, wobec której żywię mieszane uczucia. Poświęciłem jej nieco publikacji. Gdy Jarosław Trybuś, współorganizator odnowionego Muzeum Warszawy, zaproponował mi napisanie historii tego miasta, podjąłem się jedynego w swoim rodzaju wyzwania , dostrzegając możliwość zbudowania tej historii inaczej , niż się przyjęło. W jakim zakresie się to udało, oceni Czytelnik”.

Udało się doskonale. „Wstecz. Historia Warszawy do początku” to książka humanisty, który nie waha się zestawić wiedzy z wyobraźnią. Lektura tej książki stawia w centrum zainteresowania autora i czytelnika – człowieka i jego życie; w różnych Warszawach, w różnych warunkach, w rożnych czasach. Grzegorz Piątek w blurbie (opisie na okładce) napisał: „Udało mu się ukazać Warszawę nieuchwytną – miasto, które jako stolica należy do Państwa, Narodu, Historii, ale jest równocześnie własnością i prywatnym światem każdego mieszkańca”. Pełna zgoda.