"Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949” to książka o ludziach skupionych wokół Biura Odbudowy Stolicy, którzy dzięki wiedzy i entuzjazmowi podnosili Warszawę z ruin. Ich śmiałe projekty miały stworzyć miasto nowoczesne i funkcjonalne, służące wszystkim mieszkańcom, a nie tylko uprzywilejowanej grupie.

Bogata bibliografia, plany, projekty, rysunki, ciekawe postaci … Bez talentu literackiego, za którym kryje się świetny styl, wartki język, dynamiczne opisy, wciągająca narracja i kreowanie wyrazistych bohaterów, byłaby to propozycja jedynie dla wąskiej grupy odbiorców. Tymczasem książkę Grzegorza Piątka czyta się jednym tchem, niczym dobrą powieść (świetny rozdział - fantazja literacka o przejażdżce Mariana Spychalskiego po Warszawie). Może to dlatego, że prócz przemyślanej formy, autora nie opuszcza entuzjazm dla dokonań ludzi, o których pisze. O pasjonatach, pisze pasjonat, który sprawia, że te emocje udzielają się też czytelnikom.

Grzegorz Piątek, z wykształcenia architekt, potwierdza tą książką swoje umiejętności pisarskie i popularyzatorskie (polecam wcześniejszą książkę „Sanator. Kariera Stefana Starzyńskiego” i późniejszą: „Niezniszczalny. Bohdan Pniewski. Architekt Salonu i władzy”), które pozwoliły mu dotrzeć do masowego czytelnika, a także znaleźć się w finałowej siódemce konkursu Nagrody Literackiej Nike. Zasłużenie, bo udało się autorowi wyciągnąć z niepamięci ludzi ważnych dla Warszawy, zrealizować misję edukacyjną i przypomnieć dla kogo jest (powinno być?) miasto. W tym kontekście to wbrew pozorom bardzo aktualna książka.

Rozmontować mit

Biuro Odbudowy Stolicy powstało 14 lutego 1945 roku, z przekształcenia Biura Organizacji Odbudowy m.st. Warszawy, powołanego 22 stycznia 145 roku przez prezydenta miasta Mariana Spychalskiego (absolwent architektury Politechniki Warszawskiej w 1931 roku), a kierowanego przez Jana Zachwatowicza (także przedwojenny architekt i wykładowca, działacz Delegatury Rządu na Kraj, w latach 1945-51 Generalny Konserwator Zabytków).

W BOS znalazło się miejsce dla wielu, jak mówiono, romantycznych szaleńców, marzycieli, którzy uparli się, by z góry gruzu, którą zobaczyli w styczniu 1945 roku stworzyć nowoczesne miasto. Mieli do tego narzędzia. Kończyli prestiżowe uczelnie jeszcze przed wojną, projektowali, wykładali, podróżowali po Europie i świecie, poznając najnowsze rozwiązania architektoniczne i urbanistyczne. „Karta ateńska” Le Corbusiera, zawierająca zasady nowoczesnego projektowania urbanistycznego, w latach działania BOS, aż do 1949 roku, była ich drogowskazem. Przez prawie pięć lat robili wszystko, by zaprojektować i stworzyć miasto funkcjonalne, z przestrzenią do życia dla wszystkich mieszkańców, pełne słońca i zieleni. Ale choć wykazali się niezwykłym zaangażowaniem, po 5 latach ich niezależność zaczęła uwierać. Niektórzy stali się ofiarami czystek stalinowskich, a jakby tego było mało, po 1989 roku Biuro i ludzi objęto zbiorową niepamięcią, tworząc niesprawiedliwy i krzywdzący mit o BOS jako o przybudówce partii.

ikona lupy />
Tablica powróciła na budynek w kwietniu 2020 roku / GazetaPrawna.pl / Lidia Raś

Grzegorz Piątek odrzuca tyleż łatwe, co krzywdzące etykiety. Skupieni w Biurze Odbudowy Stolicy architekci, urbaniści i konserwatorzy zabytków nie byli komunistycznymi aparatczykami, działającymi pod dyktando miernych, ale wiernych. Nie przyjechali na czołgach Stalina, nie mając pojęcia o urbanistyce i architekturze. Nie odbudowywali jej pod dyktando Moskwy. Mieli skrajnie różne poglądy polityczne, ale liczyło się tylko jedno: odbudowa. Innego życia mieć nie mogli (parafrazując Zygmunta Baumana) więc podjęli się dzieła wręcz niemożliwego. Swoje umiejętności spożytkowali dla Warszawy, nawet mimo tego, że nowa Polska daleka była od ideału. Wizji przebudowy nie tworzył robotnik w walonkach – podkreśla z przekonaniem Piątek - ale na przykład Maciej Nowicki, syn sanacyjnego konsula w Chicago, przedwojenni moderniści, lewicowcy i byli żołnierze wojny 1920 roku.

Dlaczego więc po roku 1989 BOS objęła anatema? Zniknęła nawet tablica pamiątkowa z budynku przy Chocimskiej 33, gdzie znalazła się siedziba Biura. Ostatecznie w kwietniu 2020 roku wróciła. Dzięki tej książce, traktującej też o niepamięci i wymazywaniu niewygodnych, szansę na powrót mają ludzie Biura Odbudowy Stolicy i śmiałe projekty, które tworzyli. We wrześniu 2020 roku od pl. Na Rozdrożu wytyczono aleję Biura Odbudowy Stolicy. Książkę Piątka wydano w lutym 2020 roku.

Romantyczni marzyciele i szaleńcy

19 stycznia 1945 gen. Leopold Okulicki, ostatni komendant główny AK, rozwiązując formację, nakazał wykorzystać wszystkie możliwości działania legalnego i opanować wszystkie dziedziny życia Tymczasowego Rządu Lubelskiego. A więc też włączyć się w odbudowę. Kim byli ci, którzy podjęli wyzwanie? Architektami, urbanistami, konserwatorami zabytków, zapatrzonymi w wysoko uprzemysłowione społeczeństwa, próbującymi, jak pisze Piątek, uciekać do przodu. Wielu czekało na ten moment z gotowymi projektami. Śmiałe plany tworzyli jeszcze za okupacji z nadzieją, że się przydadzą. Prof. Zachwatowicz (w 1944 roku miał projekty odbudowy katedry w Warszawie), Jan Olaf Chmielewski (w czasie okupacji tworzył rysunki nowej Warszawy, pierwsze zarysy Trasy W-Z z tunelem pod Krakowskim Przedmieściem), przygotowany był też Bohdan Lachert. Grzegorz Piątek zadbał, by na kartach książki znalazło się miejsce dla całego kalejdoskopu bohaterów odbudowy, z różnymi wizjami miasta, ucierającymi w dyskusji swoje tezy. Było ich wielu, ale kilku z nich nadał autor znaczenie szczególne – spajania akcji.

Cały rozdział książki poświęca autor Józefowi Sigalinowi, „choremu na Warszawę”. Niezwykła to postać, po dramatycznych przejściach, o których powinni czytać wszyscy, którzy niewiele wiedzą i jeszcze mniej rozumieją ze złożoności historii (przedwojenny architekt, członek zdelegalizowanej przez Stalina KPP, stracił dwóch braci, których zamordowało NKWD). Był urodzonym organizatorem, a stolicę budował przez 40 lat. W czasach BOS realizował m.in. budowę trasy W-Z, później był autorem projektów architektonicznych ukształtowania placu Zamkowego, współtworzył osiedle Mariensztat, park Agrykola i wiele innych. W stolicy nie ma jego ulicy.

Inne osoby BOS to także Piotr Biegański (prof. Politechniki Warszawskiej, żołnierz AK, apelujący po wojnie, by „brać udział w świętej sprawie”, czyli odbudowie; główny konserwator zabytków Warszawy w latach 1947-54) czy Bohdan Lachert (przedwojenny wykładowca Politechniki Warszawskiej, wyrzucony z niej za sprzeciw wobec getta ławkowego, żołnierz wojny 1920 roku, lewicowiec. Wśród BOS-owców znalazł się również Jan Zachwatowicz, przedwojenny architekt, związany z AK i Delegaturą Rządu na Kraj, zachęcony do podjęcia pracy przez Sigalina (został szefem Wydziału Architektury i Głównym Konserwatorem Zabytków) i Stanisław Lorentz – historyk sztuki, konserwator zabytków, ratujący w czasie okupacji zbiory Muzeum Narodowego (po wojnie m.in. doprowadził do odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie, powołał Naczelną Dyrekcję Muzeów i Ochrony Zabytków, której koncepcję stworzył będąc związanym z Delegaturą rządu londyńskiego, a zrealizował przy rządzie lubelskim).

I był też zupełnie niezwykły Maciej Nowicki, 35-latek, syn przedwojennego konsula w Chicago, wizjoner z rozmachem, śmiałą kreską, w czasie okupacji związany z AK. Szkice Nowickiego, które Piątek prezentuje w książce były obrazem nowoczesnego miasta i dowodem odważnego myślenia, szerokich horyzontów, choć raczej – jak pisze autor - wizualizacją fantazji niż realnym projektem. Plany Nowickiego nie zostały zrealizowane, ale warto się im przyjrzeć, mając na uwadze, że powstawały ponad 75 lat temu.

Autor „Najlepszego miasta świata” podkreśla: w BOS było miejsce dla każdego: „wobec zniszczenia Warszawy wszyscy byli równi”.

Paryż Północy

Przed BOS-owcami stało ogromne wyzwanie. I nie chodziło wyłącznie o to, jak pozbyć się ton gruzu i odbudować miasto. Prawdziwe wyzwanie polegało na przekonaniu do nowych koncepcji odbudowy/przebudowy warszawiaków i „towarzyszy”, którzy nie zawsze zdawali się podzielać zachwyt dla modernistycznych planów. W 1945 roku zapadła decyzja nie tylko o tym czy odbudowywać, ale jak – przypomina Grzegorz Piątek. Wygrała opcja, w której nie było powrotu do ciemnych podwórek studni, do wąskich ulic zabudowanych bez pomysłu wysokimi budynkami.

To dlatego Piątek poświęca sporo miejsca historii przedwojennej. Rozprawiając się z mitem „komunistycznego” BOS, stając w roli adwokata ludzi, którzy tam pracowali, musi przywołać jeszcze jeden mit i także go rozmontować.

Plany przebudowy Warszawy i uczynienie z niej nowoczesnej stolicy były już w głowach przedwojennych urbanistów – przypomina autor, tyle że nic nie mogli zrobić z powodu struktury własnościowej gruntów, należących do prywatnych właścicieli. Gdy dziś tak chętnie na fali sentymentów mówi się o Warszawie jako Paryżu Północy, to trzeba sobie zdać sprawę, że przedwojenna stolica była piękna, tyle że nowoczesność dotyczyła niewielkiej części miasta i jego mieszkańców. Brak mieszkań albo bieda domy, przepełnione noclegownie, ziemianki w nasypach kolejowych, brak kanalizacji, dostępu do wody bieżącej - to obraz stolicy jaki znała ogromna część jej mieszkańców (pisał o tym także Filip Springer w „13 piętrach” czy Krzysztof Mordyński w „Snach o Warszawie”).

Alfred Lauterbach, historyk sztuki, konserwator, autor „Potrzeb estetycznych Warszawy” już w 1915 roku zwracał uwagę, że Warszawa należy do najbardziej zaniedbanych pod względem estetycznym miast Europy. Po 1915, gdy z miasta uciekli Rosjanie, Warszawa rosła jak chciała. Po 10 latach zmieniło się tyle, że choć był niepodległość, nadal nie było planu zabudowy. Dlaczego? Z obawy przed ograniczeniem własności prywatnej. Plan zabudowy pojawił się dopiero w 1931 roku. Piątek przypomina, że gdy w 1934 roku prezydentem stolicy został Stefan Starzyński, do miasta należało 4 procent powierzchni! Ale o zmianach myślano. W tym samym roku, 1934, powstała „Warszawa funkcjonalna” – jak się okazało zalążek dla projektów powojennych – autorstwa Jana Chmielewskiego (urbanista, po wojnie kierownik Wydziału Urbanistyki w BOS) i Szymona Syrkusa, architekta, delegata w organizacji założonej przez Le Corbusiera – Międzynarodowym Korpusie Architektury Nowoczesnej.

Dla kogo idealne miasto

26 października 1945 roku, Krajowa Rada Narodowa przyjęła dekret o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze Miasta Stołecznego Warszawy, znany jako dekret Bieruta, który pozwolił skomunalizować tereny w przedwojennych granicach miasta i był inspirowany – UWAGA – koncepcjami szwajcarskiego teoretyka miasta House Bernaulliego.

Autor przypomina, że także na emigracji przeważał pogląd, że choć wywłaszczenie wszystkich gruntów na terenie miasta przed wojną byłoby wstrząsem, „w warunkach powojennych będzie uzdrowieniem”. Pisze Piątek: „Złożona ze znakomitych ekspertów komisja Rzeczoznawców Urbanistycznych rekomendowała już w 41, by „umożliwić stosowanie przymusu wykupu i wywłaszczenia bez odszkodowania […]terenów przylegających do regulowanych lub nowo zakładanych ulic, a właścicieli terenów w śródmieściu „łagodnie wywłaszczyć”, oferując im odszkodowanie w postaci papierów wartościowych o opóźnionym działaniu”. To prawda, przekonuje autor. Dekret Bieruta uderzył w bogatszą część społeczeństwa, ale dla urbanistów był wybawieniem.

PopuIaryzatorska misja książki Piątka polega nie tylko na opisywaniu kolejnych projektów i ludzi, którzy za nimi stali. Autor wymienia zarówno inwestycje zrealizowane, jak i te, które pozostały jedynie w sferze wizji. W przystępny sposób wprowadza w meandry urbanistyki i filozofii myślenia o mieście. I nawet jeśli ktoś nie był tą tematyką wcześniej zainteresowany, zapewniam – teraz już będzie.

Jak stworzyć funkcjonalne miasto pisał we wspominanej już „Karcie ateńskiej” Le Corbusier. A jak je odbudowywać/budować, paradoksalnie wykorzystując sytuację, w której Warszawa została zburzona? Jak odrodzić społeczność, ale zrobić krok do przodu? Komu ma służyć miasto?

Plan Odbudowy, czyli de facto pomysł na Warszawę, powstał 4 lutego 1946 roku (wersja ostateczna w 1947). „Wytyczne programu odbudowy Warszawy” (czyli de facto przebudowy) przygotował Stanisław Dziewulski. Chodziło o powrót do tradycji urbanistycznej i zaspokajania potrzeb mieszkańców wielkiego miasta, by „niewola działki budowlanej” nie zatrzymała rozwoju miasta, jak w 20-leciu międzywojennym, gdy struktura własnościowa, z prymatem własności prywatnej nad publiczną blokowała wszelkie plany. Omówieniu jego założeń poświęca Grzegorz Piątek sporą część książki, obszernie i tak plastycznie, że można je niemal wizualizować. W Planie Odbudowy znalazły się m.in.: potrzeba komunalizacji gruntów, podporządkowanie formy funkcji czyli roli stolicy, oparcie planu na przewidzeniu docelowej liczby ludności (ok. 1-1,2 mln plus 800 tys. w tzw. Obwarzanku), przejęcie tego co jest dorobkiem kultury, ale bez przywiązywania się do pojedynczych budynków, tak by nie ulec pokusie reanimowania ocaleńców, stojących np. na trasie planowanej arterii. Deklarowano też wsłuchanie się w krajobraz, czyli np. wykorzystanie naturalnych warunków Skarpy. „Więcej słońca, przestrzeni otwartych i zieleni” – zabrzmiały po raz kolejny słowa z lecorbusierowskiej Karty ateńskiej. Tak, tak, nadal to Le Corbusier, a nie moskiewscy aparatczycy, nadawał ton.

Piątek plastycznie opisuje, gdzie miały powstać główne ośrodki życia (korekty do planu, a potem wstrzymanie prac, spowodowały, że powstała tylko część budynków i miejsc), gmachy publiczne, sądy, akademie; tłumaczy rolę urbanistów i architektów, wyjaśnia idee towarzyszące tworzeniu planów dla miasta. Uzmysławia ideę przyświecającą odbudowie: wizja, kreacja, szansa na zmianę. O powrocie do widoku przedwojennego nie było już mowy, co zresztą powodowało niechęć do BOS wielu ludzi, którzy z tego powodu tracili mieszkania, nawet w ocalałych kamienicach. Wybory były trudne: czy odbudować ciasne mieszkania i podwórka studnie, wąskie ulice z wielkimi kamienicami dla wybranych, czy iść śladem przedwojennych urbanistów.

Nie zapomina też o drugiej stronie, choć uczciwie przyznać trzeba, że tej perspektywie poświęca mniej uwagi. Przyznaje jednak, że BOS był oskarżany o zbyt radykalne działania, o manipulację danymi, o brak zrozumienia dla uczuć mieszkańców, którzy nie mogli zrozumieć, dlaczego muszą opuścić mieszkania, które zajęli po powrocie do Warszawy. Burzyć czy zostawiać - to było pytanie nieustannie aktualne. Z pomocą przychodził ponownie Le Corbusiere, który podpowiadał, że ochrona cennych zabytków tak, ale przy jednoczesnej surowej selekcji tworzywa miejskiego.

I jeszcze a propos edukacyjnej roli „Najlepszego miasta świata”. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego co znaczy fraza „odbudowana Warszawa”. To co widzimy dziś to powojenna kreacja, choć oparta na przesłankach naukowych , kompetentnych domysłach, arbitralnych decyzjach – przypomina Piątek.

Dalekowzroczni realiści czy fanatyczni wizjonerzy

Namacalnymi efektami pracy BOS do 1949 roku jest np. odbudowa Starego i Nowego Miasta, mostu Poniatowskiego, budowa trasy W-Z. Gdy uchwalono plan 6-letni, oznaczało to tylko jedno: koniec żywiołowości. Zmiany polityczne nie zapowiadały niczego dobrego, także w architekturze, w której stylem obowiązującym miał być socrealizm.

Podsumowując dorobek BOS, zastanawia się Piątek (chyba podobnie jak jego czytelnicy), czy twórcy założeń zdawali sobie sprawę z rosnącej brutalności władzy, ale niezależnie realizowali ideał przestrzeni demokratycznej? Czy świadomie uczestniczyli w powojennej grze, tworząc dobrotliwą fasadę dla reżimu? A może wierzyli, że demokracja ludowa nie jest pustym tworem?

I w zakończeniu właściwie udziela odpowiedzi na to pytanie: „Chcieli przywrócić miasto do życia i nadać mu nowy kształt w ciągu dekady. Po latach Roman Piotrowski zastanawiał się „czy to byli dalekowzroczni realiści, czy fanatyczni wizjonerzy? Sądzę, że byli to ludzie zwyczajni , którym zdarzyła się niesłychana przygoda, że na krótkim, kilkuletnim odcinku ich życia historia odcisnęła piętno wielkości”.

Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949

Grzegorz Piątek

Wydawnictwo W.A.B. 2020