Miłośnicy angielskiego humoru znają powiedzonko pojawiające się między skeczami „Latającego Cyrku Monty Pythona”. Właśnie ta fraza – „a teraz coś z zupełnie innej beczki” – nadałaby się też na najkrótszą recenzję „Historii Banku Anglii” Harolda Jamesa.

Bo ta opowieść faktycznie jest „z zupełnie innej beczki”. Autor – historyk gospodarki z Uniwersytetu w Princeton – zabiera nas w podróż w przeszłość brytyjskiego banku centralnego. Kto jednak szykuje się na skok w złote czasy imperium, gdy Indie były klejnotem w jego koronie, ten mocno się zdziwi. To nie jest także cofnięcie się do momentu, gdy bank został upaństwowiony przez rząd Clementa Attleego w 1946 r. Opowieść Jamesa zaczyna się w 1976 r., w chwili gdy doszło do gwałtownego spadku wartości funta. Wstrząs ten był związany z trwającym od początku lat 70. upadkiem systemu sztywnych kursów walutowych.
Co było dalej? Tego można się dowiedzieć właśnie na następnych 600 stronach tej książki. Chodzi o to, że bank musiał się zmienić. Po pierwsze, przechodząc poważne reformy strukturalne. Te zmiany w pewnym stopniu korespondowały z przemianami brytyjskiego społeczeństwa. Mamy więc najpierw deetatyzację i odchudzanie banku w czasach thatcherystowskich, potem rewolucję komunikacyjną, tak charakterystyczną dla epoki „cool Britannia”, podczas dekady rządów Tony’ego Blaira. Po drugie, zmiany dotyczą też zadań, które bank ma realizować. Na plan pierwszy wysuwa się walka z inflacją, zaś po jej zduszeniu prowadzenie takiej polityki, która zagrożenie wzrostem cen oddali.
Tu widać najmocniej, jak bardzo zmieniła się w ostatnich latach debata ekonomiczna. Gdy James zaczął pisać książkę, było tuż po finansowym krachu w 2008 r. i o nowych prądach w rozumieniu roli banków centralnych zaczynało się dopiero mówić. A dziś najważniejsze z nich – Fed, Europejski Bank Centralny i Bank Anglii – postrzegają swój mandat dużo szerzej. A opinia publiczna i świat ekonomii coraz mocniej podkreślają, że są one odpowiedzialne nie tylko za niski poziom inflacji, lecz także za bezrobocie, stabilność wzrostu gospodarczego czy nawet za osłanianie polityki klimatycznej. Tych zmian książka Jamesa niestety nie uwzględnia.
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Na przykład James relacjonuje, jak w ostatnich latach krytykowano szefa Banku Anglii Marka Carneya (notabene Kanadyjczyka, pierwszego obcokrajowca w roli szefa brytyjskiego banku centralnego). Gdy Carney prowadził politykę niskich stóp procentowych, był odsądzany od czci i wiary przez wielu przedstawicieli konserwatywnego rządu. Uważali oni, że działa w interesie wielkiej finansjery, a przeciw interesom banków i rentierów.
Taka właśnie jest ta książka. Bardzo brytyjska. Momentami szczególarska ponad miarę. Ale dająca odmienną perspektywę. Potrzebną do tego, by nie zasklepić się w argumentach dominujących w dyskusji o naszej polskiej władzy monetarnej.
Harold James, „Historia Banku Anglii. Jak powstawał nowoczesny bank centralny?”, tłum. Jan Halbersztat, Paweł Szadkowski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2021
ikona lupy />