Głównym wynalazkiem Mao Zedonga był właśnie język. To jedna z najambitniejszych w historii prób manipulacji ludźmi
Czy maoizm jest brakującym elementem, który, gdy go dodać do układanki, pozwala lepiej zrozumieć dynamikę światowych dziejów drugiej połowy XX w.? Brytyjska historyczka i sinolożka Julia Lovell twierdzi, że owszem – poświęciła udowodnieniu tej tezy solidne tomiszcze. Niezwykle interesujące.
„Maoizm. Historia globalna” rozbija dwubiegunową narrację o zimnej wojnie, pokazując, że Chiny pod wodzą Mao Zedonga (1893–1976) były istotnym graczem w tej rozgrywce. Graczem w polityce międzynarodowej postępującym nieszablonowo: zmieniającym sojusze, inspirującym antyestablishmentowe rewolty, kandydatów na stronników poszukującym wśród tych, którzy czuli się zmarginalizowani i wykorzystani, używającym do własnych celów impetu dekolonizacji i marzeń o trzeciej drodze między euro-amerykańskim kapitalizmem a sowieckim komunizmem. Chińczycy, pozyskując zwolenników, chętnie posługiwali się książeczką czekową – pieniądze płynęły z ChRL szerokim strumieniem nawet wówczas, gdy poddani Mao milionami marli z głodu. Ale jeszcze częściej i z większym powodzeniem Chiny eksportowały idee oraz sposoby działania. Ten ideologiczny konglomerat miał posłużyć wznieceniu globalnej rewolucji pod patronatem Pekinu. I właśnie o najrozmaitszych, często paradoksalnych obliczach owego eksportu idei traktuje książka Lovell.
Co najważniejsze: to nie jest w zasadzie praca o samych Chinach – historię wewnętrzną maoistowskich i postmaoistowskich Chin autorka rzecz jasna opisuje, ale nie skupiając się na szczegółach. Założenie jest takie, że czytelnik orientuje się, czym były Długi Marsz, Wielki Skok, rewolucja kulturalna bądź Banda Czworga. Ta radykalna zmiana perspektywy – zwykle skupiamy się na dziejach reżimu Mao w samych Chinach – pozwala, po pierwsze, uchwycić imperialne ambicje ówczesnej ChRL (od których współczesna chińska propaganda się odżegnuje), po drugie zrozumieć, dlaczego światowemu komunizmowi nie udało się zwyciężyć w zimnowojennym starciu (odpowiedź: bo nie było niczego takiego jak spójny światowy komunizm).
Egalitaryzm
Czym był – i jest – maoizm? „To zlepek sprzecznych poglądów, który różni się od wcześniejszych form marksizmu na kilka ważnych sposobów” – powiada Lovell. Mao, choć zafascynowany Stalinem, to nie zamierzał wiernie naśladować sowieckich wzorców: uważał, że komunizm w stylu rosyjskim należy elastycznie dostosowywać do lokalnych warunków politycznych i społecznych, zdobywając poparcie ludu („Teoretycznie Mao i maoizm agitowali, by oddać głos zmarginalizowanym i zapobiec nieuniknionemu przejęciu władzy przez technokratyczne elity wielkich metropolii” – pisze autorka). Systemowi jednopartyjnemu, wojskowemu drylowi i kultowi jednostki w maoizmie zawsze towarzyszyła pewna doza anarchii – stała za tym myśl, że rewolucja to ciągły proces, a nie jednorazowe wydarzenie (Mao głosił, że „rebelia jest uzasadniona”, a kiedy „pod niebem panuje wielki chaos, sytuacja jest idealna”). Kolejną cechą maoizmu jest woluntaryzm – osiąganie wielkich celów jedynie zbiorowym wzmożeniem woli i rewolucyjnego zapału, mniejsza o narzędzia czy o broń. Mao kierował uwagę na kraje niezachodnie, rozwijające się, nowo powstałe – mówiąc tamtejszym radykałom, że ich marzenia się ziszczą dlatego, że oni tego z całego serca pragną. Wreszcie – podkreśla Lovell – „być może największą innowacją Mao była deklaracja, że «kobiety mogą podźwignąć połowę nieba». Choć jego własna praktyka uganiania się za kobietami miała się nijak do retoryki, żaden z ówczesnych światowych przywódców nie głosił tak egalitarystycznych poglądów”.
Ale głównym wynalazkiem Mao był język – bazujący na prostych pojęciach i zapadających w pamięć sloganach („Władza wyrasta z lufy pistoletu”, „Rewolucja to nie bankiet”, „Praktyka jest jedynym kryterium prawdy”, „Ujawniaj błędy i krytykuj niedociągnięcia”, „Wschód jest czerwony”, „Imperializm to papierowy tygrys”), daleki od biurokratycznego bełkotu sowieckich aparatczyków; język, którego mógł używać każdy, „zrozumiały dla intelektualistów i chłopów, mężczyzn i kobiet; system propagandy i kontroli umysłu opisywany jako «jedna z najambitniejszych w historii prób manipulacji ludźmi»”.
Za ten eksperymentatorski zapał zapłaciło życiem kilkadziesiąt milionów ludzi – nie tylko w Chinach, ale i w Korei, Wietnamie, Kambodży, Indonezji, Indiach, Tanzanii, Zimbabwe, Peru czy nawet w Europie Zachodniej (jeśli do ofiar maoizmu zaliczyć tych, których zabili terroryści z RAF i Czerwonych Brygad). Książka Lovell jest historią uwiedzeń – tyleż indywidualnych, ile zbiorowych; po jej lekturze odrobinę zbliżamy się do odpowiedzi na kluczowe pytanie dotyczące naszej podatności na millenarystyczne ideologie: co sprawia, że ludzie gotowi są lekką ręką poświęcać dla mgławicowych haseł istnienia swoje i swoich bliźnich, że są gotowi zabijać.
A jednak coś dobrego
Trudno w paru zdaniach streszczać tę potężną dawkę wiedzy, ograniczę się może do wyjaśnienia, że Lovell opisuje wiele różnych scenariuszy importu maoizmu: mamy więc złożone dzieje relacji chińsko-wietnamskich (sojuszu naznaczonego wzajemną niechęcią i nieufnością), rzecz o przygotowaniach do nieudanej maoistowskiej rewolucji w Indonezji (zakończonych potworną rzezią komunistów z rąk armii i prawicowych bojówek), a także o (niekiedy groteskowych) chińskich inwestycjach w radykalne siły polityczne w Afryce, mamy historię krwawego reżimu Czerwonych Khmerów w Kambodży (Pol Pot i jego ludzie pragnęli być radykalniej maoistowscy od Mao) oraz opowieści o późnych potomkach myśli Mao: peruwiańskim Świetlistym Szlaku i indyjskich naksalitach.
Wreszcie Lovell pisze o zbuntowanych Europie i Ameryce lat 60. – maoizm dzięki swojej uniwersalności, skupieniu na słabszych, łatwości dopasowywania się do kontekstu i zachęcie do rewolty był niezwykle popularny w kręgach kontrkulturowych oraz w środowiskach mniejszości etnicznych i seksualnych. Ale przyglądały mu się z uwagą także zachodnie służby specjalne. Miało to różne paradoksalne skutki, choćby takie, że prócz skrajnie lewicowych grup terrorystycznych z organizatorskiej, mobilizującej siły maoizmu (a może raczej – haseł maoizmu) skorzystały także rozmaite ruchy emancypacyjne: ekologiczne, feministyczne, afroamerykańskie. Innymi słowy: wpływowa idea Mao Zedonga przyniosła również coś dobrego, ale tylko tam, gdzie nie sięgała jego rzeczywista władza i wpływy.
Z drugiej strony: władcy Zachodu panicznie bali się rzekomych chińskich metod prania mózgu i kontroli umysłów – do tego stopnia, że wdrożyli własne tajne i dość kontrowersyjne programy w tym zakresie (choćby amerykański MK-Ultra, którego celem było zbadanie możliwości sterowania ludzkim mózgiem i kontroli umysłu z wykorzystaniem substancji chemicznych, m.in. LSD, bodźców elektrycznych, analizy fal mózgowych i form percepcji podprogowej), programy, których dorobek przydał się później, podczas wojny z terroryzmem: „Jednym z (tych programów – red.) był SERE, szkolenie amerykańskiego wojska w »przetrwaniu, uniku, oporze i ucieczce (ang. Survival, Evasion, Resistance, Escape)«, program stworzony przez psychiatrów, którzy szczegółowo prześledzili analizy na temat jeńców wojennych powracających z Korei. Program miał przygotować personel wojskowy na komunistyczne pranie mózgu poprzez zahartowanie go takimi psychicznymi i fizycznymi torturami, jak izolacja, narażanie na stres oraz słuchanie nagrań śpiewającej Yoko Ono. Po 11 września CIA przekształciła SERE w broń ofensywną, zamieniając terapię wystawienia na owe czynniki w techniki przesłuchań i czyniąc z tortur główny nurt działań agencji (...). Wzmocnione techniki przesłuchań stosowane podczas wojny z terroryzmem, czy też – jak eufemistycznie określił je jeden z psychologów CIA – robienie specjalnych rzeczy specjalnym ludziom w specjalnych miejscach, były dzieckiem SERE, zaś SERE było efektem eksperymentów z praniem mózgu w latach 50.” – pisze Lovell. Niebezzasadnie będzie dodać, że z kolei wierchuszka Państwa Islamskiego bardzo uważnie wczytywała się w maoistowskie podręczniki „przedłużonej” wojny partyzanckiej – ostatecznie Amerykanie już jedną taką wojnę, wietnamską, przegrali.
Znakomita książka Lovell kończy się refleksjami na temat neomaoizmu we współczesnych Chinach rządzonych żelazną ręką przez Xi Jinpinga: autorka przygląda się językowi obecnej władzy, a także jej globalnym ambicjom. Jeśli chcecie zrozumieć, w jaki sposób chińscy komuniści legitymizują swoje rządy i swoje pomysły na nowy światowy ład, bierzcie się za „Maoizm. Historię globalną”.
Julia Lovell, „Maoizm. Historia globalna”, przeł. Filip Majkowski, PIW 2020