„Listy” uzupełniają złożony wizerunek Tove Jansson – ambitnej artystki, czułej kochanki, znawczyni ludzkiej psychiki, uciekinierki na bezludne wyspy
Dziennik Gazeta Prawna
Nasza epoka jest pierwszą, po której nie zostanie żadna wartościowa korespondencja. Nasze elektroniczne listy czytają z uwagą tylko pracownicy bezpieki oraz sieciowe boty korporacji. Epistolografię zastąpił ekshibicjonizm – zamiast pisać do bliskich, wysyłamy w świat jałowe komunikaty, przesiadując w wystawowych oknach portali społecznościowych z nadzieją, że ktoś zwróci na nas uwagę.
To dziwne, ale chwilę wytchnienia od tego panoptycznego koszmaru może dać lektura cudzych listów. Na przykład listów Tove Jansson. Deklarowałem to wielokrotnie, ale i tak powtórzę – Jansson była jedną z największych pisarek XX wieku. Rozumując analogicznie, Raymond Chandler był jednym z największych pisarzy zeszłego stulecia. Co ich łączyło (poza zgryźliwym poczuciem humoru)? To, że uprawiali gatunki literackie uważane za poślednie – Chandler, geniusz frazy i porównania, pisał czarne kryminały; Jansson, mistrzyni subtelnej powieści psychologicznej, wydawała ilustrowane książki dla dzieci.
Ale Tove Jansson ma u nas ostatnio dobrą passę – dzięki inicjatywie wydawnictwa Marginesy wizerunek autorki „Podróży z małym bagażem” uległ wzbogaceniu i zniuansowaniu. Dostaliśmy jej biografię autorstwa Boel Westin („Tove Jansson. Mama Muminków”), przekrojowy wybór opowiadań dla dorosłych czytelników („Wiadomość”) oraz wznowienie autobiograficznej (i rewelacyjnej) „Córki rzeźbiarza”. Teraz przyszedł czas na „Listy”.
Jest to sumiennie opracowany tom korespondencji, oparty zresztą na ciekawym koncepcie organizacyjnym. Listy Jansson – a pisała je konsekwentnie przez całe długie życie – uporządkowano tu bowiem nie chronologicznie, lecz według adresatów. Dzięki temu prostemu zabiegowi autorki wyboru, Boel Westin i Helen Svensson, uzyskały efekt swoistej polifonii; wiadomo skądinąd, że postać odbiorcy determinuje sposób, w jaki formułuje się myśli i oczekiwania – jednemu należą się miłosne wyznania, drugiemu sarkastyczne obserwacje obyczajowe. Inaczej pisze się do kochanki, inaczej zaś do wydawcy.
Ciekawe, że stosunkowo najmniej w tych listach jest samych Muminków. Już z biografii pióra Westin wiemy – co mogło być dla wielu odkryciem – że Muminki się w pewnym sensie Jansson przytrafiły, że nie spodziewała się tak gigantycznego sukcesu tych książek, postrzegając siebie przede wszystkim jako malarkę, graficzkę i ilustratorkę. W korespondencji sympatyczne trolle są głównie przyczyną rozmaitego rodzaju utrapień – głównie związanych z nawałem niechcianej, acz koniecznej do wykonania pracy, albo z osobliwościami świata wydawniczego i spotkań autorskich. „Przyjechał jakiś pan z wydawnictwa w Londynie i kłócił się, że mam napisać więcej Muminków, po to tu przyjechał!” (list do Mai Vanni, IV 1975); „Je się szybko, samotnie i drogo w hotelowym bufecie i idzie do księgarni na podpisywanie. Połowa dzieciaków w Szwecji nazywa się Christina albo Agneta, druga połowa Jan albo Michael. (...) Następnie jest się eskortowanym na przyjęcie na plebanii albo w bibliotece, czyta się o pogrzebie wiewiórki i słucha przemowy, a potem Bacha. (...) Pod pewnymi względami jest to dość próżniacza egzystencja – a z drugiej strony wymagająca; przez to, że nigdy nie ma się prywatności, nigdy nie ma się czasu, żeby zdjąć z siebie uśmieszek ani dać własnym myślom przestrzeń na coś innego niż to, czego się zaraz od człowieka oczekuje” (list do Tuulikki Pietilä, 20 XI 1957).
Naturalnie dla maniakalnych czytelników książek o Muminkach „Listy” i tak są kopalnią informacji – o rodzicach Tove, skłóconych ze sobą i zarazem kochających się artystach, którzy niewątpliwie stali się pierwowzorami Mamusi i Tatusia; o Atosie Wirtanenie, jedynym mężczyźnie, za którego Tove Jansson chciała wyjść za mąż (a który w powieściach przybrał postać Włóczykija); o Tuulikki Pietilä (czyli Too-tiki), największej miłości pisarki – Tove i Tuulikki przeżyły w szczęśliwym związku cztery dekady; o tym wreszcie, skąd się wzięli Topik i Topcia (byli metaforą pierwszego lesbijskiego romansu Tove – w późnych latach 40., gdy za lesbijskie romanse szło się w Finlandii do więzienia).
„Jesteś w każdym wieku, najmłodsza i najstarsza, i wciąż na początku swojego życia, które przeżyłaś już kilka razy. Jest na to krótkie i precyzyjne słowo: geniusz” – oto pochwała pod adresem Tove autorstwa wspomnianego już Atosa Wirtanena, polityka, filozofa i aforysty. Dodałbym od siebie, że znajduję w tej korespondencji doskonałe napięcie między optymizmem a melancholią, dostrzegam także mądry pakt o nieagresji zawarty przez potrzebę samotności i pragnienie bliskości drugiego człowieka. Sama Jansson wspomina w jednym z listów o „zmyślnej intymności, którą stara się nadać tym historyjkom”. Mowa o Muminkach, ale ta „zmyślna intymność” jest chyba pojęciem najlepiej opisującym całą jej twórczość.
Listy | Tove Jansson | red. Boel Westin, Helen Svensson | przeł. Justyna Czechowska | Marginesy 2016