Piotr Zychowicz uparcie domaga się rewizji dogmatów polskiego myślenia o historii. Znów przekonuje, że sojusz z III Rzeszą przeciw Rosji był ratunkiem dla Polski w 1939 r. A ponieważ umie dobrze pisać, to jego nową książkę – choć z zaciśniętymi zębami – trzeba wziąć do ręki.
Krytycy „Germanofila” ponownie zarzucają Zychowiczowi „pisanie pod tezę”, „braki warsztatowe”, „gdybologię” i polityczną „naiwność” w ocenie historii. I owszem – mnie również Zychowicz irytuje. Swoją zapiekłą antyradzieckością. Wynikającą – jak sam kiedyś napisał – z przekonania, że (cytuję z pamięci, niech mnie Zychowicz poprawi, jeśli się mylę) najlepszym systemem politycznym były oświecone monarchie XIX w. Więc demokratyczne i autorytarne eksperymenty, które pojawiły się w Europie po I wojnie światowej, to w gruncie rzeczy jedno i (prawie) to samo zło. A ZSRR to zło największe. Również dlatego, że było ono państwem poważnym i trwającym, w przeciwieństwie do krótkotrwałych eksperymentów Hitlera czy Mussoliniego.
Żeby było jasne – uważam, że Zychowicz błądzi, pomijając w historycznych rozważaniach kontekst społeczny: choćby poziom nierówności ekonomicznych w II RP czy strukturalny wyzysk robotników i chłopów przez sanację. W efekcie historia to dla niego dzieje ziemiańsko-inteligenckiego salonu, którego przedstawiciele snują wielkie plany i ekscytują się postszlacheckim etosem „służby ojczyźnie” w oderwaniu od realiów, nastrojów większości społeczeństwa i procesów ekonomicznych.
Nie można jednak nie dostrzegać, że Zychowicz, ten konserwatysta i reakcjonista, to dobry pisarz. I to nie – jak powiadają jego krytycy – „mistrz autopromocji jadący na przemyślanych prowokacjach”. Bzdura. Czytając „Germanofila”, widzimy, że jest to autor uczciwy, który nie mami i nie łudzi czytelnika. Tylko traktuje go poważnie, wychodząc z założenia, że Polak w 2020 r. może przeczytać o Studnickim i rozważyć, co by było, gdybyśmy w 1940 r. mieli swojego Quislinga. Kolaboranta gotowego sprzymierzyć się z nazistami nie dla osobistej korzyści, lecz w celu przeprowadzenia wypracowywanego latami programu politycznego.
Bo tego właśnie chciał Władysław Studnicki. Zmarły w 1953 r. w Londynie pisarz i publicysta polityczny. Przekorny i uparty. Zdaniem Zychowicza pokrzywdzony i przez współczesnych, którzy nie chcieli słuchać jego proroctw, i przez kolejne pokolenia, które milczeniem zbywały jego istnienie i jego twórczość. Zychowicz Studnickiego z mroków dziejów wydobywa. To już nie jest branżowy spór prawicowych historyków, „Germanofil” jest czytadłem dla szerokiego grona czytelników. Utwierdza też pozycję Zychowicza jako autora potrafiącego pisać o polskiej historii. Jego hejterzy muszą jakoś z tym żyć.
Piotr Zychowicz, „Germanofil. Władysław Studnicki – Polak, który chciał sojuszu z III Rzeszą”, Rebis, Poznań 2020