Wnioski wypływające z dokumentu Glawoggera "Chwała dziwkom" są tak oryginalne, że aż porażające. Reżyser oznajmia: prostytutki istnieją i są wszędzie.

W pułapkę tego zawodu wpadają zwłaszcza mieszkanki najbiedniejszych zakątków świata. Męskim ideałem nie jest kobieta piękna, mądra i niezależna, lecz ucharakteryzowana na słodką lalkę wielbicielka sado- -maso. Jeśli zaś chodzi o seksturystykę – są miejsca, takie jak Bangkok, które przypominają dobrze funkcjonujące supermarkety.Tam, gdzie globalizacja nie dotarła, przedstawicielki najstarszego zawodu świata zaludniają brudne i ponure zaułki, a handlowanie małymi dziewczynkami jest na porządku dziennym. Informacje tego rodzaju mogłyby obrócić w perzynę światopogląd człowieka urodzonego wczoraj lub wychowanego w dżungli. Pozostali widzowie będą przez dwie godziny zastanawiać się, gdzie jest ten „inny” i „pogłębiony” obraz prostytucji, o którym reżyser opowiada w wywiadach.

Film

W tym momentami drastycznym dokumencie nie ma niczego, co mogłoby zaskoczyć, dać domyślenia lub sprowokować do dyskusji. Glawogger nie poszturchuje odbiorcy, nie zadaje mu pytań i niczego od niego nie chce. Mówi tylko: patrz i podziwiaj tę efektownie przeze mnie sfotografowaną mieszankę rozpaczy i tandety. Kolejne bohaterki wyłaniają się z niej i za chwilę w niej giną, a temu zdążającemu donikąd barwnemu korowodowi towarzyszą płaczliwe hity PJ Harvey, CocoRosie i Antony And The Johnsons. Obraz świata taniej rozkoszy jest rozległy i panoramiczny, a zaludniające go kobiety przewidywalne. Glawogger obwieszcza: schemat jest wszędzie ten sam, a ludzie różnych ras i religii bez problemu się do niego dopasowują. Jego film, powierzchowny, pozbawiony napięcia, ilustruje tę ze wszech miar słuszną, szkolną tezę w znakomity sposób. Bo też nic poza tezą nie ma w nim właściwie znaczenia.