Rasquinowi nie brak werystycznego zacięcia, jednak nie pomija on także tego, że lokalni mafiosi często bardziej troszczą się o dobro lokalnej wspólnoty niż skorumpowani i niegodni zaufania politycy. Na tym wyraziście odmalowanym przez reżysera tle toczy się historia dwóch braci, Julia i Daniela. Ten pierwszy to z jednej strony typowy reprezentant swojego środowiska: pięści ma zawsze w gotowości, a każdy, kto spojrzy na niego spode łba, automatycznie staje się wrogiem. Jednak Julio to także opiekun i żywiciel nielicznej, bardzo zżytej ze sobą rodziny.
Jego matka, Graciela, silna, pełna ciepła kobieta o zdecydowanym charakterze, kilkanaście lat wcześniej zdecydowała się przygarnąć znalezione na śmietniku niemowlę. Porzuconemu chłopcu dała na imię Daniel. Dziś przyrodni bracia stanowią nierozłączny tandem, zarówno w codziennym życiu, jak i podczas rozgrywek w piłkę nożną – obaj są bowiem utalentowanymi zawodnikami. Rasquin w pierwszej połowie filmu stawia na typowość i niemiłosiernie ograne chwyty. Julio, choć pozostaje cały czas niejednoznaczny, pozwala przeciągnąć się na ciemną stronę mocy i wikła w interesy z gangsterami. Daniel, wrażliwy idealista, wierzy, że odmianę losu przyniesie mu ciężka praca i awans do profesjonalnej drużyny.
Obaj chłopcy zmuszeni będą zrewidować swoje przekonania, gdy Graciela padnie ofiarą ulicznej strzelaniny. Od tego momentu historia Julia i Daniela nabiera głębszych, ale i posępniejszych barw, a sama akcja, do tej pory napędzana przez działania dążących do celu bohaterów, zaczyna ogniskować się wokół narastającego między nimi konfliktu. Rasquin z dużą jak na debiutanta wprawą ogrywa napięcie tworzące się między nierozłącznymi wcześniej braćmi. Niestety, po tym, jak udaje mu się zrobić dwa kroki wprzód, niemal natychmiast wykonuje jeden do tyłu, osłabiając wymowę „Brata” nieznośnie patetycznymi dialogami i nieudolnym moralizatorstwem.
BRAT | Wenezuela 2010 | reżyseria: Marcel Rasquin | dystrybucja: Art House | czas: 96 min