"Rust and Bone" wygląda jak harlequin zekranizowany przez twórcę o wrażliwości społecznej a la bracia Dardenne. Fabuła filmu Jacques’a Audiarda z pewnością ma w sobie melodramatyczną niedorzeczność.

Autor „Proroka”opowiada tym razem historię trudnej miłości ochroniarza z nocnego klubu i kalekiej piękności, która wprzeszłości pracowała jako treserka orek. Mimo pozornego efekciarstwa film Audiarda stanowi po prostu kolejny wariant opowieści o uczuciu dwojga ludzi naznaczonych piętnem wyobcowania. Reżyser doskonale wie, jak zwrócić uwagę widza ładnie zainscenizowanym kadrem bądź piosenką z listy przebojów. Przede wszystkim jednak potrafi nadać opowiadanej historii odpowiednią dynamikę i psychologiczną złożoność. Audiard podkreśla, że bohaterowie filmu bynajmniej nie zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Stephanie i Alain przez długi czas traktują siebie nawzajem w sposób zachowawczy.

Obawa o autentyzm własnych uczuć może wynikać z tego, że oboje pozostają ludźmi spektaklu. Podczas pracy w oceanarium Stephanie spełniała się za sprawą pokazów dla publiczności, a Alain przez cały czas dorabia do skromnej pensji jako uczestnik nielegalnych walk bokserskich. Relacja między bohaterami podlega jednak ewolucji, a jej najważniejszym motorem staje się miłość fizyczna. Początkowo uprawiany przez bohaterów seks wydaje się wyłącznie przedmiotem nieformalnego kontraktu. Dzięki erotycznym zbliżeniom Alain zaspokaja swoje potrzeby, a Stephanie uwalnia uśpioną po wypadku zmysłowość. Wfilmie Audiarda cielesna bliskość staje się jednak drogą do nawiązania duchowej więzi. Dzięki temu pozornie trywialna love story może zyskać rangę niebanalnej opowieści o dojrzewaniu do życiowych wyzwań i ponownej integracji ze społeczeństwem.

Rust and Bone | Belgia, Francja 2012 | reżyseria: Jacques Audiard | dystrybucja: UIP | czas: 120 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 5 / 6