"Swing" Abelarda Gizy jest absolutnie i całkowicie wyprany z poczucia humoru. Wszystko opiera się na drętwych dialogach, banalnych puentach, kiepskich żartach (dla przykładu: pani od dewocjonaliów wpada w erotyczny szał na dźwięk słowa „małże”) i dramatycznie przerysowanym aktorstwie.

Materiały prasowe zapowiadają komedię o seksie grupowym, ale jeśli ktoś liczy na podniety, może porzucić nadzieje. Owszem, seks we czwórkę (dwóch przyjaciół i ich dziewczyny) jest tu punktem wyjścia, ale pozostaje w sferze marzeń. To znaczy oni chcą, ale one tego nie wiedzą, a całość prowadzi do klasycznej komedii omyłek, w której sprzedawczyni dewocjonaliów zostaje wzięta za dziwkę etc. Słowa „komedia” używam tutaj umownie, bowiem film Abelarda Gizy jest absolutnie i całkowicie wyprany z poczucia humoru. Wszystko opiera się na drętwych dialogach, banalnych puentach, kiepskich żartach (dla przykładu: pani od dewocjonaliów wpada w erotyczny szał na dźwięk słowa „małże”) i dramatycznie przerysowanym aktorstwie.

Przypomina rozciągnięty do przedłużających się w nieskończoność 80 minut kabaretowy skecz i właściwie nie powinno być w tym nic dziwnego, skoro i reżyser, i połowa obsady są podporą Kabaretu Limo. Trochę szkoda zmarnowanego tematu, bo inteligentna komedia o seksie (czy też raczej o gadaniu o seksie) mogłaby stać się prawdziwym hitem. Ale to nie ten przypadek. Pokaz prasowy „Swing” był, co ciekawe, otwarty dla publiczności i spora część widzów nagrodziła komedię Gizy oklaskami. Być może były to brawa ulgi, a być może po rozmaitych „Kac Wawach” i „Wyjazdach integracyjnych” ludzie kupią wszystko, co wyrasta ponad poziom, za przeproszeniem, wymiotów i gołych tyłków.W porównaniu z poprzednikami „Swing” to wyżyny poczucia humoru. Ale to żadna rekomendacja.

Swing | Polska 2012 | reżyseria: Abelard Giza | dystrybucja: Grupa Impact | czas: 78 min | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 1 / 6