Zemeckis opowiada historię pilota, który zapobiegł lotniczej katastrofie. Whip Whitaker nie ma w sobie jednak nic z pomnikowego herosa, jakim obwołano w polskich mediach kapitana Wronę. Bohater filmu Zemeckisa jest alkoholikiem, a w dniu tragedii siadł za sterami pod wpływem wódki i narkotyków. Wychodzący z podobnego punktu wyjścia „Lot”mógłby stanowić krytykę stabloidyzowanej rzeczywistości,w której wystarczy chwila, by spaść ze szczytu na samo dno. Ambicje twórców wydają się jednak znacznie skromniejsze i skupione na przedstawieniu jednostkowego dramatu Whitakera. Zemeckisowi nie udaje się przy tym uniknąć klisz pojawiających się w hollywoodzkich filmach o walce z nałogiem.
„Lotowi” ciąży choćby zbędny wątek romansowy i przewidywalność przesłania. Siłę filmu Zemeckisa stanowi za to zwodnicza atrakcyjność, z jaką udaje się twórcom pokazać hulaszcze życie Whitakera. Scenom kolejnych imprez towarzyszy magnetyczna ścieżka dźwiękowa, a wokół pilota gromadzi się galeria pięknych kobiet i barwnych przyjaciół. Nic dziwnego, że mężczyzna nie chce łatwo rezygnować z luksusów, a do obrony dobrego imienia angażuje najlepszych prawników.
W momentach, w których bohaterowie usiłują wyprowadzić w pole wymiar sprawiedliwości, „Lot” przypomina wręcz skacowaną wersję „Operacji Argo” Bena Afflecka. Samotny alkoholik nie może jednak marzyć o skuteczności na miarę najlepszych agentów CIA.
Lot | USA 2012 | reżyseria: Robert Zemeckis | dystrybucja: UIP | czas: 138 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 4 / 6