Bycie ojcem lub matką to doświadczenie, które sprawia kłopoty absolutnie każdemu – mówi So Yong Kim, reżyserka filmu „Dla Ellen”

Bohater twojego filmu jest wschodzącą gwiazdą rocka, jednak ani razu nie pokazujesz go w trakcie koncertu. Zamiast tego wolisz przyglądać się zmaganiom Joby’ego z szarą codziennością. Przyjęcie takiej strategii oznacza, że życie artysty nie różni się specjalnie od egzystencji przeciętnego człowieka?

So Yong Kim: W„Dla Ellen” przyglądam się wprawdzie psychice mężczyzny, ale nie ukrywam, że postać Joby’ego stanowi odbicie niepokojów i frustracji, które sama przeżywam jako artystka.Jednocześnie jednak dostrzegam w filmie potencjał uniwersalny. Wydaje mi się, że co do zasady rzeczywiście nie ma wielkiej różnicy między księgowym przesiadującym w biurze od 8 do 15 a muzykiem, który właśnie pracuje nad nowym albumem.Wszystkim nam chodzi przecież o to, by zarobić na chleb, nieprawdaż?

Mimo wszystko artysta stara się jednak podporządkować swoje życie procesowi twórczemu.

Na pewno towarzyszy mu silne, znacznie większe niż w przypadku innych ludzi pragnienie wyrażania siebie.Wimię tej potrzeby muzyk czy filmowiec faktycznie jest w stanie czasem poświęcić wiele rzeczy, z których kto inny nie mógłby pewnie zrezygnować.

Joby okazuje się jednak zdolny, by okiełznać swoje ego i znaleźć w życiu miejsce dla tytułowej Ellen, sześcioletniej córki, którą spotyka dopiero pierwszy raz w życiu.

Podczas realizacji filmu nieustannie zadawałam sobie pytanie: jak bardzo jesteś w stanie się zmienić i jak wiele możesz poświęcić dla drugiej osoby? Aby znaleźć odpowiedź,Joby musi odbyć wewnętrzną podróż,w której z wielką chęcią mu towarzyszyłam.

Początkowo może się wydawać, że Joby zwyczajnie nie dorósł jeszcze do roli ojca. Często mówi się zresztą, że w naszych czasach coraz wolniej dojrzewamy do przejmowania odpowiedzialności za siebie i innych. Czy zgadzasz się z takim sposobem myślenia?

Trudno mi generalizować, ale gdy patrzę na mnie i mojego męża, odnoszę wrażenie, że oboje jesteśmy jeszcze bardzo niedojrzali! Na pewno różnimy się od naszych krewnych, którzy zostali wychowani w innych czasach i wyznają odmienne priorytety. Stąd bierze się zresztą ich przekonanie, że nie jesteśmy w stanie dobrze zatroszczyć się o nasze dzieci. Mój mąż Bradley Rust Gray również jest reżyserem, więc oboje uprawiamy wolne zawody i nie mamy poczucia finansowego bezpieczeństwa.

Domyślam się, że doświadczenie rodzicielstwa odcisnęło na waszym życiu istotne piętno?

Na pewno oboje bardzo chcieliśmy zostać rodzicami, więc udało się nam spełnić nasze marzenia.Czasem wydaje nam się, że ta odpowiedzialność nas przerasta, ale z drugiej strony bycie ojcem lub matką to doświadczenie, które sprawia kłopoty absolutnie każdemu. Choćbyś przeczytał setki poradników i wysłuchał mnóstwa rad, nigdy nie będziesz w pełni przygotowany na wszystkie wyzwania, na jakie wystawia cię wychowanie dziecka. Mam tę świadomość od dawna i traktuję rodzicielstwo jako coś w rodzaju przerażającej przygody. Łudzę się, że wychodzi mi to całkiem nieźle, choć jednocześnie jestem pewna, że moi rodzice byli znacznie poważniejszymi ludźmi niż ja.

„Dla Ellen” urzeka mnie przede wszystkim ze względu na znakomicie wyreżyserowaną scenę długiej rozmowy między Jobym a jego córką. Choć wydają się zestresowani wzajemną obecnością, w pewnym momencie w ich postawie dochodzi do ledwo zauważalnego przełomu.

Zgadzam się, że to kluczowa scena „Dla Ellen” i z tego powodu bardzo bałam się jej zrealizowania. Miałam świadomość, że jeśli nie wypadnie wiarygodnie, cały film okaże się do niczego. Na szczęście udało nam się wypracować autentyzm emocji, który zawdzięczamy przede wszystkim chemii między Paulem Dano a grającą jego córkę Shayleną Mandingo.

Relacje na linii rodzice – dzieci odgrywały istotną rolę już w twoim filmie „Treeless Mountain”.

Mogę śmiało przyznać, że kwestia rodzicielstwa stanowi dla mnie największą artystyczną fascynację. Całą tę obsesję na punkcie trudnych relacji rodziców z dziećmi tłumaczę sobie tym, że jej korzenie wyraźnie sięgają do mojej własnej przeszłości.

W jaki sposób manifestuje się to akurat w „Dla Ellen”?

Impuls do stworzenia tego filmu dało mi wspomnienie pierwszego spotkania z ojcem.Tato opuścił rodzinę niedługo po moim urodzeniu. Gdy pewnego dnia przyszedł do domu i powiedział, że jest moim ojcem, poczułam się, jakbym rozmawiała z zupełnie obcym człowiekiem. Miałam wtedy sześć, siedem lat, doskonale pamiętam swoje odczucia z tamtej wizyty, ale po latach bardziej zaczęła interesować mnie perspektywa mojego ojca.Zaczęłam zastanawiać się, jakie refleksje towarzyszyły mu w trakcie pierwszego spotkania z córką

W dzieciństwie przeniosłaś się do Stanów Zjednoczonych z Korei Południowej. Poczucie zawieszenia między dwiema odmiennymi kulturami stanowi dla ciebie problem czy jest rodzajem przywileju?

Początkowo, rzecz jasna, sprawiało mi to kłopoty, ale dziś wydaje mi się, że znacznie ważniejsze okazały się wyniesione z tej sytuacji korzyści.Dzięki dorastaniu w zupełnie innej kulturze jestem bardziej wrażliwa, otwarta i tolerancyjna. Jednocześnie jednak mam świadomość, że wychowanie w Korei jest bardziej surowe niż w Stanach, a dojrzewanie w takich warunkach może sprawić znacznie więcej bólu.

Różnice kulturowe między tymi krajami stały się głównym tematem twojego pełnometrażowego debiutu – „In Between Days”. Czy twój stosunek do życia w Ameryce uległ znaczącym zmianom?

Muszę podkreślić, że nigdy w Stanach nie czułam się outsiderką. USA to przecież raj dla imigrantów, państwo zbudowane ich rękoma. W ostatnich latach zmieniłam swoje zdanie o Ameryce o tyle, że zaczęłam poważniej traktować tutejszą kulturę. Kiedyś byłam przekonana, że USA to tylko chaotyczna mieszanina tożsamości.Dziś dostrzegam już, że kraj ten ma swoją własną specyfikę, z której jestem naprawdę dumna.