Do kin trafia właśnie „Taka piękna katastrofa”. Wygląda na to, że hollywoodzcy magicy stracili monopol na filmowe wizje apokalipsy.

Ekranowe katastrofy przestały przypominać już wyłącznie naszpikowane efektami specjalnymi sny Michaela Baya czy Rolanda Emmericha. Hasło „koniec świata” coraz częściej kojarzy się już nie z masową zagładą, lecz całkowicie indywidualnym niepowodzeniem. Kpiarska deprecjacja jednego z najważniejszych toposów w dziejach sztuki stanowi pole do popisu dla zbuntowanych gwiazd amerykańskiego kina niezależnego. Nie przez przypadek „Trylogia nastoletniej apokalipsy” stanowi ważne ogniwo wywrotowej twórczości Gregga Arakiego. Reżyser „Takiej pięknej katastrofy” pozornie stąpa po śladach twórcy „Donikąd”, lecz odnajduje własną artystyczną ścieżkę.

Przyjęcie kameralnej perspektywy mówienia o końcu świata uwidacznia się w filmie Todda Bergera już w sposobie organizacji ekranowej przestrzeni. „Taka piękna...” opowiada o brzemiennym w skutkach spotkaniu czterech zaprzyjaźnionych par. Choć na zewnątrz dzieją się zapewne dantejskie sceny, kamera ani na moment nie opuszcza willi gospodarzy. Docierające do bohaterów informacje o zbliżającej się zagładzie rozpływają się w atmosferze kłótni i wzajemnych oskarżeń o zdradę. Materiał na salonową psychodramę w rękach Bergera zamienia się w pierwszorzędną komedię. Film Bergera przypomina herbatkę domowej roboty, do której ktoś niepostrzeżenie dosypał porcję arszeniku. Humor „Takiej pięknej...” oscyluje pomiędzy ironicznymi aluzjami do świata popkultury a pozbawionymi szerszego kontekstu aktami pure nonsensu. Emocjonalna intensywność uzyskana przez reżysera przy minimalnym natężeniu ekranowych wydarzeń wzbudza jeszcze jedno skojarzenie. „Taką piękną...” ogląda się jak czarną komedię wyreżyserowaną wspólnie przez Romana Polańskiego i Luisa Bunuela.

A jednak reżyser „Takiej pięknej...” w nieszczęściu swoich postaci stara się znaleźć pożywkę dla karkołomnego optymizmu. Bohaterowie Bergera okazują się zdolni, by wybaczyć sobie grzeszki. Dzięki temu dawni przyjaciele jednoczą się na powrót, by ośmieszyć pozornie wszechwładny los. Wbrew stereotypom oczekiwanie na pewną śmierć nie upływa nikomu na rozpaczliwych lamentach i błagalnych modlitwach. Zamiast tego bohaterowie „Takiej pięknej...” raczą się dobrym winem i inscenizują naprędce kameralną imprezę. Czy naprawdę „innego końca świata nie będzie”?

Taka piękna katastrofa | USA 2012 | reżyseria: Todd Berger | dystrybucja: 2M Films | czas: 86 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 4 / 6