James Wan próbuje nabrać widzów na „Obecność” – kolejną historię o nawiedzonym domu.

Bohaterowie „Obecności” są prawdziwi. Lorraine Warren i jej zmarły w 2006 r. mąż Ed zrobili zawrotną karierę jako demonolodzy badający zjawiska paranormalne, m.in. słynne nawiedzenie domu w Amityville (twierdzili zresztą, że w owianej złą sławą posiadłości faktycznie ulokował się demon). Film Jamesa Wana także oparty jest na sprawie prowadzonej przez Warrenów – rzekomo tak drastycznej, że dopiero niedawno zostały ujawnione jej kulisy. I już nawet ten marny chwyt reklamowy może dać pojęcie, jakim filmem jest „Obecność”. Wtórnym do bólu, powtarzającym ograne chwyty, wypuszczającym z szafy (dosłownie) te same strachy. Szkoda, bo „Obecność” ma kilka dobrych stron: udaną stylizację na lata 70., przekonujące aktorstwo Very Farmigi i Patricka Wilsona, oszczędnie dozowane efekty specjalne. To naprawdę mógł być horror wysokiej klasy, gdyby tylko miał scenariusz nie napisany metodą Ctrl+C, Ctrl+V.

Warrenowie decydują się pomóc znękanej rodzinie Perronów. Małżeństwo z pięcioma córkami wprowadza się do starego domu i wszystko wygląda cudownie do chwili, gdy przypadkowo otwierają ukryte wejście do piwnicy. A tam, oprócz pajęczyn, starych gratów i rozstrojonego pianina, czai się Zły. I już nie odpuści. Dalej wszystko toczy się dokładnie tak, jak można przewidzieć. Będą tajemnicze urządzenia mające wykryć nadnaturalną obecność, będą próby sfotografowania ducha, niewyjaśnione wydarzenia i egzorcyzmy. Będą latające przedmioty codziennego użytku i trzaskające drzwi. Będą krzyki, piski i nierozliczone tragedie z przeszłości. Duch nie pojawia się bowiem ot tak sobie.

Proszę wybaczyć mi sarkazm, ale „Obecność” – za oceanem zbierająca niemal wyłącznie pochwały od krytyków – jest filmem, który przelewa czarę goryczy. Hollywoodzki horror naprawdę nie jest w stanie zaskoczyć już chyba nikogo oprócz najmniej wyrobionych (i najprawdopodobniej nastoletnich) widzów. Nazwa „Amityville” padła zresztą wcześniej nieprzypadkowo – tamto nawiedzenie posłużyło za materiał do kilku książek i dziesięciu (!) filmów fabularnych (a trzy kolejne w drodze). Kto widział choć jeden z nich, na „Obecności” będzie ziewał z nudów. Zresztą nawet jeśli nie widzieliście „Amityville”, to pewnie widzieliście „Egzorcystę”, „Ducha” czy w najgorszym razie niedawnych „Udręczonych”, zresztą także opartych na doświadczeniach Warrenów. James Wan w „Obecności” powtarza wszystkie schematy bez cienia żenady, jakby wierzył, że widzowie dadzą się nabrać po raz kolejny. Wiara nie okazała się bezpodstawna, publiczność dopisała, Wan już zapowiedział sequel.

Obecność | USA 2013 | reżyseria: James Wan | dystrybucja: Warner Bros | czas: 112 min | Recenzja: Jakub Demiańczuk | Ocena: 2 / 6