Giuseppe Piccioni nie przypomina członków Stowarzyszenia Umarłych Poetów. Zamiast produkować patetyczne wierszydła, włoski twórca woli raczej się zagłębić w prozę codzienności. Dlatego wydaje się zdolnym uczniem Laurenta Canteta i uważnym widzem jego świetnej „Klasy”.

Tytuł „Czerwony i niebieski” stanowi nawiązanie do kolorów, których nauczyciele w Italii używają do poprawiania prac swoich podopiecznych. W rzeczywistości film Piccioniego mieni się całą gamą barw i odcieni. Reżyser umiejętnie zaciera granice między humorem a tragizmem, optymizmem a goryczą. Przy okazji zdradza także talent do konstruowania wyrazistych postaci. Grono najważniejszych bohaterów „Czerwonego i niebieskiego” stanowią: idealistyczny nauczyciel, skrupulatna dyrektorka oraz starzejący się belfer. Piccioni opiera się pokusom nachalnego moralizatorstwa czy pogoni za tanią sensacją. Zamiast tego stawia na dyskretną obserwację, której rezultaty okazują się jednak zaskakująco wyraziste. Surowo wypada ocena współczesnego włoskiego społeczeństwa dokonana z perspektywy sędziwego historyka sztuki. Profesor Fiorito nie szanuje nie tylko swoich podopiecznych, lecz także ich rodziców, którzy dają popis arogancji, bezmyślności i braku ogłady. Sekwencja konfrontacji belfra z ojcami jego najsłabszych uczniów stanowi prawdziwy klejnot złośliwej ironii.

Trwa ładowanie wpisu

Ogólna tonacja „Czerwonego i niebieskiego” wydaje się jednak znacznie cieplejsza. Każdy z najważniejszych bohaterów zostaje postawiony przed zawodowym dylematem i zdaje swój sprawdzian na piątkę. Sukcesy okazują się możliwe dopiero po wykroczeniu poza schematyzm myślenia i spojrzeniu na świat z ignorowanej dotychczas perspektywy. Zapewne właśnie na tym polega najważniejsza lekcja płynąca z włoskiego filmu.

Czerwony i niebieski | Włochy 2012 | reżyseria: Giuseppe Piccioni | dystrybucja: Aurora Films | czas: 98 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 4 / 6