- Po dokonaniu niewielkich modyfikacji można by umiejscowić tego rodzaju historię nawet nad Bałtykiem - mówi Eliza Kubarska, twórczyni filmu "Badjao. Duchy z morza", który opowiada o koczowniczym plemieniu z okolic Borneo.

Piotr Czerkawski: „Badjao. Duchy z morza” to film o osobliwym plemieniu, które zamieszkuje urokliwe okolice wyspy Borneo. Podjęcie takiej tematyki wzbudza automatyczne zainteresowanie, ale może też prowokować oskarżenia o epatowanie egzotyką. W jaki sposób udało wam się od nich uwolnić?

Eliza Kubarska: Zdążyliśmy bardzo dobrze poznać tego rodzaju obawy, bo właśnie one sprawiły, że długo nie otrzymywaliśmy dofinansowania od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Albo miałam problem z przelaniem swoich intencji na papier, albo eksperci z Instytutu po prostu nie wierzyli, że taki film jak „Badjao” da się zrobić bez popadania w egzaltację. Tymczasem ja doskonale wiedziałam, że okoliczna przyroda jest piękna i nie da się tego zignorować, ale nie wolno mieszać porządków i czynić z filmu pocztówki. Walory wizualne stanowią ważne, ale jednak tylko uzupełnienie opowieści. Dla mnie liczy się przede wszystkim jej uniwersalny wymiar. Uwierz mi, że po dokonaniu niewielkich modyfikacji można by umiejscowić tego rodzaju historię nawet nad Bałtykiem.

Poważnie? Przyznam, że trudno mi sobie coś takiego wyobrazić.

Popatrz tylko: historia rybaka i jego ucznia przystosowującego się do życia w świecie, który z dnia na dzień znika… Nie sądzisz, że coś takiego może dziać się nad polskim morzem? Brzmi to absurdalnie, ale myślę, że zrobienie podobnego filmu byłoby większym wyzwaniem niż realizacja „Badjao”. Gdy pracujesz za granicą, musisz liczyć się z kosztami, barierą językową i różnicami kulturowymi, ale jednocześnie dysponujesz automatyczną świeżością spojrzenia. Podziwiam ludzi potrafiących robić filmy o miejscach, w których mieszkają. Musisz wtedy umieć wznieść się ponad rutynę i wykazać się imponującą wrażliwością na szczegół. Tymczasem gdy wyjeżdżasz, świat cię oszałamia i aż iskrzy od potencjalnych inspiracji. Od ciebie zależy tylko, którą uznasz za najsilniejszą. Mnie przy okazji „Badjao” zafascynował chociażby wpływ morza na ludzkie życie. Widziałeś film „Wszystko stracone” z Robertem Redfordem?

Tak. Nie podobał mi się – to bardziej nadęta wersja „Cast away – poza światem”.

Być może, ale przy okazji doskonale oddaje potęgę żywiołu, który do tej pory specjalnie mnie nie interesował. Zawsze uważałam się przecież za człowieka gór. W zmianie perspektywy pomógł mi trochę mój poprzedni film – „Co się wydarzyło na wyspie Pam”. Kręciliśmy go na Grenlandii, gdzie górskie ściany biorą swój początek w lodowatym morzu. Dostałam wtedy nieźle w kość i zaczęłam bać się morza, ale – paradoksalnie – tym bardziej chciałam się do niego zbliżyć. „Badjao” stanowiło kolejny krok do osiągnięcia tego celu. Zanim zaczęłam pracę nad tym filmem, nie miałam pojęcia o nurkowaniu i musiałam uczyć się go od podstaw. Tymczasem teraz radzę sobie całkiem przyzwoicie, choć oczywiście daleko mi do mistrzostwa ludzi z Badjao.

Twoi bohaterowie sprawiają wrażenie niedopasowanych do współczesnego świata, pozbawionych perspektyw na przyszłość. Gdy analizuję ich położenie, odbieram „Badjao” jako film przepełniony poczuciem wstydu za świat, w którym jeden człowiek gnębi słabszego od siebie. Z czego wynikają takie praktyki?

Leżą one po prostu w naszej naturze. Ostatnimi czasy przybierają coraz subtelniejsze formy, ale przez to stają się tylko bardziej perfidne. Często odbywa się to pod pod sztanadarem moralności. Nie trzeba oczywiście wyjeżdżać tak daleko by każdego dnia zderzyć się z tym zjawiskiem również u nas. Ale popatrzmy na to, co działo się kilkadziesiąt lat temu w Afryce, gdy zaczęto przesiedlać plemiona, pod pretekstem ochrony przyrody. Bo polowali. Tyle tylko, że później na tych samych terenach biały człowiek zaczął organizować safari! I zabijać na dużą skalę, dla przyjemności i kasy. Troska o ochronę przyrody stanowi wygodny pretekst także do złego traktowania Badjao.

Jakie czyni się wobec nich zarzuty?

W naszym filmie delikatnie zarysowałam wątek kontrowersji, które wzbudza – stosowana przez niektórych członków plemienia - praktyka łowienia ryb przy pomocy dynamitu. Technika ta to zagrożenie dla przyrody, jak i dla parającego się procederem rybaka. Cóż z tego jeśli okazuje się po prostu najtańsza? Wśród biednych, wielodzietnych Badjao ten aspekt jest przecież kluczowy. Tymczasem morza są wyczyszczone z ryb i dochodzi do tego, że używający prymitywnych technik połowu nomadzi, nie mają dziś co jeść. Niegdyś, w porze obiadu, ojciec rodziny dawał nura i wracał po chwili z jedzeniem. Brak troski o najbliższą okolicę ma także swoje podłoże kulturowe. Badjao to „nomadzi morza”, którzy przebywają w określonym miejscu dopóki mogą je eksploatować, a później przenoszą się gdzie indziej. W swojej kulturowej odmienności i braku zrozumienia przez otoczenie Badjao bardzo przypominają mi naszych Romów.

Zauważyłem, że członkowie ekipy sięgają po to porównanie bardzo chętnie. Co właściwie łączy te dwie zbiorowości?

Obie nie są przypisane do miejsca, więc wszędzie gdzie się pojawią są traktowane nieufnie, jak intruzi. Ze względu na swój koczowniczy tryb życia Badjao zawsze znajdowali się poza systemem i nie mogli zintegrować się z żadnym innym społeczeństwem. Przez to nie potrafią dostosować się do norm, które dla reszty wydają się oczywiste. Przytoczmy jeden przykład. Badjao przez wieku używali materiałów organicznych, które się rozkładały, tymczasem dziś korzystają z plastikowych opakowań i podobnie jak kiedyś naturalne, teraz i te wyrzucają je do morza. Brzmi to okropnie, ale jeśli w pobliżu nie ma kosza na śmieci, to co mają zrobić? Dla wielu osób takie zachowania stanowią pretekst, żeby Badjao nie lubić. Mnie się wydaje, że należałoby ich po prostu wyedukować. Największym problemem nie są jednak drobiazgi życia codziennego, lecz bardziej ogólne różnice: Badjao trudno jest się integrować, ponieważ są niepiśmienni, wyznają odmienną religię. To klasyczny przykład kulturowego Innego.

Wspomniałaś o religii, która mocno definiuje tożsamość bohaterów. Badjao są animistami, nadają cechy boskie elementom natury i zjawiskom przyrodniczym. W jaki sposób tego rodzaju myślenie determinuje ich codzienne życie?

Musimy pamiętać, że zbiorowość Badjao jest zróżnicowana i dzieli się na „Badjao z morza” i „Badjao z lądu”. Ci pierwsi spędzają całe życie na wodzie, praktycznie nie opuszczają swoich łódek. Drudzy natomiast zeszli na ląd, zakładają osady i prowadzą życie wyspiarzy. „Badjao z lądu” coraz chętniej korzystają ze zdobyczy cywilizacji, niektórzy z nich posiadają nawet telefony komórkowe. Teraz wyobraź sobie takiego faceta w T- shircie i z Nokią, który całkiem poważnie opowiada ci o roli duchów w jego życiu. Początkowo myślisz sobie: „Przecież taki gość nie może modlić się do drzewa!”. Musiało minąć dużo czasu bym zrozumiała, że to jednak możliwe.

Pamiętasz, co skłoniło cię do zmiany zdania?

Jeszcze na etapie dokumentacji pozwolono mi sfilmować ceremonię z udziałem szamana Bomoh. Niedługo później nastąpiła seria dziwnych wypadków: jego żona zaczęła krwawić, syn rozbił łódź. Szaman się wkurzył i powiedział, że wszystko dzieje się dlatego, że go sfilmowałam. Lokalna społeczność odwróciła się ode mnie, a ja musiałam wykonać tytaniczną pracę, żeby odbudować jej zaufanie. Pomogłam naprawić łódź, zabrałam kobietę do lekarza i odkupiłam „zło”, które rzekomo wyrządziłam. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że nic nie dzieje się na pokaz, a Badjao traktują swoje wierzenia śmiertelnie poważnie. Ta historia skończyła się akurat dobrze, ale czasem bywało mniej wesoło. Miałam na planie moment zwątpienia, gdy myślałam, że po prostu nie dam rady ukończyć filmu.

Chodziło o jakieś konkretne wydarzenie?

Mocno wstrząsnęła mną śmierć mojego przewodnika i tłumacza Basera, Badjao, który pracował ze mną przez pierwsze dwa lata i właściwie zainspirował mnie do zrobienia filmu. Ten człowiek miał niesamowity instynkt i doskonale wiedział co okaże się później atrakcyjne na ekranie. Mogłam zostawiać go z kamerą i zlecać robienie dokumentacji. Teraz wyobraź sobie, że ten inteligentny gość zachorował – może to było tylko zapalenie wyrostka robaczkowego – i kategorycznie odmówił pójścia do lekarza. Używał argumentów w stylu: „Moi bracia poszli do szpitala i umarli. Poza tym to choroba, którą zesłali na mnie przodkowie i tylko szaman może mi pomóc”. Wobec siły tradycji moje racjonalne argumenty okazały się zupełnie nieskuteczne. Byłam załamana, ale dzięki tej historii dowiedziałam się bardzo wiele o tym kim naprawdę są Badjao.

Twoi bohaterowie stanowią niewyczerpane źródło inspiracji. Skąd jednak pomysł, aby opowiedzieć o nich akurat poprzez film? Dlaczego uznałaś, że to medium pasuje do Badjao lepiej niż inne?

Jestem absolwentką rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych i miałam szczęście być wychowanką w kreatywnej pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego. Mimo wszystko, miałam problem ze współczesną sztuką. Czułam, że moja działalność jest hermetyczna, mało kogo interesuje, a ja pragnęłam przecież trafiać ze swoją wrażliwością do większej grupy ludzi. Po namyśle uznałam, że muszę spróbować swoich sił właśnie w dokumencie. Choćby dlatego, że ta forma ekspresji poza ograniczeniami etycznymi (takimi jak odpowiedzialność za bohatera) daje twórcy dużo swobody. Wszystkie gatunki już się pomieszały, możesz dowolnie eksperymentować z narracją i dopasować ją do specyfiki danej historii. To trochę tak jak w rzeźbie, gdy mówiono nam, że portret nie ma być podobny do modela, lecz ma oddawać jego charakter. Tak właśnie myślałam o „Badjao”. Nie interesowało mnie przytaczanie encyklopedycznych faktów, lecz pokazanie kilku scen, które oddadzą specyfikę codziennego życia tych ludzi i pozwolą widzowi poczuć co to znaczy być Badjao.

Podobny rodzaj twórczej odwagi i formalnej konsekwencji dostrzegam u Wernera Herzoga. Czy to dla ciebie ważny reżyser?

Lubię Herzoga, choć nigdy nie stanowił on dla mnie bezpośredniej inspiracji. Na pewno mogę jednak powiedzieć, że imponuje mi swoim "szaleństwem", jest człowiekiem z wizją i potrafi nakłonić do występu przed kamerą ludzi równie wyrazistych jak on sam. Po obejrzeniu filmów Herzoga czuję więź z bohaterami, potrafię spojrzeć na świat ich oczami. Jeśli coś podobnego udało się zrobić w „Badjao”, będę bardzo zadowolona.