PAP: "Smoleńsk" w reżyserii Antoniego Krauze trafi w piątek do kin w całej Polsce. Gra pani dziennikarkę telewizyjną Ninę, która zajmuje się tematem katastrofy smoleńskiej i prowadzi śledztwo w sprawie jej przyczyn. Jak opisałaby pani tę bohaterkę?
Beata Fido: Nina jest dziennikarką, odkrywającą w sobie zdolność samodzielnego myślenia, nieszablonowego. Dla mnie film Antoniego Krauze właśnie o tym jest – o samodzielności podejmowania decyzji, o weryfikowaniu poprzez własną perspektywę sposobu dostarczania informacji przez media.
PAP: Czy kreując postać Niny wzorowała się pani na prawdziwej dziennikarce?
B.F.: Filmowa postać Niny pokazuje pewien sposób funkcjonowania w zawodzie. Nie ma pierwowzoru. To postać całkowicie fikcyjna. Miałam ten komfort, że mogłam ją budować sama, pod kierunkiem reżysera.
PAP: Czy pani zdaniem film "Smoleńsk" będzie Polaków łączył czy dzielił?
B.F.: Mam nadzieję na wspólną perspektywę. Na zbieżność myśli.
PAP: Które sceny w tym filmie poruszyły panią najbardziej?
B.F.: Są trzy takie momenty. Jedna z tych scen nie weszła do filmu. Na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie nakręciliśmy wersję finałowej sceny, która nie znalazła się w ostatecznej wersji filmu.
Ale było wiele innych scen bardzo dla mnie poruszających. Wymienię choćby rozpoznanie rzeczy ofiar. Kręciliśmy tę scenę w budynku szkoły – bardzo prostym, skromnym, zimnym i pustym. Surowość tamtych warunków zderzała się z sensem sceny. Ta scena jest bardzo emocjonalna. Scena końcowa jest również bardzo wzruszająca.
PAP: Jaka atmosfera panowała na filmowym planie?
B.F.: Pracowało się nam z reżyserem bardzo dobrze. Antoni Krauze był znakomicie przygotowany do swojej pracy. Zarówno scenariusz, jak i sposób realizacji filmu miał bardzo precyzyjnie przemyślany. Praca przebiegała sprawnie i w bardzo szybkim tempie.
PAP: Zdjęcia powstawały nie tylko w Polsce. Także w USA.
B.F.: Przyjęłam to z wielką radością, ponieważ grałam w Stanach Zjednoczonych przez osiem lat.
PAP: Pracowała pani w amerykańskich teatrach?
B.F.: Tak, głównie w teatrach, trochę w telewizji. W Stanach dostałam pierwszą w życiu nagrodę aktorską za rolę główną w Teatrze Jeffa Danielsa.
PAP: Jeśli chodzi o pani filmowe plany, nowe role - co po "Smoleńsku"? Czy przyjęła pani kolejną propozycję wystąpienia na ekranie?
B.F.: Lubię mój zawód. Etyki tego zawodu nauczyłam się właśnie mieszkając i pracując w Stanach Zjednoczonych. Była to znakomita szkoła. Grałam wyłącznie w języku angielskim. Dawało mi to ogromną satysfakcję, ale miałam momenty, że marzyłam, aby wreszcie zagrać coś po polsku. Wydawało mi się wówczas, że mój świat będzie zamykał się w świecie amerykańskim. Bardzo dobrze wspominam tamte czasy.
Aktualnie jestem w trakcie rozmów na temat mojego udziału w spektaklu teatralnym. Pracuję też nad serialem telewizyjnym.
PAP: Jakim?
B.F.: Gram w "Komisarzu Aleksie". W nowym sezonie. Występowałam już kiedyś w tym serialu, grałam epizod w jednym z odcinków. Teraz z wielką przyjemnością wracam do tego zespołu.
PAP: Czy tym razem w "Komisarzu Aleksie" będziemy oglądać panią dłużej? Jaka to jest rola?
B.F.: Mam nadzieję, że dłużej. Gram nową postać – policjantkę, komisarz Martę Grabską. Jest tu pewna zbieżność z moim własnym doświadczeniem życiowym, ponieważ komisarz Grabska powraca do Polski po praktyce w Stanach Zjednoczonych.
PAP: Wracając do filmu "Smoleńsk": jakimi słowami zaprosiłaby pani widzów do kin?
B.F.: Myślę, że warto mieć swoje zdanie. Nie bać się podejmowania samodzielnych decyzji. A przede wszystkim - trzeba zmierzyć się z tym tematem i samym sobą.
Rozmawiała: Joanna Poros