Osiemdziesiąt trzy lata temu, 16 listopada 1940 roku, zamknięto w Warszawie bramy tzw. dzielnicy żydowskiej. Przygotowania rozpoczęły się jeszcze wiosną, ale wtedy prawie nikt nie wierzył w możliwość zamknięcia tak licznej społeczności żydowskiej wielkiego miasta za murami. Ludwik Landau w swoim dzienniku pisanym w czasie okupacji zanotował: „Wszystko to jest niepewne i nieokreślone nie tylko dla szarego człowieka, ale i dla czynników najkompetentniejszych, plany niemieckie bowiem, wysuwane przez różne instytucje, zjawiają się na horyzoncie i znikają z niego z imponującą szybkością.”.
Postępująca gettoizacja
Niemcy grodzili tereny zamieszkałe w większości przez ludność żydowską pod pretekstem ochrony przed tyfusem. To stąd pochodzą tablice i znaki widoczne na wielu zdjęciach okupowanej Warszawy – „Obszar zagrożony tyfusem. Dozwolony tylko przejazd”. Takie oznakowania miały odstraszać warszawiaków od wchodzenia na tereny wydzielone dla Żydów i powstrzymać ich od jakichkolwiek z nimi kontaktów. Getto bowiem nie zostało utworzone i zamknięte od razu. Choć już w listopadzie 1939 r. Niemcy po raz pierwszy oznajmili nowopowstałemu Judenratowi (Rada Żydowska) o zamiarach zamknięcia dzielnicy żydowskiej z powodu domniemanego zagrożenia tyfusem, plany te zostały odroczone w czasie. Najpierw wprowadzano dyskryminujące prawodawstwo. Żydzi byli podczas tych miesięcy stopniowo i drobiazgowo „rugowani” z przestrzeni publicznej Warszawy. Zakazano im między innymi podróży koleją, korzystania z bibliotek publicznych, mieli zakaz wstępu na określone ulice i do wybranych parków, nie mogli wykonywać praktyki adwokackiej oraz szeregu innych zawodów. Do tego obowiązywał ich nakaz noszenia opasek z gwiazdą Dawida oraz przymus pracy.
Początkowo tzw. „Sperrgebiet”, czyli obszar zamieszkania dla Żydów, został otoczony murami. Dopiero w sierpniu 1940 r. postanowiono na jego terenie założyć dzielnicę żydowską, a ogłoszono to w październiku, zaledwie na miesiąc przez planowanym zamknięciem granic. To wszystko poprzedzały różne inicjatywy mające na celu również fizyczne odizolowanie Żydów od tzw. aryjskiej społeczności miasta. Oprócz tego, w wydarzeniu nazywanym dzisiaj pogromem wielkanocnym, bojówki polskiej młodzieży atakowały Żydów w marcu 1940 r. podczas Wielkiego Tygodnia. Dostarczyło to okupantom kolejnej pozorowanej przyczyny dla wybudowania murów getta, jak pisał przewodniczący Judenratu Adam Czerniaków – „aby Żydów bronić przed ekscesami”. Zamknięcie gett poprzedzała zatem separacja Żydów od nieżydowskich obywateli mająca na celu ich pognębienie moralne i pobudzenie antysemickiej retoryki w społeczeństwie. Niemieckim nazistom chodziło o wyeliminowanie Żydów z życia gospodarczego, społecznego i kulturowego. A kwestia epidemii tyfusu oraz zamieszki antyżydowskie stanowiły do tego preteksty.
Same mury wznoszono od kwietnia 1940 r. Koszt budowy poniósł Judenrat, który wielokrotnie sprzeciwiał się pomysłowi dzielnicy zamkniętej i był w złej kondycji finansowej, również z powodu nazistowskich ograniczeń dotyczących żydowskich kont bankowych i uzyskiwania dochodu przez Żydów. Granice getta przecinały podwórka, ulice, linie tramwajowe, nie wspominając już o innej infrastrukturze. Narzucenie sztucznie wyznaczonych granic zniszczyło, niejednokrotnie na zawsze, lokalną tkankę miasta, sąsiedztwa, dzielnice. Łącznie około 138 tys. Żydów oraz 113 tys. Polaków musiało do listopada 1940 r. opuścić dotychczasowe miejsca zamieszkania. Na terenie niecałych 4km2 zgromadzono blisko 400 tys. Żydów. Przeciętne zaludnienie mieszkania wynosiło 15,1 osoby, a jednej tylko izby 6-7 osób. W szczytowym okresie za murami znajdowało się około 450 tys. osób. Od października 1941 r. karą za opuszczenie murów getta i przedostanie się na tereny tzw. aryjskie bez przepustki była śmierć. Do największych problemów mieszkańców getta należały urągające warunki sanitarne, tyfus, głód, przeludnienie, choroby zakaźne oraz przymus pracy nałożony przez okupanta. Do getta warszawskiego przesiedlano również Żydów z ziem włączonych do Rzeszy oraz z innych miejscowości Generalnego Gubernatorstwa.
Dawni sąsiedzi
W zbiorach Muzeum Getta Warszawskiego znajduje się wyjątkowy dokument, dzięki któremu można spojrzeć na dramat, jakim było tworzenie getta, z osobistej perspektywy dwóch rodzin. Tolsdorfowie i Wajngartenowie, rodzina polska i żydowska, mieszkały przy tej samej ulicy. Ich budynki, na Twardej 48 i 62, dzieliło nie więcej niż kilkadziesiąt metrów. Jednak podczas okupacji niemieckiej ich losy dramatycznie się różniły.
Od 1919 roku rodzina Tolsdorfów (na razie Mieczysław i Józefa, w 1925 r. urodzi im się jedyny syn Janusz) mieszkała na Twardej 48. Mieczysław całe życie, włącznie z latami okupacji, przepracował jako ślusarz przy stacji PKP Warszawa Zachodnia. Jego żona Józefa zajmowała się domem. Według życiorysów napisanych przez Janusza Tolsdorfa (od 1949 r. pracował w aparacie bezpieczeństwa, gdzie dosłużył się stopnia pułkownika i odszedł na emeryturę w 1981 r.) jego rodzina przeszła przez wojnę właściwie bez szwanku.
W przeciwieństwie do rodziny Tolsdorfów, Wajngartenowie z ulicy Twardej 62 mieszkali pod tym adresem co najmniej od pierwszej dekady XX wieku. W księgach adresowych od 1908 r. można znaleźć wzmianki o „dystrybucji” tudzież „sklepie tabacznym” jaki ojciec rodziny, Srul Wajngarten, prowadził pod tym adresem. Srul, w późniejszych latach posługujący się imieniem Izrael, w wieku 27 lat wziął ślub z Chają Genendlą, a dwa lata później, w 1904 r., urodził im się syn, Lejb (co w j. jidysz oznacza lew). Najprawdopodobniej mieli jeszcze dwójkę dzieci. Z dokumentu ze zbiorów MGW wynika, że w mieszkaniu rodziny Wajngartenów mieszkało łącznie 5 osób.
Zgodnie z niemieckimi rozporządzeniami z października 1940 r., obie rodziny musiały zgłosić się do jednego z kilku Punktów Zmiany Mieszkań, organizowanych przez Miejskie Biuro Kwaterunkowe w Warszawie. Dokument zawarty między Mieczysławem Tolsdorfem a Izraelem Wajngartenem zakładał, że Wajngartenowie wprowadzą się do mieszkania Tolsdorfów, które miało się znajdować już za murem planowanego getta. W listopadzie 1940 r. granica przebiegała bowiem pomiędzy Twardą 50 a 52. Tolsdorfowie natomiast przejęli mieszkanie po Wajngartenach, po tzw. aryjskiej stronie. Takie zamiany mieszkań miały przebiegać na zasadzie największego podobieństwa: zamieniano się na mieszkanie możliwie najbliżej siebie, o podobnym układzie oraz wyposażeniu. Najprawdopodobniej 25 października Wajngartenowie opuścili rodzinny dom i wprowadzili się na teren przyszłego getta. Tuż obok Twardej 48 przez kilka miesięcy znajdowała się jedna z bram wjazdowych do tzw. dzielnicy zamkniętej. Rodzina Wajngartenów zapewne mogła spoglądać z okien nowego mieszkania na nowopowstałą, „aryjską” część Warszawy. Ulica Twarda, przez dziesięciolecia ich adres, zmieniła się nie do poznania na ich oczach.
Rodzina Wajngartenów przeżyła w mieszkaniu nr 18 na Twardej 48 bez mała rok. Nie dane im było stworzenie trwałego schronienia. Już 5 października 1941 r. Komisarz dla dzielnicy żydowskiej w Warszawie Heinz Auerswald zażądał od Adama Czerniakowa kolejnej już zmiany granic getta, tj. jak notował prezes Judenratu: „aby Żydzi – zamieszkali po nieparzystej stronie Siennej łącznie z Żydami z Twardej, Sosnowej i Wielkiej na południe od Siennej – przenieśli się do 5 X 41 na północ ghetta poza ulicę Chłodną. […] Na mieście panika.”. Na temat ich dalszych losów w getcie nie wiemy prawie nic – oprócz tego, że Srul i Lejb przeżyli epidemię tyfusu, która falami ogarniała dzielnicę żydowską. Zagęszczanie terenów getta wiązało się z dramatycznym pogorszeniem i tak ciężkich warunków sanitarnych oraz przeludnieniem. Mimo tego, w październiku 1941 r. ulice ponownie zapełniły się przesiedleńcami.
Niestety prawie nieznane są losy Wajngartenów po 1941 roku. Informacje dotyczące ojca rodziny, Srula Wajngartena, jak i jego syna, Lejba, można znaleźć w zasobach amerykańskiego Muzeum Holokaustu. Z zeznań Moszka Strykowskiego wynika, że obu mężczyzn wywieziono do Magdeburga. Tam zginęli. Srul zmarł z głodu w październiku 1943 r., a Lejb został zastrzelony przez Niemców w lecie 1944 r. Wojnę przeżył ich kuzyn, Chaim Hersz Wajngarten. Dalsze losy Chaji Genendli oraz dwójki osób zamieszkałych razem z nimi w rodzinnym mieszkaniu są nieznane. Pochłonęła ich Zagłada.
Bardzo szeroko opisane są natomiast losy rodziny Tolsdorfów. Po wojnie nadal mieszkali na Twardej 62. Do nich wprowadzili się dalsi krewni Józefy. Ojciec Mieczysław zmarł w 1947 roku, syn Janusz wraz z matką pozostali pod tym samym adresem aż do 1949 roku. Siostra matki z mężem mieszkała tam do lat 50. O życiu Tolsdorfów w PRL można się dowiedzieć z teczki osobowej Janusza, która jest zachowana w IPN.
Pamięć po latach
Jedynym namacalnym świadectwem historii rodziny Wajngartenów oraz dramatu, który rozegrał się pod ich progiem, jest ocalały budynek kamienicy na Twardej 62. Wpisany w 2023 r. na listę zabytków województwa mazowieckiego, jeszcze w 2012 r. został wyłączony z użytkowania ze względu na zły stan techniczny i od ponad 10 lat stoi pusty. Co najmniej od 1908 r. w tym budynku Srul Wajngarten prowadził swój sklep tabaczny, zarabiając na utrzymanie rodziny, która żyła w mieszkaniu pod numerem 14. Srula, Lejba, Chaji Genendli, dwóch innych członków rodziny, ich kolejnego mieszkania na Twardej 48, muru getta, od którego rozpoczęła się ich wędrówka w głąb koszmaru, jakim było warszawskie getto i okupacja niemiecka, dawnych sąsiadów i mieszkańców getta już dawno nie ma. Po osiemdziesięciu trzech latach od zamknięcia bram getta naukowcy nadal odnajdują bezcenne ślady ich obecności: przedmioty i relacje dotyczące życia w dzielnicy zamkniętej. Ten narzucony podział mieszkańców Warszawy cały czas podlega badaniom historycznym i archeologicznym. Pozostała też pamięć o ludziach, którzy tworzyli przedwojenną Warszawę, a jej pielęgnowanie stanowi nasz naturalny obowiązek.