"Maniek był wspaniałym aktorem. Aktorem totalnym, niesłychanie wszechstronnym i bardzo wymagającym - zarówno od siebie, jak i od reżyserów, mającym ścisłe grono swoich mistrzów, których słuchał. Był wspaniałym aktorem filmowym i teatralnym, telewizyjnym i radiowym, a do tego - bardzo fajnym kolegą" - wspominał Wiktor Zborowski.
"Spędziłem z Mańkiem wiele lat w Teatrze Ateneum w Warszawie, którego to teatru Maniek był, jest i będzie legendą - na deskach tego teatru spędził prawie 50 lat" - powiedział aktor.
"Ja spędziłem tam 10 swoich najpiękniejszych teatralnych lat. Z Marianem zagrałem w dziewięciu premierach. Spotykaliśmy się praktycznie codziennie. Najdłużej graliśmy dwa spektakle: +Hemar. Piosenki i wiersze+ Wojtka Młynarskiego i +Zemsta+ w reżyserii Gucia Holoubka, gdzie Maniek wspaniale grał Cześnika, a ja starałem się partnerować mu jako Papkin. Oba te spektakle graliśmy po kilkaset razy - i w Polsce, i prawie na całym świecie" - opowiadał PAP w czwartek Zborowski. "Widywaliśmy się w teatrze bardzo często. Nie mówiąc już o spotkaniach, które miałem z Mańkiem w radiu, czy w filmie, bo tego też było mnóstwo" - wspominał.
"Odszedł jeden z tytanów mojego pokolenia" - powiedział o Kociniaku Zborowski.
Pytany, jaki Kociniak był prywatnie, Zborowski opowiadał: "Maniek był przeuroczym kolegą, biesiadnikiem, bardzo dowcipnym, wesołym. A zarazem - to był ostry gość. Gdy ktoś wszedł mu w drogę, nadepnął na odcisk, nie było wtedy żartów. Ale wszyscy, którzy go dobrze znali, wiedzieli, kiedy mu w tę drogę nie wchodzić i wtedy nie było żadnych nieporozumień".
"To był Ktoś. Pewne cechy charakterologiczne sprawiały może, że nie był łatwy w pracy, ale takie cechy są nieodłączne u ludzi utalentowanych ponadprzeciętnie. Takie rzeczy się nie tylko wybacza, ale też dokładnie rozumie. Ja miałem z Mańkiem bardzo dobre relacje. Oczywiście następowały pewne spięcia w pracy, czy prywatnie, ale to jest normalne" - mówił o Kociniaku Zborowski.
"Zachowaliśmy naszą serdeczną relację, przyjaźń do końca. Dzwoniłem do niego regularnie. Ostatni kontakt telefoniczny miałem z Mańkiem w Święta Bożego Narodzenia. Wtedy pogadaliśmy. Potem, już po śmierci jego żony, Grażyny, było z nim coraz ciężej. Nie chciał się kontaktować z nikim. Właściwie zamknął się w sobie" - wspominał aktor.
Radosław Piwowarski, reżyser serialu "Jan Serce" z Kociniakiem w obsadzie, podkreślił: "To był dla mnie zaszczyt, że tacy wspaniali aktorzy, jak pan Michnikowski i pan Kociniak zgodzili się grać w tym serialu". "To, co w Marianie było wspaniałe, to że on był tak serdeczny i że miał +błysk ironii+ w stosunku do wszystkiego, co się wokół działo" - opowiadał PAP Piwowarski.
"Mam same dobre wspomnienia z nim związane. Filmy wtedy robiło się długo, więc mogliśmy spędzić razem dużo czasu i o różnych sprawach pogadać. Był człowiekiem bardzo ciepłym, rodzinnym, towarzyskim. O kolegach zawsze mówił serdecznie - zresztą o nim też się tak mówiło. Kiedy trzeba było wypić, to się napiliśmy. Zapamiętałem go jako jasną stronę aktorstwa, człowieka radosnego" - mówił reżyser.
Wspominał też żonę aktora, Grażynę Kociniak, montażystkę filmową, która zmarła w lutym. "Z Grażyną - uroczą osobą, wesołą - tworzyli bardzo fajną parę artystyczną. Teraz jedno po drugim odeszło" - powiedział Piwowarski.
"Najbardziej rozpoznawalne cechy Mariana, jego pracy zawodowej, to wielki profesjonalizm i wszechstronność. Umiał grać wspaniale i różnorodnie. Występował w rolach i tragicznych, i komediowych. Fantastycznie śpiewał" - powiedziała PAP w czwartek Magdalena Zawadzka.
"Pracowaliśmy wspólnie głównie w Teatrze Ateneum, który był jego najpiękniejszym, najwspanialszym domem" - mówiła w czwartek aktorka. "Występowaliśmy razem także w telewizji, m.in. w +Igraszkach z Diabłem+" - wspominała Zawadzka. "Był człowiekiem bardzo przyjaznym ludziom, serdecznym. Wybuchowym dosyć, ale przecież - każdy coś tam ma" - powiedziała.