David Bowie to artysta o wielu twarzach. Urodzony w Brixton w południowym Londynie, zaczynał jako Davy Jones, nieśmiały chłopak w tweedowej marynarce. Bowie długo nie był nawet pewien, czy chce być piosenkarzem. Rozważał karierę kompozytora... musicalowego.
Potem przyszedł czas na Ziggy'ego Stardusta - z cekinami, butami na obcasie i ufarbowanymi na czerwono włosami. - "Chodziło o połączenie w jedno wszystkiego, co mnie fascynowało: od teatru japońskiego, przez Jacques'a Brela, Little Richarda i drag queens. To była hybryda tego, co mi się podobało" - wspominał artysta w rozmowie z BBC.
A Paul Trynka, biograf Bowiego dodaje w rozmowie z Polskim Radiem, że Bowie - zafascynowany protopunkowym brzmieniem Iggy'ego Popa stworzył alter ego by uwiarygodnić zmianę brzmienia. - "Jako postać wymyślona mógł być bardziej ekstremalny. Stroje, fryzury no i cała muzyka, która Davida zachwycała.." - wymienia Trynka.
Katalog wcieleń artysty uzupełniają takie postacie jak: Alladin Sane czy wampiryczny Chudy, Biały Książę.
Wydał 26. albumów studyjnych. Wśród nich znajduje się choćby słynna "Trylogia Berlińska" z końca lat siedemdziesiątych. Na pierwszym krążku owej trylogii znajduje się poruszający utwór "Warszawa", zainspirowany krótką wizytą w Polsce. Wbrew tytułowi nie zainspirowała go jednak nasza stolica, a niewielkie miasteczko, w którym Bowie zatrzymał się z zespołem wracając z wizyty w Rosji. Artysta nie potrafił sobie potem przypomnieć nazwy miejscowości.
Artysta ma na swoim koncie także liczne single. Choćby takie klasyki jak "Space Oddity" (pierwszy przebój na Wyspach), The Man Who Sold The World (zinterpretowany potem przez Nirvanę), "Life on Mars?" (z przełomowego albumu "Hunky Dory") czy "Let's Dance". Ten ostatni utwór jest symbolem najbardziej "popowego" okresu artysty. Okresu z którego dziś nie jest zbyt dumny. To wtedy poznaliśmy jego kolejne oblicze: gwiazdora MTV. "W tym czasie występowałem dla wielkich tłumów na stadionach. Myślę sobie, co ci ludzie tu robią? Dlaczego przyszli by mnie zobaczyć ? Powinni chodzić na koncerty Phila Collinsa. I zaraz pomyślałem sobie: co ja tu robię? - wspominał artysta.
Jego najnowszy krążek nosi tytuł "Blackstar" i zbiera doskonałe recenzje. "To najbardziej ekstremalny album, jaki nagrał" - tak o płycie napisał recenzent the Independent. "Ta płyta to hipnotyzujące zerwanie z przeszłością" - wyrokuje krytyk Guardiana, sugerując, że krążek pokazuje kolejną, jeszcze nieznaną twarz Bowiego.