"Obrońcy pańszczyzny" - pozycja, którą warto przeczytać?
Gdyby książki traktujące o pańszczyźnie były jadalne, to można by było – i to zupełnie spokojnie – powiedzieć, że zapanowała u nas moda na obżarstwo. Na pierwsze danie „Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego, na drugie „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego, na trzecie „Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa” Kamila Janickiego, na czwarte „Bękarty pańszczyzny” Michała Rauszera, na piąte...
Gdyby ktoś jeszcze jakimś cudem był po tej uczcie nadal głodny, to właśnie na stół wjeżdżają „Obrońcy pańszczyzny”. I tu pojawia się problem. Ten sam, który miewa niemal każdy uczestnik tradycyjnego polskiego wesela. Dochodzi druga w nocy, człowiek swoje już zjadł i wypił, a tu serwowane są smakowite flaki. I co ma teraz zrobić zmęczony człowiek: zjeść czy odmówić? Autorem tego gorącego dania jest Adam Leszczyński, znany choćby z głośniej „Ludowej historii...”. Ceniony – nawet przez ideowych przeciwników – za znajomość tematu, dobry styl i mocny warsztat. Pomijając już fakt, że człowiek to miły i publicysta – jak na lewicowego liberała – nietypowo mało wzmożony. Cóż więc zrobić? Czytać? Czy sobie darować, bo czuje się przesyt?
Specjalnie dla was spróbowałem. Czy żałuję? Nie. Bo teraz, gdy będę potrzebował się dowiedzieć, co pisali o pańszczyźnie tacy publicyści, jak ksiądz Wincenty Skrzetuski (1745–1791) albo Wawrzyniec Surowiecki (1769–1827), to już wiem, gdzie szukać. Umiem też – po lekturze „Obrońców...” – dużo lepiej periodyzować polskie wychodzenie z poddaństwa. A więc wszystko to, co wydarzyło się pomiędzy czasami stanisławowskimi (lata 60. XVIII w.), gdy podjęto – jeszcze u schyłku Rzeczpospolitej – próby ulżenia chłopskiej niedoli, aż po 1864 r., a więc finalne zniesienie pańszczyzny wieśniaków w zaborze rosyjskim. Tamto stulecie to w ogóle była bardzo ciekawa epoka w historii świata. W Polsce patrzymy na nią bardziej przez soczewkę utraty niepodległości, ale przecież to czas, gdy dochodzi do rewolucyjnych przekształceń porządku społecznego (rewolucja francuska i reakcja na nią) oraz ekonomicznego (wielka rewolucja przemysłowa). Odtworzenie ówczesnych polskich debat nad pańszczyzną (wtedy centralna kwestia społeczno-ekonomiczna) wiele doda do wiedzy na temat tamtych czasów w głowach tych, którzy zechcą po tę książkę sięgnąć.
Jednak portretując sposób myślenia obrońców pańszczyzny, Leszczyński momentami mocno przesadza. Do tego stopnia, że wychodzi mu karykatura. Widać, że konserwatysta (zwłaszcza dawno zmarły) to dla autora znienawidzony wróg ideologiczny. A nie postać, na którą warto spojrzeć chłodnym okiem badacza. Leszczyński często krytykuje swoich bohaterów, XVIII-wiecznych publicystów, za to, że straszyli grubo ciosanymi stereotypami „Zachodu” i „rewolucji”. Sam jednak robi z nimi coś podobnego. No, ale czy można mu się dziwić? Też jest publicystą. Tyle że XXI-wiecznym. A publicyści tak właśnie przedstawiają świat. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. ©℗