Żyjemy w świecie, w którym nie da się wyznaczyć wyraźnej linii między demokracją a jej brakiem. Bo demokracja to nie tylko ideał, do którego należy dążyć. To też bardzo często użyteczna pałka, którą można walić politycznych przeciwników. Klasyczna już dziś książka Joshuy Kurlantzicka przekonująco o tym przypomina.

Wydawanie prac z pogranicza politologii i publicystyki dekadę po ich napisaniu niesie za sobą oczywiście ryzyko. Gdyż wiele nazwisk, zdarzeń i zjawisk, które tworzyły ówczesne „tu i teraz” dziś ma już charakter w dużej mierze historyczny. Chavez nie żyje. Shinawatra od lat przebywa na przymusowej emigracji. Mugabe? Karzaj? Zuma? Czy ktoś o nich jeszcze pamięta? Amerykańska wojna z terroryzmem wydaje się mglistym wspomnieniem z czasów, zanim Zachód zaczął mieć prawdziwe problemy do rozwiązania. Tymczasem w książce Kurlantzicka wszystkie te zdarzenia i postaci odgrywają rolę pierwszoplanową. Trudno, by było inaczej - „Demokracja liberalna w odwrocie” ukazała się w 2013 r. Ale można zrobić sztuczkę. Można potraktować te wszystkie nazwiska jak rzeczy drugorzędne. A skupić się na opisywanym procesie. Wtedy książka amerykańskiego dziennikarza oczaruje nas świeżością. Może nawet niejednemu czytelnikowi pozwoli połączyć kropki, których wcześniej za nic w świecie połączyć nie mógł.
Bo ta książka ma w sobie siłę oraz ponadczasową aktualność. Polega ona na trafnym opisie problemu z demokracją, jaki charakteryzuje nasze czasy. Kurlantzick pokazuje na wielu przykładach, jak bardzo „demokracja” stała się narzędziem do zdobywania (a jeszcze bardziej utrzymywania) władzy oraz wpływów. Głównie przez szeroko rozumianą klasę średnią. Tak długo, jak ta klasa czuje, że ma kontrolę nad polityczną sytuacją, tak długo z demokracją jest jej zdaniem wszystko w porządku. No, może tu i ówdzie są pewne niedociągnięcia, ale generalnie jest OK. Problem zaczyna się, gdy ktoś - najczęściej populista - zaczyna pozycję klasy średniej podważać. Robiąc to pod jak najbardziej demokratycznym hasłami - jak np. ekonomiczna emancypacja najsłabszych czy ograniczenie przywilejów elit. Wtedy demokracja jest zagrożona.
ikona lupy />
Joshua Kurlantzick, „Demokracja liberalna w odwrocie”, tłum. Tomasz Zmyśliński. Wydawnictwo Nowej Konfederacji, Warszawa 2022 / nieznane
Czasami nie kończy się na biciu na alarm. Czasami populistyczne harce przerywa pucz. Taki zamach stanu jest oczywiście w interesie klasy średniej, która wojskowym kibicuje. Choć przecież pucz stoi w sprzeczności z fundamentalnymi zasadami demokracji, czyli ideologii, z którą klasa średnia tak bardzo lubi się identyfikować. Co zrobić z tym problemem? Trzeba przymknąć oko. I właśnie to się w wielu krajach zdarzyło. W Rosji albo Tajlandii. I to pokazuje Kurlantzick.
Ten proces erozji demokracji i czynienia z niej narzędzia walki politycznej zaczyna być problemem Zachodu - w miarę rozwoju populizmu. Stawka jest tak wielka, że trudno to wszystko zobaczyć poprzez zasłonę dymną interesów, narracji i medialnej ideologii. O tym ostatnim w tej książce nie ma wiele. Bo i być nie może. Kurlantzick nie jest wróżbitą. Ale opisane przez niego mechanizmy w połączeniu z odrobiną samodzielnego myślenia i dociekliwości mogą stworzyć ciekawą mieszkankę. To dobrze, gdy lektury właśnie tak działają. ©℗