Debiut Krzysztofa Skoniecznego jest równie infantylny jak jego – pozornie przewrotny – tytuł. W toku opowieści, niczym refren, powracają seks, przemoc i tajemnica, a więc żywioły napędzające kino od dziesięcioleci. Ostentacja reżysera odbiera jednak fabule cały powab i zniża ją do poziomu wulgarnej fantazji szkolnego łobuza. Zachłyśnięty przywołaną na ekranie atmosferą młodzieżowych imprez Skonieczny traci z oczu własne ambicje. Reżyser „Hardkor disko” jest jak Haneke, który z trudem wyczołgał się z party w remizie.
Scenariusz koncentruje się na problemach postaci emblematycznych dla nowego polskiego kina: agresywnego dresiarza i zaćpanej smarkuli. Antypatyczność Marcina i Oli nie zostaje w żaden sposób zrekompensowana. Reżyser nie potrafi wymyślić sensownego powodu, by rozbudzić jakiekolwiek zainteresowanie ich losami. Zamiast tego woli skupić się na wygłaszaniu stereotypowych oskarżeń pod adresem pokolenia rodziców. Nieświadomie karykaturalną postacią okazuje się zwłaszcza ojciec Oli, który przy kawie wygłasza egzaltowane frazesy o porzuceniu pasji na rzecz kariery zawodowej. Wzbudzających konsternację momentów jest w „Hardkor disko” znacznie więcej. Do historii przejdzie zapewne scena, gdy mama Oli – powiatowa pani Robinson – próbuje uwieść Marcina. Na zaczepne „co jest, łobuzie?” chłopak – ze stanowczością Bogarta, nonszalancją Belmonda i urokiem Cary’ego Granta – odpowiada tylko „hm, nic”.
W „Hardkor disko” rozczula kontrast między nieporadnością reżysera a deklarowanymi przez niego ambicjami. Widać, że Skonieczny miał w głowie słowa swego mistrza Jima Jarmuscha: „Nic nie jest oryginalne. Kradnij ze wszystkiego, co wpływa na twoją inspirację lub napędza twoją wyobraźnię”. W porównaniu z twórcą „Inaczej niż w raju” polski reżyser jest jednak jak gangster „Pershing” wobec Arsene’a Lupina. Wyraźnie czytelne nawiązania do „Funny Games” i „Nieustających wakacji” nie oznaczają próby wejścia w dialog z ich twórcami, lecz stanowią pusty popis erudycji. Natrętna kalka z „Dekalogu” Kieślowskiego pozwala natomiast uznać „Hardkor disko” za nazbyt długi film o zabijaniu.
Od zupełnej klęski imprezę Skoniecznego ratuje wyłącznie kwartet – Janusz Chabior, Agnieszka Wosińska, Marcin Kowalczyk, Jaśmina Polak. Zarówno doświadczeni, jak i początkujący aktorzy robią, co mogą, by kuriozalnej fabule nadać choćby pozory wiarygodności. Reżyser najlepiej czuje się natomiast w sytuacjach, gdy może zapomnieć o intrydze i bohaterach, a zamiast tego dać upust formalnej wirtuozerii. Dowodów swej wrażliwości wizualnej Skonieczny od lat dostarcza jednak jako twórca wideoklipów. Szkoda, że „Hardkor disko” prezentuje się na tym tle jak przydługi teledysk do niespecjalnie mądrej piosenki.
Hardkor disko | Polska 2013 | reżyseria: Krzysztof Skonieczny | dystrybucja: Gutek Film | czas: 87 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 2 / 6