Od prawie ćwierćwiecza literatura polska podszyta jest niespełnieniem. Czekamy na powieść panoramującą nasze narodowe doświadczenie – odzyskanie niepodległości czy też przełom 1989 roku (jak wolą niektórzy) i pookrągłostołową rzeczywistość. Jak dotychczas bezskutecznie – na „Lalkę” naszych czasów musimy jeszcze poczekać. A może powieściowa pustka świadczy o tym, że nie da się być drugim Prusem, a nawet nie warto się o to starać? Może zamiast reanimować epicką narrację, warto katalogować, zestawiać, kompilować, miksować i ze starych tekstów układać opowieść o nowej Polsce? Może święcąca na świecie technika mash-upu (by trzymać się terminologii muzycznej), twórczego kopiowania i przetwarzania istniejących utworów i motywów, nadaje się także do opisania doświadczenia bycia tu i teraz, także nad Wisłą i Odrą? Zanim wyślecie pod adres redakcji „Kultury” trotyl w paczce, sięgnijcie po „Historię krain i miejsc legendarnych” Umberta Eco. Wydatek będzie niemały – blisko 500-stronicowa cegła wydana na kredowym papierze kosztuje 139 zł – ale skórka warta jest wyprawki. Jednak to niejedyny koszt, z którym powinniście się liczyć, jeśli kompletujecie domowy księgozbiór lub chcecie w pełni ogarnąć zamysły włoskiego semiotyka. „Historia krain i miejsc legendarnych” to kolejna księga, w której profesor z Mediolanu opisuje świat: po „Historii piękna”, „Historii brzydot” oraz „Szaleństwie katalogowania”.
Atlantyda pierwszej świeżości
Wydawać by się mogło, że Umberto Eco zabrnął w ślepą uliczkę. W epoce cyberprzestrzeni, Google’a, cyfryzacji i niereglamentowanego (i w znacznej mierze darmowego) dostępu do wszystkiego, co kiedykolwiek napisano, katalogowanie, kompilowanie i komentowanie tekstów mija się z celem. A jednak Eco kolejny raz uniknął mielizn i nie stał się autorem drugiej świeżości, jak powiedziałby bufetowy z teatru Varietes w „Mistrzu i Małgorzacie”. Mashupować trzeba umieć. Internetowe portale i wyszukiwarki nie zastąpią biblioteki świata, kompendium wiedzy o rzeczywistości, o którym marzyli już starożytni. Google i Wikipedia są utopiami naszych czasów, taki samymi, jakimi były przywołane przez Eco mityczne Wyspy Szczęśliwe, Atlantyda, Swiftowska Nibylandia czy położona we wnętrzu ziemi i zamieszkiwana przez wysoko rozwiniętą cywilizację legendarna kraina Agartha, opisana w „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” (1923) przez naszego Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego (włoski pisarz nie bez słuszności sugeruje przy okazji, że polski łowca przygód prawdopodobnie splagiatował starszą o prawie pół wieku publikację „Misje Indii w Europie” Saint-Yves’a d’Alveydre). Każdy z piętnastu rozdziałów zaczyna się esejem oraz odnośnymi cytatami z tekstów źródłowych. Eco skrupulatnie śledzi mityczne wątki w literaturze różnych epok, demaskuje fantazję autorów, ale pozwala czytelnikowi marzyć. Analizując podania o Kukanii, cytuje „Psa Diogenesa” Francesca Frugoniego (1687). Mityczna wyspa miała się znajdować na Morzu Papki, „otoczona śnieżnobiałą mgłą jak miękka ricotta (…). Rzeki płyną tam mlekiem, źródła tryskają muszkatem, malvasią, garganico i ambile. Góry są z kaszkawału, doliny z mascarpone. Drzewa owocują serami owczymi i mortadelą. Gdy jest burza, pada grad z cukierków, gdy deszcz – spływają sosy”. W „Dekameronie” Bocaccio lokalizuje przypominającą Kukanię krainę Bengodi na terenach zamieszkanych przez Basków i uściśla, że jest to „ziemia, gdzie krzewy winorośli podwiązuje się pętami kiełbas”.
Ryczący tron Liutpranda
Mityczne były nie tylko miejsca, krainy, potwory, potwory ludzkie (jednoocy, jednostopi, mężczyźni z twarzą ukrytą w klatce piersiowej), ale i mechanizmy. Ludzkość tęskniła za maszynami, które wyręczą ją w ciężkiej pracy. Heron z Aleksandrii w dziełku „Automata” (I w.) opisał m.in. napędzany parą mechanizm, który otwierał drzwi do świątyni. Liutprand z Cremony w swoim „Anapodosis” zachwycał się wspaniałym tronem cesarza Konstantynopola. Siedzisko ozdobione figurami lwów ze szczerego złota ponoć przy ogłuszającym ryku wydawanym przez owe drapieżniki podnosiło się mechanicznie, ułatwiając monarsze zmianę szat. W swoim literacko-naukowym, ilustrowanym wieloma reprodukcjami z różnych epok dziele Eco pisze o pozytywnym aspekcie utopii. Wszak to dzięki wierze w istnienie mitycznych krain ludzkość dokonała wielu odkryć i wynalazków. Utopie były także dźwignią postępu i wiedzy. Wiara w możliwość skompilowania Liber Mundi pomogła stworzyć Google’a i Wikipedię. Z biblioteki świata (na razie) nic nie wyszło. Może to i dobrze, bo w przeciwnym wypadku Umberto Eco nie pisałby swoich „historii”.