„My Place” brzmi na wskroś amerykańsko. Oby Monika Borzym kontynuowała tę drogę, nigdy nie skręcając w stronę popowej smoothjazzowej nudy.

Jej debiut sprzed lat, wypełniony coverami „Girl Talk”, pokrył się w Polsce platyną. I słusznie, bo Monika Borzym dysponuje jednym z najciekawszych jazzowych głosów na naszej scenie ostatnich lat. Na drugiej płycie, „My Place”, wraz z pianistą Mariuszem Obijalskim zdecydowała się już nie kopiować innych i nie licząc trzech coverów, prezentuje premierowy materiał.

Niespecjalnie różni się on w klimacie od debiutu. To wciąż doskonale wyprodukowany (ponowna współpraca z Mattem Piersonem) delikatny jazz wypełniony lirycznym wokalem Borzym. Warto wspomnieć tu o wybitnych gościach na płycie. Wśród nich znaleźli się chociażby John Scofield i trębacz Randy Brecker. Także dzięki nim „My Place” brzmi na wskroś amerykańsko. Oby Borzym kontynuowała tę drogę, nigdy nie skręcając w stronę popowej smoothjazzowej nudy.

Monika Borzym | My Place | Sony Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6