"Słodka przynęta" Iana McEwana jest historią szpiegowską, miłosną oraz zachwytem nad siłą literatury.

Pierwsze strony wydają się powieścią dla kobiet, o kobiecie, pisaną przez nią. Ostatnie zmieniają ten odbiór zupełnie i zachęcają, żeby zacząć czytać od nowa. To powieść układanka, niekończąca się zabawa perspektywami. Przez wszystkie strony można powtarzać pytanie, kto opowiada, kto jest w centrum opowieści, do kogo ona należy. Co w historii szpiegowskiej jest naturalne, na miejscu, jak najbardziej sensowne. Choć prawdopodobnie do zbudowania tajemniczości wystarczyłaby sama postać Sereny Frome – dziewczyny, która ma prawie wszystko, jednak za mało, żeby być spokojną. Dlatego wchodzi do świata, który jej zdaniem może dać pełnię przeżyć. Po próbie znalezienia dla siebie właściwego miejsca na uniwersytecie, po gorącym, ale ostatecznie nieudanym romansie, przechodzi rekrutację do brytyjskich służb specjalnych, żeby tam wpływać na intelektualistów.

Jesteśmy w latach 70. ubiegłego wieku w Anglii – „Time of my life”, mówi McEwan. To najważniejszy czas w jego życiu; o powieści, która oddałaby jego charakter, myślał długo. Zanim się ukazała, „New Yorker” opublikował opowiadanie McEwana, które można uznać za szkic „Słodkiej przynęty”. Młoda studentka w 1972 r. zostaje zwerbowana do MI5 przez profesora Cambridge. „Chciałem wrócić do próby zrozumienia nastrojów zimnej wojny – mówił autor w wywiadzie udzielonym tygodnikowi. – I nie chodziło mi tylko o paranoję związaną z bronią nuklearną, podejrzliwością, ale też o sferę kulturalną. Przypomniałem sobie, że CIA przelewało miliony dolarów na działania w kulturze. Zorganizowali festiwal muzyki atonalnej w Paryżu, finansowali eksperymentalne wystawy. Wszystko po to, by przekonać Europę, że Stany Zjednoczone to potęga kulturalna, nie imperium oparte wyłącznie na pieniądzach i przebiegłych pustych głowach. Pamiętając o tym, zapragnąłem stworzyć historię miłosną z uwzględnieniem metod działania MI5”.

I powstała opowieść o sile literatury – nie tylko w związku z wyobraźnią, emocjami, lecz także polityką, uwodzeniem, kłamstwem. Czytamy o tym, jak bardzo literatura może zostać wpleciona w życie, jak się z nim przenika. Serena wierzy w realizm, a jej kochanek, pisarz, jest modernistą. W takich dwóch stylach toczy się narracja, myląc tropy co do jej autora. To również książka o tym, jak zmieniało się opowiadanie historii. Jeden ze starszych partnerów Sereny daje jej lekcje na temat królów, dawnej świetności, wielkich ludzi takich jak Churchill. Brzmi w tym echo oświecenia, kiedy Anglikom wydawało się, że cały intelektualny świat zamyka się w kampusach Cambridge, Oksfordu i Londynu. Taki punkt widzenia, zdaniem McEwana, prowadzi do akceptacji w MI5 – silny patriotyzm, bez poczucia, że w imperium może tkwić jakieś zło. Z drugiej strony refleksja nad upływającym czasem ma tu charakter najbardziej prywatny – Serena obserwuje swoich starszych kochanków ze smutkiem i strachem. „Moja matka powiedziała mi kiedyś: »Dałabym wszystko, żeby znów mieć czterdzieści pięć lat« – wspominał w jednym z niedawnych wywiadów McEwan. – Ja nie miałem jeszcze wtedy trzydziestki i pomyślałem, że to niedorzeczne. Teraz wiem, co miała na myśli”. I doskonale udaje mu się przekazać tę tęsknotę za świeżością.

Dla fanów McEwana to także materiał do odkrywania na nowo faktów z jego życia, do wejścia w opowieść o środowisku literackim, w jakim dojrzewał. Są sceny, w których mógł brać udział przyjaciel pisarza Christopher Hitchens (jemu dedykowana jest powieść), w innych można odnaleźć postać Martina Amisa albo pierwszego wydawcy McEwana Toma Maschlera. W końcu jeden z głównych bohaterów – pisarz, kuszony przez Serenę – wydaje się podobny do autora „Słodkiej przynęty”. Autor mówi zresztą o tej książce, że to rodzaj autobiografii, przepisanej z zaciemnieniami – żeby było bardziej tajemniczo. Zapis jego dzisiejszego wyobrażenia o sobie, kiedy był początkującym pisarzem. Z jedną różnicą: „Niestety, nigdy piękna młoda kobieta nie zapukała do moich drzwi, żeby ofiarować mi stypendium”.

McEwan w poszukiwania punktów stycznych rzeczywistości ze „Słodką przynętą” poszedł tak daleko, że poddał się rekrutacji do służb specjalnych. Dziś wstępne przesłuchania odbywają się w internecie. Został odrzucony. Zatem postanowił nauczyć się też zbierać i przyrządzać borowiki, co kojarzy mu się z wykwintną kuchnią lat 70. i co potrafi robić jeden z bohaterów powieści. O pomoc prosił nawet biologa, badacza grzybów. Ta próba doprowadziła go do wniosku, który ma szanse zaowocować kolejną powieścią: „Zorientowałem się, że ogromna imigracja Polaków nie da mi wygrać w tej dziedzinie. Są ekspertami. Im dalej na wschód w Europie, tym bardziej zwyczajni ludzie znają się na grzybach. To dobry przykład postrzegania rzeczywistości – dla nas grzyby oznaczają coś wykwintnego, mogą być czymś, co kusi, a dla nich – to coś najprostszego”.

Słodka przynęta | Ian McEwan | przeł. Andrzej Szulc | Albatros 2013 | Recenzja: Marta Strzelecka | Ocena: 5 / 6