Jako Jamie Fitzpatrick, samotna matka, która stara się pomóc swojej cierpiącej na dysleksję córce odnaleźć się w nieprzyjaznej szkole, Gyllenhaal wypada bardzo naturalnie. Zaraża swoim entuzjazmem i ciepłem, tworząc świetnie zgrany duet z chłodną, zdystansowaną i niepewną Violą Davis w roli nauczycielki, która jako pierwsza wspiera waleczną mamuśkę w starciu z systemem.
Film opowiada o mechanizmie rodzicielskiego „wrogiego przejęcia” szkoły (dodajmy, że jest to rodzaj licentia poetica – nie ma w amerykańskim szkolnictwie przepisów, które by to umożliwiały), dzięki któremu opiekunowie dzieci mają większy wpływ na sposób nauczania oraz kadrę nauczycielską. To z kolei niekoniecznie jest zgodne z polityką nauczycielskich związków zawodowych, które wypracowały wiele zasad i mechanizmów mających na celu chronienie posad nauczycieli za wszelką cenę. Czasem tą ceną jest jakość edukacji.
„Bez kompromisów” zebrał wiele krytycznych opinii właśnie ze względu na swoje polityczne przesłanie, które rzekomo jest antyzwiązkowe. Jak mówiła Gyllenhaal w jednym z wywiadów: „Moja rodzina jest bardzo lewicowa, więc gdybym zagrała w antyzwiązkowym filmie, nie miałabym czego szukać w rodzinnym domu podczas Święta Dziękczynienia. Osobiście jestem wielką zwolenniczką związków zawodowych – swój własny kocham i cenię. Myślę jednak, że jak każda instytucja związki zawodowe powinny mieć wbudowany mechanizm pozwalający na korygowanie tego, co nie działa lub źle funkcjonuje – w przeciwnym razie będą zawodzić. I o tym opowiada ten film” – precyzowała aktorka.
Niewiele gwiazd dysponuje tak autentycznym urokiem, który przebija przez każdą z granych przez nią ról – Maggie Gyllenhaal sprawia, że każda z jej postaci wydaje nam się sympatyczna i bliska jak siostra. Dobór słów nieprzypadkowy – w końcu trudno zapomnieć, że jest rodzoną siostrą Jake’a Gyllenhaala. To u jego boku debiutowała zresztą w znakomitym, mrocznym „Donniem Darko” (2001), w którym zagrali ekranowe rodzeństwo. Choć rola Maggie była stosunkowo niewielka, sprawiła, że aktorka została zauważona – przynajmniej przez twórców kina niezależnego. Pojawiła się w filmach takich jak „Adaptacja” czy „Niebezpieczny umysł”, by w pełni zalśnić dopiero w lekko skandalizującej „Sekretarce” (2002) – opowieści o niepoprawnej erotycznie, zabarwionej SM relacji między szefem a podwładną. I to na dekadę przed sukcesem „50 twarzy Greya”! Jednak propozycje ze strony kina mainstreamowego Gyllenhaal zaczęła otrzymywać dopiero po roli w „Sherry” (2006), gdzie zagrała narkomankę po wyroku, walczącą o odbudowanie normalnych relacji z córką. Za tę znakomitą kreację otrzymała drugą w karierze (po „Sekretarce”) nominację do Złotego Globu. To uwiarygodniło ją w oczach hollywoodzkich mocodawców na tyle, że zaowocowało rolami w superprodukcjach, takich jak „World Trade Center” czy „Mroczny rycerz”.
Do dziś kariera Maggie rozpięta jest między inteligentnymi scenariuszami filmów indie, takimi jak „Szalone serce” (2009), w którym wystąpiła u boku Jeffa Bridgesa i zgarnęła swoją pierwszą oscarową nominację, a blockbusterami, jak „Świat w płomieniach”. Jak mówi sama Maggie: „Głównonurtowe Hollywood produkuje kilka dobrych filmów rocznie. Aby mieć możliwość grania w nich, trzeba się przebić do ścisłego grona kilku największych gwiazd. Oczywiście powstaje też wiele fatalnych filmów, w których wcale nie chcę występować. Ale z drugiej strony kino niezależne ma identyczne proporcje – kilka dobrych, mnóstwo złych filmów. Moim celem jest granie w tych dobrych i żeby ludzie mieli możliwość ich oglądania” – podsumowała swoją strategię w wywiadzie dla magazynu „Interview”.
Życząc jak najlepiej tej utalentowanej, inteligentnej i pełnej wdzięku osobie, muszę przyznać, że pomijając „Mrocznego rycerza”, który jest dość specyficznym przypadkiem wielkiej superprodukcji, zdecydowanie przedkładam jej role w kinie niezależnym. Czy będzie to pełen dowcipu, intelektualny scenariusz jak „Przypadek Harolda Cricka”, czy zabawna, na granicy farsy opowiastka jak „Histeria – Romantyczna historia wibratora” – to w tych niewielkich filmach talent Gyllenhaal widać jak na dłoni. W wielkich produkcjach zaś gubi się i marnuje.
Bez kompromisów | HBO | niedziela, godz. 20.10, czwartek, godz. 10.50