Przy debiucie Hugh Lauriego dwa lata temu zastanawialiśmy się, czy to kolejna ekstrawagancja aktora. Drugi krążek temu zaprzecza. Zabrzmi na żywo w Warszawie.

„Jest tyle rzeczy na świecie, na których warto się skupić. Dlaczego ktoś miałby swój cenny czas poświęcać na dokonania muzyka, który de facto nie jest muzykiem, tylko aktorem? Nie mam pojęcia, czy ktoś zainteresuje się moją drugą płytą. Wiem tylko, że to muzyka, którą kocham” – zdradził w wywiadzie przy okazji promocji ostatniego krążka „Didn’t It Rain” Dr House. Nagrał na niej m.in. takie klasyki amerykańskiego grania jak „I Hate a Man Like You” Jelly Roll Mortona czy „Vicksburg Blues” z repertuaru Little Brother Montgomery. Podczas gdy na debiucie „Let Them Talk” wsparli go chociażby Tom Jones i Dr. John, na drugim krążku pojawili się m.in.: Gaby Moreno, Jean McClain i Taj Mahal. Oczywiście trudno nazwać Lauriego muzykiem wybitnym. Ale trzeba przyznać, że gdy gra na gitarze, siedzi przy pianinie czy śpiewa, ma bluesowe wyczucie i potrafi zabrzmieć jak rasowy nowoorleańczyk. Warto pamiętać, że lekcje gry na pianinie zaczął pobierać już w wieku sześciu lat. Co prawda syn złotego medalisty w wioślarstwie podczas igrzysk w Londynie 1948 roku nie ukończył szkoły muzycznej, ale ta towarzyszyła mu przez całą młodość. Głównie w postaci amerykańskiej muzyki korzeni. W radiu słuchał chociażby klasyka bluesa Williego Dixona. Hugh przyznaje, że „I Can’t Quit You, Baby” Dixona zmieniło jego życie. Od lat uwielbia też mistrzów gitary w postaci Lightnin” Hopkinsa, Bo Diddleya czy Muddy’ego Watersa oraz pianistów Pete’a Johnsona, Jelly Roll Mortona, Championa Jacka Dupree. Te korzenie słychać dobitnie w muzyce Dr. House’a.

Hugh Laurie to naturalnie nie pierwszy aktor, którego możemy oglądać na muzycznej scenie. Bywają na niej przecież przeróżne osobistości kina. Od Woody’ego Allena, przez Russella Crowe’a, Bruce’a Willisa, Kevina Costnera, po Juliette Lewis i Emmanuelle Seigner. Rzadko kto potrafi jednak tak efektownie współdziałać ze sceny z publiką. Lauriego stać na kwestie w stylu: „Prawdopodobnie coś tutaj zepsuję, ale słuchajcie wtedy mojego zespołu, nie mnie. Na mnie patrzcie, a ich słuchajcie”.

Na koncercie w Sali Kongresowej będzie można usłyszeć materiał z dwóch płyt Lauriego. Wśród piosenek covery Williego Dixona („Mellow Down Easy”) czy Raya Charlesa („Unchain My Heart”). Na scenie towarzyszyć mu będą doskonali muzycy. Zapowiada się piękny wieczór pełen bluesa i humoru. Zdecydowanie nie tylko dla fanów serialu „Dr House”, ale przede wszystkim dla miłośników brzmień z Nowego Orleanu.