"Panaceum" to solidny thriller. Szkoda, że Steven Soderbergh postanowił pożegnać nim się z kinem.

Porównania z Hitchcockiem pojawiające się w zachodniej prasie są trochę na wyrost, podobnie jak i widniejąca poniżej ocena filmu. Nie zmienia to faktu, że tak sprawnego twórcy kina środka jak Steven Soderbergh dzisiaj trzeba szukać ze świecą. Zmagając się z materią coraz to innych formuł gatunkowych i częściej wychodząc z owych przepychanek obronną ręką niż na klęczkach, Soderbergh dowodzi swojej elastyczności i zdolności adaptacyjnych. Jednocześnie wciąż potrafi zachować własny styl i wyrazisty język narracji, choć przecież zdarzało się, że kręcił po dwa filmy rocznie. Znakomicie operuje niedomówieniem, pozwalając wybrzmieć ciszy, suspens budując nie za pomocą frenetycznego montażu, ale kompozycyjnej pustki. „Panaceum” faktycznie skroił zgodnie z prawidłami hitchcockowskiego thrillera, bohaterem czyniąc everymana wplątanego w skomplikowaną intrygę kryminalną.

Po próbie samobójczej dwudziestoparoletnia Emily trafia pod opiekę psychiatryczną doktora Jonathana Banksa. Kobieta nie radzi sobie z nową sytuacją: jej mąż właśnie wyszedł z więzienia po kilkuletniej odsiadce. Na życzenie pacjentki i po otrzymaniu stosownej rekomendacji od swojej koleżanki po fachu Jonathan zgadza się na kontynuowanie leczenia za pomocą eksperymentalnego psychotropu. Niepożądane efekty uboczne okazują się jednak tragiczne w skutkach – otępiała Emily zadaje swojemu mężowi serię śmiertelnych ciosów nożem, a za zaistniałą sytuację zostaje obwiniony Banks. Życie psychiatry wali się niczym domek z kart. Układanka okazuje się mieć o wiele więcej niepasujących do siebie elementów, niż się wydaje na pierwszy rzut oka, a Jonathan jest tylko pionkiem w przemyślnej grze, której zasad jeszcze nie zna.

Mimo że rozwiązanie całej zagadki nie zaskoczy starych wyjadaczy, „Panaceum” trzyma w napięciu, oferując widzowi niezłą wieczorną rozrywkę, choć trzeba powiedzieć szczerze, niewiele ponadto. Film Soderbergha to typowa jednorazówka, aczkolwiek do cna wyciskająca konwencję thrillera. Nie zapadnie w pamięć jak postmodernistyczne eksperymenty Briana De Palmy z kinem Hitchcocka, ale to nadal kawał porządnej roboty, do tego ze znakomitą obsadą. Niegdysiejsze bożyszcze żeńskiej części publiczności Jude Law gra tutaj łysiejącego, bezradnego psychiatrę, zaś Rooney Mara potwierdza, iż jest prawdziwym hollywoodzkim objawieniem tej dekady.

Panaceum | USA 2013 | reżyseria: Steven Soderbergh | dystrybucja: Monolith | czas: 106 min | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 4 / 6